Filozofia ma jedno podstawowe
pytanie. Jest to pytanie o początek. Jończycy zapytali o to, co było początkiem
świata przyrody. Platon zapytał, jaki był początek duszy. Arystoteles na powrót
zastanawiał się, co było początkiem świata przyrody. Jednak filozofia grecka
nie stawiała szerzej pytania o początek człowieka. Co ciekawsze, odpowiedź na
to pytanie przyszła z zupełnie innej strony. Dotarła ona do świata greckiego
wraz z przekładem Biblii (Septuaginta), jaki pojawił się w Aleksandrii. Biblia
hebrajska głosiła, że Bóg stworzył
człowieka na swój obraz i podobieństwo.
Można powiedzieć, że była to
informacja, która potrząsnęła myślą filozoficzną. Albo należało przyjąć takie
rozwiązanie (patrz Filon), albo należało sformułować konkurencyjne stanowisko
(patrz neoplatonizm). Zwyciężyła wizja chrześcijańska odwołująca się do Biblii.
Gdy więc pojawiał się problem, skąd pochodzi człowiek, to odpowiedź czerpano z Księgi Rodzaju.
Czy jednak można było połączyć
dwa różne stanowiska filozofii i religii? Przyjęto rozwiązanie eklektyczne,
które zaciemniło sprawę na wiele stuleci. Teologia chrześcijańska posłużyła się
myślą grecką stwierdzając, że skoro człowiek
składa się z duszy i ciała, to Bóg
stwarza duszę człowieka, która określa ludzką bytowość jako forma
substancjalna. Nie był to jednak zbyt udany mariaż.
Takie zestawienie
filozoficzno-religijne może wydawać się proste i oczywiste, ale nie wyjaśnia
ono niczego, a raczej wszystko gmatwa i zaciemnia. Ponieważ z jednej strony
utrwala starą wizję człowieka złożonego z duszy i ciała (w filozofii faktycznie
przeciwstawnych sobie), a z drugiej strony sprowadza Boga do roli Poruszyciela jako filozoficznej
przyczyny świata (trochę na kształt Duszy świata), gdzie Bóg jest wszechobecny
w świecie oraz wszechmocny, co oznacza, że sprawia wszystko, z czym mamy do
czynienia w naszym świecie. Takie ujęcie funkcjonowało pod pojęciem Boga
Stwórcy.
Otóż prawdziwe rozumienie Boga
Stwórcy odnosi się do stwarzania z niczego (creatio
ex nihilo), które polega na zaistnieniu zupełnie nowych bytów. Dopiero św.
Tomasz, który uznał, że Bóg jest ipsum
esse – Czystym Aktem Istnienia, zdołał wyjaśnić takie creatio. Niestety rozwiązanie Tomasza nie znalazło zainteresowania
ani poparcia, gdyż nie pasowało do pojmowania Bożej wszechmocy – Tutaj Bóg był
odpowiedzialny za istnienie bytów, a nie za ich naturę albo działania.
Tak naprawdę filozofia nie
potrafiła sobie poradzić z pojmowaniem Pierwszej Przyczyny. Platon marzył o
jakimś idealnym Dobru, ale u niego to Dobro było oderwane od rzeczywistości i
radykalnie ją przekraczało. Z kolei Plotyn postawił na Jedno, co stało w
sprzeczności z wielością realnej rzeczywistości. Już później filozofia
nowożytna wprowadziła pojęcie Absolutu, które było szczytowym osiągnięciem
ludzkiego myślenia i niczym więcej. Stąd tak trudno było filozofii pytać o
początek człowieka (skąd pochodzimy?).
W międzyczasie nauka poszła
własną drogą. Rozwinęły się zwłaszcza nauki przyrodnicze. Na tym gruncie
powstała teoria ewolucji. I okazało się, że znaleziono prostą odpowiedź.
Człowiek pochodzi ze świata przyrodniczego, a wersji wulgarnej dla mas człowiek
pochodzi od małpy. Małpa kiedyś się pomyliła, zeszła z drzewa i stąd wywędrował
człowiek. Odpowiedź bardzo prosta, lecz nawet nazbyt łatwa, gdyż bierze pod
uwagę jedynie ludzką cielesność, zaś wszystkie działania duchowe próbuje
sprowadzić do czynności narządu cielesnego, czyli mózgu. Stąd powstała teza, że
myślenie jest funkcją mózgu, który rozwinął się w toku ewolucji.
Co nieco dziwne, współczesna
filozofia nie podejmuje wcale dyskusji z tymi pomysłami naukowymi. Dlaczego? Bo
dzisiaj już nikogo nie interesuje pochodzenie człowieka. Jeżeli poważnie pytamy
o początek człowieka, to od razu wskazuje to na zakończenie naszego ziemskiego
życia. Jeżeli człowiek pochodzi od Boga, to również do Niego zmierza. A to
przeszkadza szalonym pomysłom ideologów i polityków. Jeśli poznajemy coś
prawdziwie (czyli poznajemy prawdę), to widać od razu, czy zgadza się to z
naszym myśleniem, czy nie. Niestety, dzisiaj ludzie wolą wymyślić cokolwiek
nowego, niż zmagać się z własną realnością. Każdy chce wymyślić siebie od nowa,
nawet jeśli stoi to w sprzeczności z realnością. Nieważne skąd pochodzimy,
najważniejsze jest teraz to, kim chcemy
się stać. Człowiekowi nie wystarcza już bycie człowiekiem, on poszukuje
sławy i zaszczytów, chce być człowiekiem sukcesu, a może nawet samym sukcesem.
Chyba jednak warto powrócić do
tradycji. Trzeba spojrzeć na siebie i zapytać – kim jestem? Człowiek jest
osobą. Człowiek jest osobą stworzoną przez Boga (Boga Osobowego). Człowiek jest
stworzoną osobą mężczyzny albo kobiet. Właśnie jako mężczyzna i kobieta
człowiek może nawiązać głęboką osobową łączność, która wyraża się w tradycyjnym
małżeństwie. Ten stwórczy początek i małżeńskie powołanie człowieka zostały
przedstawione w Biblii.
Jeżeli zdołamy przyjąć i
zaakceptować ten osobowy początek człowieka, to będziemy mogli uratować i
zachować swoją realność i tożsamość. Będziemy chronili własną osobę tworząc na
tej podstawie silną osobowość jako spełnienie naszej natury. Otóż pełną
doskonałość otrzymujemy od Boga w postaci osobowej podmiotowości istnienia
(czyli osoby). Stąd dzięki osobowym aktom kontemplacji, sumienia i upodobania
możemy rozwijać i doskonalić swoją naturę.
Człowiek żyje osobowo, ale w
świecie przyrodniczym działa on przy pomocy swojej natury. Osoba uaktywnia się
na mocy osobowych własności prawdy, dobra i piękna. Osoba działa poprzez akty
osobowe (actus), natomiast natura
działa poprzez działania i czynności (actiones).
Działania duchowe potrzebują napędu osobowych aktów, bo inaczej tracą kontakt z
realnością tworząc własny świat możliwości. Świat możliwości pociąga człowieka
swoją wolnością. Wolność obiecuje wszystko, ale niczego realnego nie daje.
Dlatego człowiek powinien się nauczyć dysponować swoją osobową realnością.
Tylko wówczas będzie w stanie zachować własną tożsamość – tożsamość osoby
mężczyzny albo kobiet. Toteż w swojej
naturze człowiek powinien rozwijać właśnie działania męskie lub kobiece,
bo w ten sposób realizuje własną tożsamość. Wszelka uniformizacja albo
uniseksualizacja stoi z tym w sprzeczności. Trzeba sobie zdawać sprawę, że
każdy jednostronny rozwój zawodowy prowadzi człowieka do uniformizacji, która
zabija jego osobowość. Wszelkie kryzysy kulturowe i polityczne wynikają z
zatracenia przez ludzi osobowości. Człowiek, który nie zna i nie rozumie
własnej osoby, bardzo łatwo ulega manipulacji i różnym modom. Żeby dziś
przeciwstawić się wszelkim kulturowym manipulacjom, trzeba odkryć w sobie
osobę, czyli osobową podmiotowość istnienia (egzystencję). Człowiek pozbawiony
egzystencji daje się ponieść możliwościom własnej esencji. Wtedy wymyśla coraz
to nowe możliwości uważając, że staje się przez to bardziej twórczy. Ale taka
twórczość odrzuca osobę z jej realnością i aktywnością. Nie rozumiemy, że w ten
sposób pozbawiamy się tego, co najtrwalsze na rzecz zmiennych miraży. Człowiek
żyje naprawdę mocą swojej osoby, a nie możliwościami swojego wizerunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz