Filozofia przez całe wieki
rozważała zagadnienie ludzkiej natury, gdyż sądzono, że jest to klucz do
zrozumienia człowieka. Od samego początku filozofia zajmowała się naturą tego,
co realne. Jeżeli rozważano nasz ziemski świat jako realną całość, to starano
się określić jego naturę, czyli fizis.
Oczywiście z czasem sama ta natura stawała się przyrodą, zaś badanie
otaczającej nas rzeczywistości nazywano filozofią przyrody. Niestety również
naturę człowieka rozważano w tym kontekście. Stąd człowieka już za czasów
Platona i Arystotelesa określano mianem zwierzęcia (raz było to zwierzę
dwunożne nieopierzone, a raz zwierzę rozumne).
Otóż fizis jako natura lub istota
była uważana za przyczynę tożsamości oraz działania danej rzeczy (jakiegoś
bytu). Każda pojedyncza rzecz jako element rzeczywistości (to on) była wyposażona w swoją
naturę (istotę), która nadawała jej sposób istnienia i działania, kształt i
charakter (czyli jakąś tożsamość) oraz odróżniała ją od innych rzeczy (różność
albo odrębność).
Wiedza naukowa (w starożytności
tożsama z filozofią) miała opisywać naturę danej rzeczy, czyli po prostu ją
definiować. Właśnie dobrze sformułowana definicja (o co dbał Sokrates) ujmowała
naturę i istotę danej rzeczy. Tak też funkcjonowała u Arystotelesa wiedza naukowa
(teoria). Zatem wiedza miała na celu opis rzeczywistości przy pomocy definicji
ujmujących rodzaj i gatunek. Właśnie pod pojęciami rodzaju i gatunku miała się
kryć, czy raczej ujawniać i wyjaśniać natura danej rzeczy. Rodzaj ujmował cechy
bardziej ogólne (ogólną tożsamość), natomiast gatunek wskazywał na różnicę
(wyróżnik gatunkowy – differentia
specifica) jako cechę, która wyróżnia określony gatunek. Z kolei konkretnym
jednostkom (pojedynczym bytom) przypisywano cechy przypadłościowe jak rozmiar,
kolor lub działanie.
Według Arystotelesa rodzaj i
gatunek występujące w definicji miały określać podmiot substancjalny, czyli
substancję (ousia właściwie tożsama z
istotą bytu), zaś cechy przypadłościowe (accidentia)
występowały jako właściwości zapodmiotowane w substancji, które różnicując
jakiś zbiór substancji wyznaczały konkretne jednostki. Z jednej strony mamy
więc wokół nas różne rzeczy (realne byty), które istnieją i działają. Te
konkretne byty posiadają swoje ontyczne wyposażenie (zawartość ontyczną – inhaerentia), czyli istotę złożoną z
formy i materii (albo duszy i ciała w przypadku bytów ożywionych) albo z
substancji i przypadłości. Wszystkie tego typu opisy odnoszą się do jakiejś
wewnętrznej natury rzeczy (fizis lub essentia). Z drugiej zaś strony mamy
naszą ludzką wiedzę na ten temat opartą na poznaniu zmysłowym i umysłowym. Właśnie
tę wiedzę ujmujemy i wyrażamy językowo w formie definicji posługując się
pojęciami (albo ich znaczeniami) o różnym zakresie ogólności. Grecy uważali, że
wiedza, aby być teorią naukową, musi być ogólna. Możemy więc zdefiniować różne
rzeczy przy pomocy pojęć ogólnych rodzaju i gatunku. Jednak nie można
zdefiniować jednostkowych rzeczy, można je natomiast tylko nazwać. Stąd
poszczególnym ludziom nadajemy imiona i nazwiska (też przydomki), lecz nie
tworzymy dla nich definicji (tutaj pole do popisu ma oczywiście literatura ze
swoimi charakterystycznymi opisami).
Czym więc jest ta filozoficznie
ujęta, czyli poznana, natura rzeczy (istota bytu)? Oczywiście zdawano sobie
sprawę, że chodzi o realne i faktyczne wyposażenie lub zawartość danej rzeczy,
jednak jednocześnie już na poziomie wiedzy była mowa o pojęciowej definicji tej
rzeczy. Dlatego w pewnym momencie historii stwierdzono, że realnym bytem jest
połączenie pojęcia z materią (patrz spór o powszechniki w XII wieku). Mamy więc
z jednej strony rzeczywistość, czyli realne byty, a z drugiej strony poznanie,
które chcemy jakoś opowiedzieć i wyrazić w języku. Grecy mówili w tym przypadku
o dwóch dziedzinach: (1) o fizyce, czyli teorii przedstawiającej fizis; (2) oraz o logice, czyli teorii
poznania wyrażonej w języku. Teoria logiczna Arystotelesa domagała się, żeby
wypowiedzi poznawcze były zgodne z rzeczywistością. Prawda miała być zgodnością
z realnością. Trzeba jednak zauważyć, że fizyka, a później również metafizyka,
dość szybko rozeszły się z logiką i teorią poznania.
To wszystko niestety dotyczyło
również człowieka i wiedzy o człowieku. O ile poznawcze ujęcie natury dość
dobrze pasowało do świata przyrodniczego, to już znacznie gorzej było z
rozumieniem człowieka. Od początku bowiem pojmowano i opisywano człowieka jako
zwierzę. Ten zdawałoby się mały błąd (pars
pro toto) popełniony na początku stał się wielki i coraz większy na końcu.
Nawet scholastyka przeniknięta duchem objawienia (wiedzy nadprzyrodzonej) nie
zdołała wypracować właściwego rozumienia człowieka jako bytu przekraczającego
porządek przyrody, chociaż przyjmowano, że człowiek został stworzony przez Boga.
Jednak nie stwierdzono, że to osoba ludzka jest stwarzana bezpośrednio przez
Boga. Niestety definicja Boecjusz poddała na nowo osobę (użył terminu individua substantia, chociaż Wiktoryn
już w poprzednim wieku mówił o exsistentia)
rozumnej naturze człowieka (rationalis
naturae), co oznaczało, że osoba została sprowadzona do rozumnej natury
człowieka, co pokutuje oczywiście do dzisiaj we wszystkich ujęciach
filozoficznych (może poza tezami polskiego personalizmu Wojtyły i Gogacza).
Trzeba jasno powiedzieć, że aby
zrozumieć człowieka, należy postawić tezę, że osoba nie jest rozumną naturą.
Wojtyła przedstawił tutaj genialne rozwiązanie, że osoba jest podmiotem
istnienia i działania. W Osobie i czynie
używa łacińskiego terminu suppositum,
dlatego idąc jego tropem możemy sformułować definicję osoby w następujący
sposób: persona est suppositum essendi et
agendi. Taka definicja odsuwa rozumną naturę gdzieś na bok. Pozostaje
natomiast w zgodzie z metafizyką św. Tomasza głoszącą, że realny byt składa się
z istoty i istnienia. Pierwsze jest istnienie jako efekt stwórczego aktu Boga,
zaś istota jako możność zostaje dokomponowana na mocy istnienia (już osobowego
istnienia). Bóg więc sprawia podmiotowość istnienia, czyli właśnie osobę i
życie, które z kolei przyczynują wyposażenie duchowe i cielesne człowieka.
Osoba tworzy wyposażenie duchowe, czyli rozumność w postaci władz duchowych,
natomiast nasza cielesność powstaje pod wpływem podmiotowości życia (vivere albo vitalitas, czyli moc ożywcza, jak przedstawia to Wiktoryn). Bóg
stwarza zatem bezpośrednio istnienie bytu ludzkiego, które jest wyposażone we
własności osobowe oraz własności życiowe, a dopiero te własności stanowiące
wyposażenie istnienia przyczynują duszę i ciało.
Podmiot osobowy komponuje sobie
naturę duchową (czyli władze duchowe), natomiast podmiot ożywczy kształtuje
sobie cielesność (czyli organizm żywy). Bóg stwarza więc człowieka jako osobę
uduchowioną oraz wcieloną. Jednak Bóg nie stwarza bezpośrednio naszej natury,
czy to w wymiarze duchowym, czy cielesnym. Tego dokonuje już sprawcza moc
własności istnienia stwarzanego bezpośrednio przez Boga.
Trzeba obecnie postawić pytanie,
jak poznajemy rzeczywistość? Jak poznajemy siebie i to, co nas otacza?
Oczywiście to, co się nam narzuca, to poznanie zmysłowe, czyli dotykanie
rzeczywistości za pomocą zmysłów. Widzimy różne rzeczy i dotykamy ich, bierzemy
do ręki. Ale biorąc pod uwagę tylko to poznanie jako bezpośrednie doświadczenie
zapominamy najczęściej o rozumieniu rzeczywistości. My nie tylko widzimy różne
rzeczy, ale przenikamy je umysłowo lub duchowo (intelektualnie). Można
powiedzieć, że ogarniamy rzeczywistość również w sposób umysłowy (filozofia
mówi o umysłowym oglądzie). Skutkiem tego duchowego ujęcia (intellegere) jest rozumienie (intellectus). Trzeba też wiedzieć, że intellegere nie ma nic wspólnego z cogitare (myśleniem). Kartezjusz chyba
pod wpływem złośliwego Demona zamienił dawne intellegere na cogitare (cogito), co spowodowało katastrofę dla
filozoficznego poznania, które odtąd stało się myśleniem.
Filozofia nowożytna jako teoria
myślenia przestała się zajmować rzeczywistością i tym, co realne. Zaczęto
pojmować człowieka jako podmiot myślący (res
cogitans), co doprowadziło do stworzenia koncepcji świadomości (oraz
zdefiniowania człowieka jako homo sapiens
– człowiek myślący). Wymusiło to powstanie fenomenologii jako odpowiedniej
teorii poznania jako myślenia. Już Kant wykazał, że myślenie odwołując się do
danych zmysłowych tworzy swoje własne przedmioty poznania, czyli fenomeny.
Następnie Hegel stwierdził, że w świecie mamy do czynienia z bytami
fenomenologicznymi, czyli logicznymi. Cała rzeczywistość podlega Myślącemu
Umysłowi (Duchowi Absolutnemu), dlatego jest pomyślana i logiczna. Ostatecznie
wszystko podsumował Husserl, który stworzył swoją fenomenologię jako teorię
czystej świadomości. Mamy tutaj jakąś transcendentalną świadomość, która
ogarnia cały możliwy zakres myślenia, czyli rzeczywistość intencjonalną
(rzeczywistość możliwą). W ten sposób to, co realne straciło zupełnie wartość i
znaczenie. Zostało wypchnięte poza świat człowieka, którym od tej pory stała się
świadomość. Liczy się teraz to, co pomyślane, czyli ostatecznie to, co można
wymyślić. To pozwoliło na zdominowanie rzeczywistości przez technikę.
Rzeczywistość została zagarnięta przez technikę i możemy powiedzieć, że dziś
technika liczy się bardziej niż rzeczywistość (a już na pewno przeliczając to
na pieniądze).
To wszystko ma oczywiście
bezpośredni wpływ na rozumienie człowieka. Dziś człowiek jest raczej
użytkownikiem techniki niż realnym podmiotem działania. Ważniejsze jest to,
czym się posługuje, a nie to kim jest. To pokazuje nam, że rozumna natura
(interpretowana dzisiaj jako myśląca świadomość) wzięła górę nad realnością
osoby. Człowiekowi wydaje się, że może żyć bez swojej osoby, bo ona przeszkadza
mu w osiągnięciu sukcesu. Oczywiście tu na ziemi w świecie technicznym, jaki
sobie stworzyliśmy, człowiek może żyć i działać jako myśląca świadomość. Ale w
ten sposób człowiek pozbawia się życia osobowego, a tym samym pozbawia się
zbawienia i życia wiecznego.
Dlaczego człowiek poddał się
myślącej świadomości? Z pewnością dlatego, że nie poznał samego siebie. Nie
poznał i nie zrozumiał własnej osoby i własnej egzystencji. Gdyby historia
filozofii potoczyła się inaczej, może mielibyśmy dzisiaj zupełnie inny świat.
Gdyby w odpowiednim momencie została sformułowana właściwa definicja osoby (już
Wiktoryn wprowadził termin exsistentia),
na przykład taka = persona est individua
exsistentia rationalis naturae, gdzie individua
exsistentia oznaczałaby individuum
esse, to wtedy filozofia i cała ludzka wiedza wyglądałaby zupełnie inaczej.
Z pewnością również metafizyka św. Tomasza nabrałaby innego sensu. Przecież
jego rozumienie realnego bytu jako złożonego z istnienia i istoty odwoływało
się do zasad realności, a nie do naszego myślenia o niej. Jednak propozycje wiedzy
pomyślanej odniosły większy sukces (Duns Szkot i Suarez).
Patrząc historycznie możemy
stwierdzić, że Dominikanie chcieli bronić Kościół doktrynalnie, czyli przy
pomocy teologii i filozofii. Franciszkanie z kolei zamierzali bronić Kościół
praktycznie, przy pomocy praktycznej pobożności. Natomiast Jezuici uważali, że
Kościół trzeba bronić organizacyjnie, czyli w sposób instytucjonalny (chcieli
stworzyć potęgę instytucjonalną). Dzisiaj tak naprawdę prawdę o człowieku głosi
Kościół Katolicki. Tylko w Kościele znajdziemy naukę, że człowiek jest osobą i
dlatego może się spotkać z Osobowym Bogiem.
Natomiast na uniwersytetach nie
naucza się już dziś prawdy o człowieku, lecz przedstawia się różnorodne pomysły
i poglądy na temat człowieka. Jeśli odrzucimy prawdę o człowieku, to jesteśmy
skazani na głoszenie dowolnych poglądów na temat człowieka. Takie postępowanie
ma dalsze swoje konsekwencje. Jeżeli nie chcemy zrozumieć i poznać, kim jest
człowiek, to zaczynamy żyć na zasadzie „widzi mi się”. Co gorsza, podkreślamy
wówczas wolność naszego działania, traktując ją jako coś twórczego. Musimy
jednak wiedzieć, że ludzka wolność sprawdza się w działalności artystycznej,
lecz rzeczywistego życia nie można kształtować w sposób dowolny, bo to prowadzi
nas na manowce. Wolność działania stanowi tylko możliwość (jakieś pole
możliwości). Otóż żeby w ogóle działać, czyli coś robić, człowiek musi znaleźć
w sobie choćby odrobinę mocy sprawczej. Powinniśmy odkryć i odnaleźć w sobie
jakieś źródło aktywności. Takim źródłem na pewno nie może być wolność jako
możliwość. Takim źródłem musi być realna podmiotowość sprawcza. Filozofia
realistyczna podpowie nam, że chodzi o akt bytu, czyli esse. Takiego sprawczego aktu nie znajdziemy na poziomie naszej
natury (istota bytu jest bowiem możnością).
Cała sprawcza aktywność jest
zawarta w ludzkiej egzystencji, czyli podmiotowości istnienia. To właśnie tam
znajduje się aktywność osoby oraz aktywność życia. Wojtyła przypominał, że operari sequitur esse. To w istnieniu (esse) jest zawarta cała nasza moc
sprawcza. To pokazuje, że podmiotem sprawczym jest osoba ludzka, natomiast
natura stanowi jedynie podmiotowość wykonawczą. To pokazuje jednocześnie, że
człowiek powinien działać osobowo realizując dar życia. Działanie osobowe jest
zawsze działaniem odpowiedzialnym (osobowy podmiot odpowiada za swoje
działanie), ale działanie na zasadzie wolności (dowolność działania) stoi w
sprzeczności z odpowiedzialnością. Nie można odpowiadać za wolność. To by
znaczyło, że sama wolność jest nieodpowiedzialna. A to już prowadzi
bezpośrednio do stwierdzenia, że wolny handel jest nieodpowiedzialny, a co za
tym idzie nieodpowiedzialna jest także liberalna demokracja.
Odpowiedzialność jest istotną
cechą działania osobowego, które ma charakter moralny, natomiast dowolność jest
cechą samodzielnego działania rozumnej natury (czyli myślenia albo wolnego
wyboru). Nasza rozumność, kiedy osiąga stan czystej świadomości, zaczyna
działać „na własną rękę”, a więc bez przyjmowania mocy sprawczej płynącej z
podmiotowości istnienia, i dlatego działa wówczas w sposób wolny i niezależny,
czyli bez liczenia się z realnością. Nasze wolne działania stają się
niezależne przede wszystkim od realności. Fenomenologia Husserla stworzyła
całkowicie mylną kategorię aktów intencjonalnych naszej świadomości, które nie
mają w sobie, ani nie niosą z sobą żadnej aktywności. Te myślne intencje
przebiegają w jakimś polu możliwości nie stanowiąc niczego realnego, dlatego są
czymś całkowicie dowolnym (nawet gdy łapią jakieś dane zmysłowe /naoczność/,
robią to w sposób dowolny). Człowiek, który chce żyć tylko świadomością,
zagłębia się w świat możliwości, przez co pozbawia się własnej realności.
Tak naprawdę świat możliwości był
dawniej domeną sztuki. To właśnie twórczość artystyczna otwierała przed człowiekiem
różne możliwości życia i działania. Ale zdawano sobie sprawę, że to jest
kreacja i nie należy po to sięgać. Teatr grecki przedstawiał dramat człowieka,
kłamstwa i zbrodnie, aby ludzie wiedzieli, czego należy się wystrzegać.
Niestety w pewnym momencie (gdzieś w Renesansie) ludzie zapragnęli żyć sztuką.
A to popchnęło ich w świat możliwości. Co więcej, zbiegło się to z odkrywaniem
nowych możliwości podróżowania po nieznanym do tej pory świecie (odkrycie
Ameryki przez Kolumba). Takie nowe możliwości fascynowały ludzi. Odtąd zaczęto
poszukiwać czegoś nowego (nowych wrażeń, nowego świata). Ludzie zaczęli
odważnie iść przed siebie nie wiedząc dokąd to ich zaprowadzi. Człowiek chciał
być odkrywcą (takim sztukmistrzem, czyli twórcą nowego życia).
Człowiek zaufał swojemu myślącemu
rozumowi. Ponieważ ten rozum sprawdził się w praktyce odkrywania nowego świata,
dlatego zawierzono mu całkowicie. Odtąd rozum będzie uważany, za jedyny kompas
i wyznacznik postępowania ludzkiego. Kierując się rozumem człowiek uwierzył w
to, że posiada moc sprawczą, która pozwala mu podbijać świat. Uwierzył w swoje
możliwości odkrywcze. Dzisiaj wyruszył już na podbój kosmosu. Człowiek czuje
się panem świata i wszechświata. Uwierzył w nieskończoność możliwości
technicznych. Uwierzył, że osiągnie doskonałość i szczęście dzięki rozwiązaniom
technicznym. I nawet nie zauważył, że staje się jedynie sługą maszyny (czyli
obsługą urządzeń technicznych). Dziś człowiek nie jest w stanie obejść się bez
urządzeń technicznych.
Od czasów Oświecenia społeczeństwem
zaczął rządzić rozum. Uwierzono w jakiś oświecony rozum. Czym jednak miał być ten
oświecony rozum, to do końca nie wiadomo. Odrzucono realność Boga, tak więc nie
mógł On oświecać ludzkiego rozumu. Gdy jednak uznamy, że rozum miał być oświecany
dzięki nagromadzonej wiedzy (jak chcieli encyklopedyści), to okaże się, że
będzie zdany na zależność od naszych pomysłów i poglądów, od ludzkich zdolności
i poczynań. W ten sposób uzależniono rozum człowieka od ludzkich możliwości. W
doskonałość takiego rozumu można było już tylko uwierzyć. Dlatego wiarę w
realnego Boga zastąpiła wiara w Rozum. Odtąd człowiek zamierzał żyć po swojemu,
czyli rozumnie, a nie po Bożemu, czyli osobowo. Takie podejście w oczywisty
sposób prowadziło do rozwoju techniki i rewolucji przemysłowej. W tej
dziedzinie ludzkie myślenie znalazło sobie pole do popisu.
Od tej pory mamy do czynienia z
rozwojem myślącego rozumu. Człowiek poddał się strumieniowi myśli, które
pędziły przed siebie w sposób całkowicie dowolny. To prawda, że myślenie
napędza rozwój technologiczny, ale nie dostrzegano, że technika pochłania coraz
więcej realności (zasobów naturalnych). A już zupełnie nie zauważono, że technika
zaczyna odbierać człowiekowi osobową realność (życie rodzinne). Jeżeli
zaczynamy zabiegać tylko o nowinki techniczne, to znaczy, że zatracamy życie
osobowe, gdyż wszelkiej doskonałości poszukujemy na zewnątrz, a nie w sobie
samych.
Wydaje się, że musimy powrócić do
doświadczenia wewnętrznego. Analizę tego doświadczenia przeprowadził i pokazał
nam Wojtyła w swoim dziele Osoba i czyn.
Chyba zupełnie niepotrzebnie zinterpretowano te dokonania jako fenomenologiczny
punkt wyjścia. Tam nie ma żadnej fenomenologii, ale jest to analiza żywej
realności osobowej człowieka. Autor sięga do samej osobowej podmiotowości
człowieka i stamtąd wywodzi ludzki czyn moralny. Mamy więc do czynienia z
opisem prawdziwej realności człowieka. To osoba jest bowiem tym, co w człowieku
naprawdę realne. Osobę Wojtyła zawsze pojmował jako podmiotowość istnienia i
działania. Możemy więc stwierdzić, że właśnie Wojtyle zawdzięczamy ukazanie
prawdy o człowieku – człowieku jako osobie, a nie różne poglądy na temat
ludzkiej natury. Już jako Papież pokazywał, że człowiek jako osoba
przeciwstawia się wszelkim rozwiązaniom technicznym (technice). Całą
działalność człowiek powinien zatem podporządkować swojej osobie.
Można postawić pytanie, czy ta
osobowa wizja człowieka ogranicza go w jakiś sposób? Powiemy, że nie ogranicza
lecz wprost poszerza jego realność. Ale ktoś odpowie, że to ogranicza jego
wolność albo wolną świadomość. I znowu wracamy do radykalnego odróżnienia osoby
i świadomości. Jeśli chodzi o ludzkie postępowanie, to sprowadza się to do
tezy, że przed człowiekiem stoją dwie drogi rozwoju. Jedną drogę wyznacza
aktywność jego osoby. Jest to droga rozwoju ludzkiej realności, która wiedzie
nas ku zbawieniu i wieczności. Natomiast druga droga jest określana przez naszą
świadomość i jej myślenie. O ile pierwsza droga ma jasno określony cel i kres,
o tyle druga droga okazuje się drogą postępu, który nie wiadomo dokąd nas
prowadzi (może zaprowadzić nas w przepastną otchłań kosmosu, tylko po co).
Każdy człowiek staje przed wyborem swojego życia, czy wybrać określoną
realność, czy nieokreśloną możliwość? Realność jest jasna i oczywista, zaś
możliwość kusi nas zawsze swoją tajemniczością, chociaż jest to tak naprawdę
tylko nieokreśloność.
Realność jest czymś
niepodważalnym i dlatego wydaje się być czymś koniecznym, natomiast możliwość
jest dowolna. Współczesnemu człowiekowi wbito do głowy, że czymś, co decyduje o
jego człowieczeństwie, jest wolność, dlatego nie lubi on powinności i
odpowiedzialności jako tego, co się narzuca. Ostatecznie w imię wolności
człowiek odrzuca moralność, która czegoś od niego wymaga. Przecież dużo łatwiej
i przyjemniej jest się odwołać do wolności, która niczego nie wymaga, ale też
niczego nie daje, bo wszystko odbiera. Tak naprawdę człowiek jest wolny tylko
wtedy, gdy nie ma niczego i niczego nie potrzebuje. Ale taki człowiek jest
absolutnie samotny. Samotność bez niczego realnego i bez nikogo realnego. Otóż
to jest absolutnie niezależna świadomość. Taka transcendentalna świadomość.
Czyżby to był Demon lub Szatan?
Człowiek może więc poddać się
transcendentalnej świadomości zagłębiając się w świat możliwości albo spotkać
się z Osobowym Bogiem otwierając przed sobą realne trwanie, czyli życie wieczne
i zbawienie. Człowiek musi sobie zdawać z tego sprawę, powinien zawsze o tym
pamiętać, a nie tłumaczyć się, że nie wiedział, co robi. Wraz ze śmiercią
przyjdzie bowiem moment rozliczenia. A wówczas wszelka możliwość zniknie
bezpowrotnie, pozostanie zaś tylko to, co realne – Świętych obcowanie
(wspólnota Świętych z Bogiem).
Na co dzień możemy się obrażać na
trudy realnego życia. Ale wspólnota osobowa, czyli rodzina, potrafi wynagrodzić
wszystkie trudy. Gdy jednak nie chcemy podjąć trudu osobowego życia, wtedy
jesteśmy skazani na wybór przyjemności. Przyjemności są czymś nietrwałym,
dlatego nie da się zbudować na nich niczego trwałego. Jeśli zaczynamy gonić za
przyjemnościami, to trzeba wiedzieć, że podtrzymywanie przyjemności wymaga
nasilenia i eskalacji. Żeby odczuwać jakąś przyjemność potrzeba coraz
silniejszych bodźców. Przyjemność jest bowiem reakcją naszego układu nerwowego,
który odbierając pewne bodźce przyzwyczaja się do nich. Aby nieustannie
odczuwać doznania przyjemności, trzeba stale nasilać bodźce. Włącza się tutaj
nasza świadomość, która każe nasilać bodźce cielesne, a wtedy dochodzi do
takiego momentu, że przyjemność zamienia się w przykre doznanie, a nawet cierpienie
bólu.
Powinniśmy wiedzieć, że nasza
duchowość nie może się kierować doznaniami cielesnymi. Gdy świadomość narzuca
duchowości przyjęcie przyjemności, wtedy kończy się to uzależnieniem od
preferowanych doznań. Co więcej, nasza świadomość zaczyna tworzyć własne
interpretacje przeżyć napędzając w ten sposób eskalację doznań albo nawet
wymyślając różne dodatkowe okoliczności, sięgając po przemoc i zbrodnię
włącznie. Przyjemność cielesna ma swoje granice. Jeśli przestaje ona zaspokajać
nasze przeżywanie, to świadomość domaga się dodatkowego wzmocnienia i
nasilenia. To dlatego na koniec pojawia się przemoc i zbrodnia. Mówiąc krótko,
życie wyłącznie przyjemnościami może nas zabić albo zabić innego człowieka
(kogoś bliskiego). Jest się czego bać.
Nasze życie powinno być
przeżywaniem czegoś pięknego. Chodzi o przeżywanie samego życia, które jest dla
nas obrazem piękna. Nasze życie nie może być tylko przeżywaniem przyjemności,
bo to może się źle skończyć. Tylko piękno – osobowe piękno – może uratować
naszą uczuciowość i nasze przeżycia. Piękno daje bowiem uczuciowości siłę,
która pozwala jej przeżywać radość i nadzieję. Człowiek powinien żyć nadzieją
na piękne życie i co więcej, powinien żyć nadzieją na realne życie wieczne.
Człowiek musi dążyć do osiągnięcia szczytu życia, czyli zbawienia, a nie
uganiać się za jakąś idealistyczną przyjemnością jako szczytem zabawy. Życie
nie jest zabawą, ono jest trudne i odpowiedzialne. Osobowe życie nie jest
przyjemnym dobrem (bonum delectabile),
lecz jest dobrem trudnym (bonum arduum),
ale jest również dobrem szlachetnym (bonum
honestum). Życie osobowe uszlachetnia człowieka, natomiast przeżywanie
przyjemności może tylko zdegradować człowieka i poniżyć go.
Człowiek poniżony, żeby się
podnieść, musi doświadczyć w sobie czegoś osobowego albo pod wpływem spotkania
z drugim człowiekiem, albo pod wpływem spotkania Osobowego Boga. Czego
potrzebuje upadły człowiek, żeby się wyrwać z uzależnienia?
Przede wszystkim potrzebuje
osobowego impulsu w postaci miłości. Ale w dzisiejszych czasach ludzie
przestali rozumieć osobową miłość. Najczęściej pojmujemy miłość jako przeżycie
ze sfery uczuciowej. Jest to niestety pomylenie miłości (tej osobowej miłości,
której naprawdę należy się ta nazwa) z upodobaniem czegoś pięknego i
atrakcyjnego dla realizacji życia. Oczywiście akty upodobania są w stanie
wywołać w naszej uczuciowości przeżywanie osobowego piękna. I to jest właściwe
odniesienie do drugiej osoby, ale to nie jest jeszcze miłość.
Otóż nasza duchowość potrzebuje
czegoś silniejszego niż tylko przeżycia. Potrzebuje wiary i miłości. Miłość
jest sprawą naszej woli. Żeby wola mogła się wyrwać z kręgu wolnego wyboru
ludzkiego postępowania, to znaczy, żeby mogła przezwyciężyć zgodę na wybieranie
różnych przyzwyczajeń, musi otrzymać wyraźny impuls do chcenia dobra (osobowego
dobra). Taki impuls może pochodzić tylko od osoby i jej aktywności, czyli od
aktów sumienia, które wzywają wolę do właściwego działania obdarzając ją mocą
chcenia. Właśnie pod wpływem aktów sumienia wola jest w stanie podjąć czyny
dobra. Te czyny dobra jako działania moralne odnoszą nas bezpośrednio do
osobowego dobra. Dzięki temu nasze życie zostaje nastawione na kontakt z dobrem
i afirmację osobowego dobra. Zmianie ulega wówczas ogólna postawa człowieka,
ponieważ odtąd zaczyna on działać dla dobra własnego i dobra innych ludzi.
Odzyskujemy w ten sposób postawę moralną.
Taka postawa musi być poparta
również przez czynności poznawcze umysłu. Nastawienie woli powinno być bowiem
zgodne z poznaniem umysłowym. Dlatego aby wyrwać się z zaklętego kręgu myślącej
świadomości, trzeba otworzyć się na akty kontemplacji, jakie wysyła do umysłu
aktywna prawda osobowa. Akty kontemplacji niosą ze sobą moc osobowej prawdy,
która docierając do umysłu sprawia w nim słowo prawdy, będące dla niego mocą
poznawczą (to, co dawniej kojarzono z inteligencją /intelligentia/). Słowo prawdy jako moc poznawcza obecna w umyśle
pozwala mu docierać i niejako oglądać osobową prawdę człowieka. Takie poznanie
umysłowe (intelligere) ratuje nas
przed dowolnym myśleniem o człowieku (cogitare)
i daje nam wiarę w osobową prawdę. Tak rodzi się wiara w człowieka (ale również
wiara w Osobowego Boga), co owocuje faktyczną otwartością na drugiego człowieka
(a przede wszystkim na Boga) w wymiarze osobowym, a nie tylko zmysłowym.
Dostrzegamy wtedy doskonałość osoby Boga i człowieka, co kształtuje naszą
postawę religijną i moralną. To daje ratunek dla naszej duszy. A wszystko to
dzieje się za sprawą Bożego Miłosierdzia.
Duchowość człowieka nie jest
czymś tajemniczym i skomplikowanym, jak by się mogło wydawać. W antropologii
filozoficznej jasno określono władze duchowe człowieka i rozpoznano ich
działania. Otóż wystarczy wyciągnąć wszystkie konsekwencje metafizyczne, żeby
przedstawić duchową naturę człowieka. Filozofia już w czasach Platona i
Arystotelesa sformułowała pewne zasady istnienia i działania realności.
Należało się tego bezwzględnie trzymać. Niestety filozofia, która stała się
wiedzą teoretyczną, tak fascynowała swoich wyznawców, że dali się zwieść
ludzkiemu myśleniu. To właśnie myślenie nie pozwalało kolejnym pokoleniom na
trzymanie się zasad realności. Arystotelesowska koncepcja aktu i możności,
która była sednem rozważań metafizycznych, została zastosowana jedynie do
porządku natury, co wprowadziło błędne pojmowanie formy i materii oraz duszy i
ciała. Toteż filozofia nie potrafiła przez wieki uporać się z rozumieniem
człowieka i jego realności. Skoro przyjmowano, że zasadą realności dla
człowieka jest dusza jako akt formy, to musiało pojawić się twierdzenie, że Bóg
stwarza ludzką duszę, co jest poważnym błędem metafizycznym. Otóż Bóg stwarza
istnienie bytu (niesamoistny akt istnienia), czyli osobową podmiotowość.
Natomiast natura jako istota bytu ma charakter możnościowy. Takie ujęcie
zaproponowane dopiero przez Tomasza z Akwinu zmienia zupełnie rozumienie
ludzkiego bytu i ludzkiej natury. Ludzka natura nie posiada więc mocy
sprawczej, a to znaczy, że jest tylko podmiotem wykonawczym. Podmiotem
sprawczym jest osoba stwarzana bezpośrednio przez Boga i to ona otrzymała
odpowiednią moc sprawczą, która odpowiada za kształt naszej natury. Możemy więc
powiedzieć, że to sprawcza aktywność osoby uformowała naszą duszę, a nie
odwrotnie.
Ludzka natura nie stanowi zatem
samodzielnie działającego podmiotu, lecz zasadniczy impuls do działania bierze
od osoby. Wojtyła wyrażał to zagadnienie w krótkiej formułce operari sequitur esse. Wszelka aktywność
danego bytu wynika z jego istnienia. Dlatego osobę definiował on jako podmiot
istnienia i działania.
Możemy zatem postawić tezę, że
nasze życie i działanie zależy ostatecznie od osoby i jej doskonałości zawartej
we własnościach prawdy, dobra i piękna. Jeżeli nasza natura uwzględni sprawczą
aktywność osoby, to sama zdoła osiągnąć doskonałość, czyli świętość. Święci są
tymi osobami, którym udało się zrealizować życie religijne i moralne na
poziomie natury. Oczywiście przy udziale Bożej łaski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz