Trzeba wreszcie rozprawić się z
poglądami dotyczącymi wolności. Musimy jasno stwierdzić, że wolność oznacza
jedynie sferę możliwości. Wolność przynosi człowiekowi tylko możliwości.
Wolność nie ma bowiem żadnej mocy sprawczej. Wolność to nie jest żadna moc.
Mówiąc wprost, sama wolność nie może niczego sprawić. Gdy mówimy o wolności
działania, wtedy ogarniamy jedynie możliwy zakres działania. Taka wolność nie
jest w stanie zrealizować żadnego działania. Do tego konieczna jest moc
sprawcza, której brakuje wolności. Człowiekowi do działania potrzebna jest
najpierw moc sprawcza. Bez tego nie będzie żadnego działania. Otóż moc sprawcza
jest ukryta w wewnętrznej zasadzie i przyczynie bytu, czyli w akcie istnienia,
jak uczy nas metafizyka św. Tomasza. Natomiast cała strefa istotowa (tzn.
ludzka natura) ma jedynie charakter możności. Stąd natura sama w sobie nie
posiada żadnej mocy.
Jeżeli więc przypisujemy
człowiekowi wolność w zakresie jego rozumności, to należy wówczas mówić o
nieokreślonej możliwości działania rozumnego, co oznacza swobodę działania
(niezdeterminowanie działania). Uważano bowiem, że natura działa w jeden
określony sposób, zaś rozum posiada możliwość działania na wiele sposobów. Ta
możliwość obejmuje zarówno swobodę myślenia jak też wolność wyboru przynależną
do woli. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy tak pojmowana wolność jest w
ogóle realną mocą sprawczą nakłaniającą nas do rzeczywistej aktywności, czy
raczej odkrywa przed nami sferę możliwości, w której dokonujemy jedynie działań
pozornych, które „wypełniają” te możliwości materiałem cielesno-fizycznym?
Przecież wolność działania nie
skłania nas do dobrego lub złego działania. Ona w ogóle nie pobudza nas do
działania. Cała teoria tzw. „wolności do (czegoś)” została chyba wymyślona dla
zamydlenia całej sprawy. Może dla psychologów wyraża to odniesienie do
przeżywania wolności przez człowieka, ale w ten sposób zaciemniamy całą sprawę.
Natomiast trzeba stwierdzić, że z perspektywy filozoficznej jest to wierutne
kłamstwo. Nie ma bowiem wolności do czegoś albo od czegoś. Po prostu jest
wolność, gdy o niej mówimy, albo jej nie ma. Wolność jest całkowicie
nieokreślona i na nic nie wskazuje. Sprawa jest oczywista, nie wolno mylić
wolności z niezależnością, bo to są już dwie różne sprawy. Tak naprawdę należałoby
powiedzieć, że wolność wskazuje jedynie na nicość jako nieokreśloną możliwość.
Tym bardziej śmiechu warte są wszystkie twierdzenia, że wolność oznacza lub
wskazuje na konieczność. Tak jak w Marksa wolność miała oznaczać zrozumienie
konieczności historii. Jest to całkowite nieporozumienie, żeby nie rzec, że
zwykłe oszustwo.
Dlatego rozśmiesza mnie
stwierdzenie Jaspersa, że wolność stanowi przezwyciężenie dowolności. To jest
kłamstwo. Przecież wolność oznacza właśnie dowolność. Można zatem powiedzieć,
że wolność zaprowadza dowolność, i tyle. Również pojmowanie wolności jako
poznania lub rozumienia konieczności jest kłamstwem. Gdy Jaspers powiada, że
wolność jest tożsama z koniecznością tego, co prawdziwe, to chyba nie wie, co
mówi, albo wykręca kota ogonem. Albo mamy wolność, albo konieczność. To jest
logiczna dysjunkcja. Tutaj nie ma żadnego przejścia. Nie wolno utożsamiać dwóch
sprzecznych rzeczy, bo to jest absurdalne. Nie wolno w ten sposób oswajać
wolności, gdyż wolność jest naprawdę niebezpieczna, gdyż niesie ze sobą
niebezpieczeństwo dowolności. Wystarczy taki przykład. Preferowana dawniej
wolność słowa skończyła się dziś zupełną dowolnością wypowiedzi z hejtem na
czele.
Jeżeli chcemy zadbać o prawdę
realności, to musimy ujawnić niebezpieczeństwo wolności. Filozofia realistyczna
powinna przestrzegać przed zachwyceniem się wolnością, bo to może być zgubną
pułapką. Trzeba pamiętać, że hasła wolności pojawiały się w życiu politycznym
wtedy, gdy chodziło o zniszczenie starego porządku społecznego i wywrócenie
wszystkiego do góry nogami. Najlepszym przykładem jest Rewolucja Francuska,
gdzie w imię wolności wymordowano całe rzesze społeczne. Natomiast na naszym
podwórku w Rzeczypospolitej szlacheckiej doprowadzono w imię wolności obywatelskiej
do upadku państwa.
Dlatego musimy wiedzieć i
pamiętać, że nie da się stworzyć dobrego ustroju politycznego jedynie na
zasadzie wolności. Nawet w demokratycznym państwie wolność jest ograniczana i
ukierunkowana przez prawo. Jednak gdybyśmy się odwołali jedynie do tych dwóch
zasad, czyli do wolności działania oraz do prawa, wtedy doszłoby do zderzenia
tych dwóch idei lub postulatów oraz do wzajemnej walki (czyli nieustannej wojny
domowej). Dlatego filozofowie już od początku wskazywali na mediacyjną rolę
sprawiedliwości. W wymiarze jednostkowym sprawiedliwość ogranicza i określa
wolność osobistą poprzez pokazywanie należności drugiego człowieka. Natomiast w
wymiarze społecznym sprawiedliwość miała ograniczać dyktaturę prawa. Przecież
prawo nie powinno być stanowione w sposób dowolny, lecz powinno opierać się na
sprawiedliwości, czyli oddaniu każdemu jego należności. Przeto uważano, że
prawo stoi na straży sprawiedliwości. Prawo jest twarde, ale musi być
sprawiedliwe. Jednak prawo nie zna odpuszczania należności (dimitte nobis
debita nostra), ono zna wyłącznie egzekwowanie należności. Dlatego możemy mówić
o dyktaturze prawa państwowego wobec obywateli. Nie możemy liczyć na
odpuszczenie płacenia podatków. Tutaj wolność zderza się z przymusem prawa.
Możemy więc przyjąć, że to
właśnie prawo nakłada na obywateli jakąś konieczność postępowania. Wolność
chciałaby znieść prawo, natomiast prawo dąży do ograniczenia wolności. Jak
zatem powinien postępować obywatel? Otóż wydaje się, że może on iść drogą pośrednią,
czyli rozwijać wolność tam, gdzie nie narusza to prawa, oraz przestrzegać
prawa, które chroni go przed dowolnością. Państwo prawa może stać się dyktaturą
prawa, gdyby zamierzało rozstrzygać wszystkie sprawy i działania obywateli, czy
nawet poglądy, za pomocą przepisów prawnych. Najczęściej mówimy w takich
przypadków o niepotrzebnej biurokracji. Otóż wydaje się, że taka próba
ograniczenia poprzez przepisy biurokratyczne wolności działania obywateli w
perspektywie społecznej jest bezsensowna i skazana na porażkę, ale władza
bardzo często popełnia ten błąd.
Jak więc ograniczyć dowolność
myślenia i działania? I znów wracamy do rozwiązania zaproponowanego przez
starożytnych filozofów, czyli wychowania i wykształcenia obywateli (powstanie
szkół filozoficznych w Grecji). To rozwiązanie przetrwało całe wieki i
rozwijało się w różnych kierunkach i na różnych poziomach. Dzisiaj potrzeba
wykształcenia jest dla nas oczywista, ale gorzej z wychowaniem. Wykształcenie
zupełnie rozeszło się z wychowaniem. Wychowanie proponowane niekiedy przez
państwo stawało się produkcją i tresurą nowego człowieka, jak sądzono najlepiej
odpowiadającego potrzebom państwa (właściwie władzy państwowej). W ten sposób
obywatel znowu zostawał poddany dyktatowi państwa i prawa.
Czyżby więc konflikt pomiędzy
wolnością a prawem był nierozstrzygalny w sferze społecznej? Obywatele zawsze
opowiadają się za wolnością, natomiast państwo odpowiada na to swoim prawem.
Sprawa byłaby być może do rozstrzygnięcia, gdyby po obu stronach stali i
decydowali ludzie naprawdę mądrzy. Mądry człowiek nie kieruje się przecież
wolnością, a tym bardziej dowolnością wolności, lecz kieruje się
sprawiedliwością i mądrością lub roztropnością. Gdyby po stronie państwa
również stali ludzie mądrzy, wówczas stanowione prawo byłoby sprawiedliwe i
rozsądne. Nasza polska sytuacja pokazuje, że w społeczeństwie i państwie
brakuje ludzi mądrych, którzy staliby zarówno po stronie obywatelskiej jak też
po stronie państwowej. Chyba po prostu człowiek mądry nie wyrywa się do władzy
i rządzenia państwem. Czyżby więc mądrość stała po stronie wolności?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz