2.09.2016

Pytanie o początek


Filozofia ma jedno podstawowe pytanie. Jest to pytanie o początek. Jończycy zapytali o to, co było początkiem świata przyrody. Platon zapytał, jaki był początek duszy. Arystoteles na powrót zastanawiał się, co było początkiem świata przyrody. Jednak filozofia grecka nie stawiała szerzej pytania o początek człowieka. Co ciekawsze, odpowiedź na to pytanie przyszła z zupełnie innej strony. Dotarła ona do świata greckiego wraz z przekładem Biblii (Septuaginta), jaki pojawił się w Aleksandrii. Biblia hebrajska głosiła, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo.
Można powiedzieć, że była to informacja, która potrząsnęła myślą filozoficzną. Albo należało przyjąć takie rozwiązanie (patrz Filon), albo należało sformułować konkurencyjne stanowisko (patrz neoplatonizm). Zwyciężyła wizja chrześcijańska odwołująca się do Biblii. Gdy więc pojawiał się problem, skąd pochodzi człowiek, to odpowiedź czerpano z Księgi Rodzaju.
Czy jednak można było połączyć dwa różne stanowiska filozofii i religii? Przyjęto rozwiązanie eklektyczne, które zaciemniło sprawę na wiele stuleci. Teologia chrześcijańska posłużyła się myślą grecką stwierdzając, że skoro człowiek składa się z duszy i ciała, to Bóg stwarza duszę człowieka, która określa ludzką bytowość jako forma substancjalna. Nie był to jednak zbyt udany mariaż.
Takie zestawienie filozoficzno-religijne może wydawać się proste i oczywiste, ale nie wyjaśnia ono niczego, a raczej wszystko gmatwa i zaciemnia. Ponieważ z jednej strony utrwala starą wizję człowieka złożonego z duszy i ciała (w filozofii faktycznie przeciwstawnych sobie), a z drugiej strony sprowadza Boga do roli Poruszyciela jako filozoficznej przyczyny świata (trochę na kształt Duszy świata), gdzie Bóg jest wszechobecny w świecie oraz wszechmocny, co oznacza, że sprawia wszystko, z czym mamy do czynienia w naszym świecie. Takie ujęcie funkcjonowało pod pojęciem Boga Stwórcy.
Otóż prawdziwe rozumienie Boga Stwórcy odnosi się do stwarzania z niczego (creatio ex nihilo), które polega na zaistnieniu zupełnie nowych bytów. Dopiero św. Tomasz, który uznał, że Bóg jest ipsum esse – Czystym Aktem Istnienia, zdołał wyjaśnić takie creatio. Niestety rozwiązanie Tomasza nie znalazło zainteresowania ani poparcia, gdyż nie pasowało do pojmowania Bożej wszechmocy – Tutaj Bóg był odpowiedzialny za istnienie bytów, a nie za ich naturę albo działania.
Tak naprawdę filozofia nie potrafiła sobie poradzić z pojmowaniem Pierwszej Przyczyny. Platon marzył o jakimś idealnym Dobru, ale u niego to Dobro było oderwane od rzeczywistości i radykalnie ją przekraczało. Z kolei Plotyn postawił na Jedno, co stało w sprzeczności z wielością realnej rzeczywistości. Już później filozofia nowożytna wprowadziła pojęcie Absolutu, które było szczytowym osiągnięciem ludzkiego myślenia i niczym więcej. Stąd tak trudno było filozofii pytać o początek człowieka (skąd pochodzimy?).
W międzyczasie nauka poszła własną drogą. Rozwinęły się zwłaszcza nauki przyrodnicze. Na tym gruncie powstała teoria ewolucji. I okazało się, że znaleziono prostą odpowiedź. Człowiek pochodzi ze świata przyrodniczego, a wersji wulgarnej dla mas człowiek pochodzi od małpy. Małpa kiedyś się pomyliła, zeszła z drzewa i stąd wywędrował człowiek. Odpowiedź bardzo prosta, lecz nawet nazbyt łatwa, gdyż bierze pod uwagę jedynie ludzką cielesność, zaś wszystkie działania duchowe próbuje sprowadzić do czynności narządu cielesnego, czyli mózgu. Stąd powstała teza, że myślenie jest funkcją mózgu, który rozwinął się w toku ewolucji.
Co nieco dziwne, współczesna filozofia nie podejmuje wcale dyskusji z tymi pomysłami naukowymi. Dlaczego? Bo dzisiaj już nikogo nie interesuje pochodzenie człowieka. Jeżeli poważnie pytamy o początek człowieka, to od razu wskazuje to na zakończenie naszego ziemskiego życia. Jeżeli człowiek pochodzi od Boga, to również do Niego zmierza. A to przeszkadza szalonym pomysłom ideologów i polityków. Jeśli poznajemy coś prawdziwie (czyli poznajemy prawdę), to widać od razu, czy zgadza się to z naszym myśleniem, czy nie. Niestety, dzisiaj ludzie wolą wymyślić cokolwiek nowego, niż zmagać się z własną realnością. Każdy chce wymyślić siebie od nowa, nawet jeśli stoi to w sprzeczności z realnością. Nieważne skąd pochodzimy, najważniejsze jest teraz to, kim chcemy się stać. Człowiekowi nie wystarcza już bycie człowiekiem, on poszukuje sławy i zaszczytów, chce być człowiekiem sukcesu, a może nawet samym sukcesem.
Chyba jednak warto powrócić do tradycji. Trzeba spojrzeć na siebie i zapytać – kim jestem? Człowiek jest osobą. Człowiek jest osobą stworzoną przez Boga (Boga Osobowego). Człowiek jest stworzoną osobą mężczyzny albo kobiet. Właśnie jako mężczyzna i kobieta człowiek może nawiązać głęboką osobową łączność, która wyraża się w tradycyjnym małżeństwie. Ten stwórczy początek i małżeńskie powołanie człowieka zostały przedstawione w Biblii.
Jeżeli zdołamy przyjąć i zaakceptować ten osobowy początek człowieka, to będziemy mogli uratować i zachować swoją realność i tożsamość. Będziemy chronili własną osobę tworząc na tej podstawie silną osobowość jako spełnienie naszej natury. Otóż pełną doskonałość otrzymujemy od Boga w postaci osobowej podmiotowości istnienia (czyli osoby). Stąd dzięki osobowym aktom kontemplacji, sumienia i upodobania możemy rozwijać i doskonalić swoją naturę.
Człowiek żyje osobowo, ale w świecie przyrodniczym działa on przy pomocy swojej natury. Osoba uaktywnia się na mocy osobowych własności prawdy, dobra i piękna. Osoba działa poprzez akty osobowe (actus), natomiast natura działa poprzez działania i czynności (actiones). Działania duchowe potrzebują napędu osobowych aktów, bo inaczej tracą kontakt z realnością tworząc własny świat możliwości. Świat możliwości pociąga człowieka swoją wolnością. Wolność obiecuje wszystko, ale niczego realnego nie daje. Dlatego człowiek powinien się nauczyć dysponować swoją osobową realnością. Tylko wówczas będzie w stanie zachować własną tożsamość – tożsamość osoby mężczyzny albo kobiet. Toteż w swojej  naturze człowiek powinien rozwijać właśnie działania męskie lub kobiece, bo w ten sposób realizuje własną tożsamość. Wszelka uniformizacja albo uniseksualizacja stoi z tym w sprzeczności. Trzeba sobie zdawać sprawę, że każdy jednostronny rozwój zawodowy prowadzi człowieka do uniformizacji, która zabija jego osobowość. Wszelkie kryzysy kulturowe i polityczne wynikają z zatracenia przez ludzi osobowości. Człowiek, który nie zna i nie rozumie własnej osoby, bardzo łatwo ulega manipulacji i różnym modom. Żeby dziś przeciwstawić się wszelkim kulturowym manipulacjom, trzeba odkryć w sobie osobę, czyli osobową podmiotowość istnienia (egzystencję). Człowiek pozbawiony egzystencji daje się ponieść możliwościom własnej esencji. Wtedy wymyśla coraz to nowe możliwości uważając, że staje się przez to bardziej twórczy. Ale taka twórczość odrzuca osobę z jej realnością i aktywnością. Nie rozumiemy, że w ten sposób pozbawiamy się tego, co najtrwalsze na rzecz zmiennych miraży. Człowiek żyje naprawdę mocą swojej osoby, a nie możliwościami swojego wizerunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz