2.04.2014

Myślenie o Bogu



Przestańmy wreszcie myśleć o Bogu w kategoriach antropologicznych. Wszystkie problemy religijne biorą się z pojmowania Boga jako jakiegoś ludzkiego supermana. Musimy sobie zdawać sprawę, że Bóg nie działa po ludzku. Nie jest też jakimś supermanem.

Przecież Bóg nie musi wszystkiego wiedzieć, jak nam się wydaje. On nas nie podgląda, bo tego nie potrzebuje. Bóg zna nasze wnętrze, zna naszą egzystencję. On zna naszą osobę, czyli najgłębszą podmiotowość egzystencjalną. I naprawdę nie potrzebuje śledzić naszych codziennych poczynań, gdyż zna jakby samo źródło aktywności.

Dlatego Bóg wie, czy mamy z Nim bezpośredni kontakt. Wie, czy otwieramy się na Jego łaskę, i dzięki temu zna nasze czyny. Doskonale wie, czy są to czyny dobra, czy jakieś inne bezsensowne działania. Po prostu wie, czy posiadamy słowo prawdy, a poprzez to, czy stać nas na mówienie prawdy.

Bóg zna, a właściwie ogarnia osobową prawdę, osobowe dobro i osobowe piękno. Dlatego wie, czy człowiek posiada te fundamentalne zasady i czy one rzeczywiście kierują ludzkimi działaniami. A więc wie, co sprawia nasze działania. To zupełnie wystarcza, toteż Bóg nie potrzebuje śledzić wszystkich naszych zewnętrznych dokonań. Jak powiada Biblia, Bóg zna nasze serca i nerki. To znaczy, że zna naszą osobową podmiotowość. Bóg zna naszą osobę i to w zupełności wystarcza do oceny człowieka.

Nie wolno wyobrażać sobie Boga jako super-człowieka, który miałby ludzką wiedzą o wszystkich ludziach i ich poczynaniach. Takie podejście do sprawy może się skończyć przypisaniem Bogu cech całkowicie demonicznych. Błędne rozumienie Bożej wszechmocy bardzo łatwo doprowadziło do przypisywania Mu sprawstwa wszystkich ludzkich działań (patrz okazjonalizm Malebranche’a).

Bóg nie potrzebuje znać wszystkich naszych myśli i działań, bo to uwikłałoby Go w sferę cielesności. Bóg nie musi działać na poziomie ludzkiej natury z jej duszą i ciałem. On działa we wnętrzu człowieka na poziomie egzystencjalnym. Cuda, które czynił Jezus były skutkiem wewnętrznej przemiany, a nie zmian zewnętrznych. On mówił: Twoja wiara Cię uzdrowiła. To pokazuje, że Bóg ma moc oglądu ludzkiego wnętrza. Bóg zna naszą osobę, gdyż może nawiązać kontakt z naszą osobą. My ludzie tego nie potrafimy, chyba że z Bożą pomocą.

Bóg przenika ludzkie istnienie i dzięki temu wie, co sprawia nasza osobowa aktywność na poziomie natury, gdyż cała nasza natura (istota) jest przyczynowana przez akt istnienia. Dlatego Bóg nie potrzebuje zaglądać do naszego rozumu lub do naszej woli. On od razu wie, czy kierują się one realnymi zasadami osobowymi, czy tylko pozornymi działaniami (jak myślenie i wybieranie).

To człowiek ma problem ze swoim działaniem. Dlatego raz działa dobrze, a innym razem źle. Bóg zna wszystkie nasze dobre uczynki (czyli czyny dobra). To całkowicie wystarczy do oceny naszego życia. Wyznanie grzechów jest potrzebne przede wszystkim człowiekowi, gdyż jest potrzebne dla naszego nawrócenia. Nawrócenie jest konieczne dla oczyszczenia naszych władz z niepotrzebnych działań. Jest ono odrzuceniem zbędnych rzeczy i pozbyciem się całego balastu, który ciągnie nas w dół. To jest pozbycie się wszystkiego, co nie pozwala nam otworzyć się dla Boga.

Bóg chce być z nami. Ale może być z nami tylko wtedy, gdy się otworzymy i wpuścimy Go do swego wnętrza. Musimy więc odsunąć wszystkie rzeczy, które blokują otwarcie się. Jeśli zagracimy mieszkanie niepotrzebnymi rzeczami, to okaże się w pewnym momencie, że nie można otworzyć drzwi, żeby dostać się do środka. Trzeba więc wyrzucić (nawet przez okno) to, co przeszkadza. Nawrócenie jest takim posprzątaniem w swoim domu, aby mógł tam wejść i zamieszkać z nami Bóg.

Ale pamiętajmy, że Bóg za nas nie posprząta, bo moglibyśmy wówczas stracić życie. Człowiek sam musi zrobić swoje porządki. Niestety często boimy się zabrać od razu do roboty lub nie dostrzegamy takiej potrzeby.

Bóg zaprasza nas do siebie, do Królestwa Bożego, ale najpierw musimy Go przyjąć u siebie. Żeby godnie przyjąć Boga, musimy sięgnąć do samej swojej godności. Musimy sięgnąć do osobowej realności. Musimy dotrzeć do swojego istnienia, które jest źródłem całej naszej istotowej realności. Nasze człowieczeństwo istnieje i działa dzięki osobie, nie odwrotnie.

Nie znajdziemy Boga w swojej świadomości lub w swoim myśleniu. Myślenie nigdy nie zdoła zaprowadzić nas do Boga. Przecież ono nas od Niego oddala. Myślenie w ogóle przesłania nam realność. Ono tylko się puszy i nadyma, próbując udowodnić nam, że jest czymś najważniejszym i najbardziej realnym. Jednak myślenie jest tylko pozorem i złudzeniem. Jest ono takim nieprawdziwym bytem. Jakby nierealną rzeczywistością. Neoplatonicy mówili o nieprawdziwym niebycie (me ontos me onta). Takie jest właśnie nasze myślenie. Myślenie nie jest realne, ale zarazem nie jest bezwzględnym niebytem. Jest tylko nieprawdziwym niebytem, czyli właśnie złudzeniem i  pozorem. Czymś, co się nam wydaje. Niestety najczęściej to, co się nam wydaje, bierzemy za rzeczywistość. A później mamy problemy z dotarciem do prawdziwej rzeczywistości.

Kartezjusz zachwycił się myśleniem (cogito). Przez to dał się jemu zwieść. Niestety Zły Demon oszukał samego mistrza. Tak jak oszukał Fausta, chociaż sam autor dobrze znał te oszustwa. Musimy wiedzieć, że myślenie odgradza nas od rzeczywistości. Nie pozwala nam zajrzeć w głąb siebie. Zjawia się nieproszone w naszych wątpliwościach i woła: Oto jestem! Ja tu rządzę.

Skąd się wzięło ludzkie myślenie? Na pewno nie pochodzi od Boga. On dał nam prawdę, która sprawiła nasz umysł i obdarzyła go słowem. Dzięki temu umysł poznał prawdę, co spowodowało, że mógł ją widzieć w każdej realnej rzeczy (w każdym stworzeniu). Ale ktoś podsunął człowiekowi kłamstwo. Pozbawił go tym samym słowa prawdy. Odebrał mu kontakt z prawdą realności, czyli pozbawił go poznania rzeczywistości. Umysł odarty ze słowa prawdy (dla Adama było to żywe Słowo Boże) stał się pustką świadomości. Zaczął więc myśleć i wymyślać przeróżne rzeczy. Zaczął w ten sposób tworzyć swój świat wyobrażeniowy (zjawiskowy albo fenomenalny). Husserl podjął próbę zbadania tego świadomościowego świata fenomenów. To tak jakby badać świat złudzeń i pozorów. Tym przecież zawsze zajmowała się literatura, czasami z dużo lepszym skutkiem niż filozofia. Z kolei filozofia musi identyfikować i badać to, co realne. Jak najbardziej realne.

Otóż myślenie po cichu i powoli okrada nas z realności. Najpierw zabrało nam słowo i mowę zastępując je językiem, a właściwie różnymi językami. Na początku człowiek dysponował tylko słowem prawdy, które miało moc głoszenia całej prawdy i całej realności. Posiadając takie słowo człowiek znał całą prawdę swojej ludzkiej egzystencji (osobowego istnienia). Po prostu znał osobową prawdę.

Słowo było darem osoby dla osoby. Słowo wypowiadało osobę. Tak pojmował fundamentalne słowo Buber. Słowo kontaktowało osobę z osobą. Można powiedzieć, że dawało nam osobę. Było mieszkaniem osoby albo można powiedzieć, że było jakby obecnością osoby. Osoba zamieszkiwała w nas dzięki słowu.

Ale nagle słowo zginęło z naszego umysłu i pojawiło się myślenie. Myślenie zjawiło się u nas jako negacja realności, a przede wszystkim jako negacja osoby. Myślenie zabrało nam dar słowa, dlatego w to miejsce wymyśliliśmy sobie język. Może w ten sposób myślenie chciało zagłuszyć sumienie (czyli mowę sumienia będąca głosem osoby). Musimy pamiętać, że język nie kontaktuje nas z rzeczywistością. Myślenie nie zna realności, dlatego ukrywa w języku swoją niewiedzę. (Wiem, że nic nie wiem) Zatem z analizy języka nie wynika żadna wiedza o rzeczywistości. Udaje się nam zanalizować co najwyżej własne myślenie. Ale czy kiedykolwiek dowiemy się, co miał na myśli poeta wołając: Wesoły jestem, wesoły! Tylko on sam wie naprawdę, co myślał i czy w ogóle o czymś myślał.

Niestety język przesłonił nam całą rzeczywistość. Zwłaszcza tę osobową. Nawet osobowe słowo, o którym pisał Buber, zostało skażone wersją językową. Fundamentalne słowo – Kocham Cię! Dzisiaj niemal w każdej piosence słyszymy: I love you. Kocham Cię stało się zwykłym pozdrowieniem. Tekstem nic nie znaczącym, nadużywanym na co dzień i od święta. A przecież osobowe słowo było na początku darem osoby dla osoby. Dzisiaj już na koniec staje się początkiem gry seksualnej. Młodzi najczęściej się usprawiedliwiają: No bo przecież my się kochamy! Mamy więc do czynienia z jakąś okrutną degradacją słowa, które zamieniło się w język (w bezsensowny przekaz językowy). W ten sposób diabeł pokazał nam język. Chyba już nie wiemy, co znaczy słowo Kocham Cię, skoro chcemy kochać szybkie samochody i modne stroje.

Posługując się językiem mamy coś na myśli, ale to jest moment, ulotna chwila. Nie ma nic bardziej ulotnego niż myślenie. Coś sobie pomyślałem i już to przeminęło. Widać dokładnie, że myślenie jest zaprzeczeniem (odwrotnością?) realności trwałej i niezmiennej. Toteż język i myślenie nie zaprowadzą nas nigdy do źródła realności. One oferują nam to, co złudne i przemijające. Dają nam pozory, tylko pozory.

Pozorność języka jest wszechobecna w mediach i polityce. Politycy i redaktorzy prześcigają się w wymyślaniu tego, co ktoś miał na myśli. Dochodzimy już do takich absurdów, dzięki którym język staje się narkotykiem, bez którego nie można żyć. Wszystko jedno, czy będzie to język nienawiści, czy język miłości. Dzisiaj już potrafimy wszystko zagadać, ale nie umiemy rozmawiać o tym, co jest naprawdę realne. Strzeżmy się tych wszystkich gadaczy i zaklinaczy języka, którzy potrafią opowiadać prześliczne kłamstwa a brak im prawdziwego słowa.

Szukajmy słowa prawdy, gdyż wszystko inne nie jest nam do niczego potrzebne. Można bardzo łatwo nauczyć się kłamać i oszukiwać, ale to jest zawsze zdrada samego siebie. Nie dostrzegamy zupełnie, jak łatwo porzucamy własną realność na rzecz pozorów proponowanych nam w zamian. Co z nas zostanie, gdy staniemy się pozorantami? Tylko pozorna nierealność. Nie ma nic gorszego niż pozorna nierealność.

Myślenie chciałoby wymyślić własnego Boga, gdyż nie jest w stanie poznać prawdziwego Boga. Boga możemy poznać jedynie dzięki wierze (credo). Ponieważ to właśnie wiara rodzi się z przyjęcia prawdy w postaci słowa. Wiara rodzi się ze słowa, jak uczył św. Paweł. Przyjęcie słowa prawdy jest równoznaczne z pojawieniem się wiary. Gdy otrzymujemy Słowo Boże, jest to początek naszej wiary.

Wiara (credo) jest w stanie ogarnąć prawdę realności, czyli daje nam kontakt z rzeczywistością, jak również z przyczyną tej rzeczywistości. A zatem wiara łączy nas z Bogiem. Gdyż łączy nas z samym Boskim Istnieniem. Boga nie sposób pomyśleć, ponieważ jego istotą jest samo istnienie. Nikt jeszcze nie wymyślił istnienia. Ale możemy uwierzyć w to Boskie Istnienie. Tak samo powinniśmy wierzyć w istnienie człowieka (w nasze ludzkie istnienie). Dlatego powiemy, że Boga znamy dzięki wierze w Niego. I to nam wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz