4.12.2013

Grecy zaczęli filozofować



Wiadomo, że to Grecy zaczęli filozofować. To oznaczało, że podjęli wysiłek dostosowania naszego myślenia do rzeczywistości. Oni chcieli zrozumieć rzeczywistość, może nawet nie do końca zdając sobie sprawę, jakie to jest trudne. Najtrudniejsze okazało się wyrażenie zdobywanego poznania w mowie czy języku.



Tales otworzył wrota wiedzy filozoficznej, gdy poszukując rozumienia rzeczywistości zapytał, co było na początku lub co było początkiem. Ale jak nam przekazano, dopiero jego następca posłużył się odpowiednim pojęciem (mianowicie pojęciem arche). Jońscy przyrodnicy badali przyrodę (fizis), a jednocześnie jako filozofowie doszli do wniosku, że pojęcie fizis może dotyczyć natury rzeczywistości albo nawet natury poszczególnych rzeczy. Widzimy więc, że wraz z rozwojem filozofowania rodzi się filozoficzny język, którym będą się posługiwały następne pokolenia aż po dzień dzisiejszy.



Kolejnym ważnym etapem na tej drodze było sformułowanie pojęcia bytu, które już bezpośrednio określało rzeczywistość (coś realnego). Parmenides stwierdził, że byt jest a niebytu nie ma. Byt oznaczał to, co realne, zaś niebyt został mu przeciwstawiony na zasadzie logicznej negacji. Okazało się jednak, że czysto logiczne podejście do sprawy spowodowało absolutyzację obu pojęć. Oba pojęcia nabrały charakteru czegoś bezwzględnego. Stąd rzeczywistość stała się wszechogarniającym bytem monistycznym. Taki byt należało uznać za wieczny i niezmienny, niepodzielny i trwały, bez początku i końca, czyli ostatecznie bez przyczyny. Konsekwentnie należało uznać go za Byt Boski lub po prostu za Boga. Właśnie takie wnioski z zastosowania logiki wyciągnął później Spinoza, co doprowadziło go do panteizmu. W obu tych przykładach nasze logiczne myślenie zwyciężyło nad realnością, co spowodowało zagubienie rozumienia rzeczywistości. Podsumowując powiemy, że to myślenie stworzyło monistyczną koncepcję rzeczywistości.



Następnym etapem filozofowania była próba połączenia pojęcia bytu i niebytu, co oczywiście dało koncepcję dualizmu. Trzeba jednak zaznaczyć, że w prezentowanych pomysłach dualizmu nie stosowano bezpośrednio pojęć bytu i niebytu, lecz na ogół taki właśnie sens nadawano obu dualistycznym pojęciom. Tak było z duszą i ciałem. Gdy Platon stwierdza, że człowiek składa się z duszy i ciała, to można rozpoznać, że owym składnikom nadaje cechy bytu i niebytu. Dusza pochodzi bowiem ze świata idei, który oznaczał prawdziwą realność, natomiast ciało stawało się więzieniem dla duszy przybierając w ten sposób rolę niebytu. Platon oczywiście dostrzegał tę trudność, dlatego w dialogu Sofista podejmuje próbę wyjścia poza ten dylemat. Byt zostaje tam przeciwstawiony wielości względnych niebytów (wielości jakichś niepełnych bytów). Okazuje się, że Platon posłużył się tutaj gramatyką jako normą języka i mowy, a nie logiką jak Parmenides. Przecież w języku swobodnie mówimy o czymś, czego nie ma, w sposób przedmiotowy. Dzięki sofistom dostrzeżono, że język jest na tyle giętki i rozciągły, że potrafi wypowiadać się na temat bytu i niebytu. Łatwo zauważyć, że gramatyczne wypowiedzi tracą już niekiedy sens logiczny, ale niosą ze sobą jakiś sens poznawczy. Na przykład pojęcia dobra i zła były i są nadal bardzo chętnie stosowane w sposób dualistyczny. Jak poucza nas Augustyn, szkoła manichejska przedstawiała dobro i zło jako faktyczne elementy, czy nawet zasady, rzeczywistości. Można powiedzieć, że dla nich były to elementy współistotne. Na koniec tego wywodu należy stwierdzić, że nasze myślenie dość łatwo popada w dualizm.



Platon wskazywał na trudności monizmu (w swoim Parmenidesie), ale nie ustrzegł się przed dualizmem duszy i ciała. Dopiero jego uczeń Arytoteles przeszedł na pozycje pluralizmu bytowego. Przyjmował, że rzeczywistość tworzy wielość bytów substancjalnych. Sformułował koncepcję substancji powiązanej z licznymi cechami przypadłościowymi. Możemy oceniać, że było to połączenie bytu z wielością względnych niebytów. Dla Arystotelesa bytowy akt jest połączony z możnością, która jest podłożem zmiennych właściwości. Możność, czyli potencja, umożliwiała zróżnicowanie bytu. W ten sposób udało się przedstawić wielość już zróżnicowanych bytów. Powstał realny pluralizm. U Stagiryty akt określa i wyznacza możność, a to oznacza, że realność formy określa możliwości materii. Otóż możliwość pojawienia się lub powstawania różnych bytów substancjalnych wyznacza czysta forma Pierwszego Poruszyciela. Tak więc wielość możliwości została podporządkowana nadrzędnej Realności.



Średniowieczni mistrzowie dyskutowali i rozważali filozofię Arystotelesa na różne sposoby. Albo utożsamiano Pierwszego Poruszyciela z Bogiem nazywając go Dator formarum i w tym widziano sprawczą moc Boga. Natomiast na drugim końcu pojawił się pomysł, że Bóg stanowi Materię Pierwszą, czyli został utożsamiony z czystą możnością, która wydawała się być początkiem wszystkiego. Tak Dawid z Dinant rozumiał dosłownie stworzenie z niczego. Oczywiście odrzucono od razu takie ekstrawagancje.



Właściwą interpretację stwarzania przedstawił dopiero św. Tomasz. Wynikało to z radykalnego przezwyciężenia dotychczasowego esencjalizmu w pojmowaniu bytu. Tomasz zaproponował egzystencjalne rozumienie bytu oraz Boga. Bóg był dla niego Czystym Istnieniem (Ipsum Esse), natomiast byt stworzony przez Boga jest złożony z istnienia i istoty. W realnym bycie istnienie stanowi akt w sensie arystotelesowskim, zaś istota jest została zinterpretowana jako możność wypełniona przez formę i materię (duszę i ciało).



Trzeba przyznać, że metafizyka Tomasza wykraczała poza dotychczasowe myślenie filozoficzne, zarówno starożytnych Greków jak i scholastyków. Przecież św. Anzelm, ojciec scholastyki wyprowadzał istnienie Boga z pojęcia, jakie posiada nasz umysł, tak jakby myślenie o Bogu mogło Mu zapewnić istnienie. Dlatego scholastyczni mistrzowie nie rozumieli doniosłości Tomaszowego odkrycia. Zarzucono jego filozoficzne dokonania, zaś korzystano z jego dzieła jako podręcznika teologii na uczelniach dominikańskich. Niestety takie podejście do sprawy srodze zemściło się zarówno na filozofii, jak i na teologii. Dalsza historia doprowadziła do upadku realistycznej filozofii i do rozwinięcia się sceptycyzmu. Podważano możliwość osiągania prawdy przez ludzki umysł, ponieważ zaniechano kontemplacji.



Z panującego powszechnie sceptycyzmu zrodziło się Kartezjańskie cogito. Oczywistą rzeczą jest, że jeśli podważymy poznanie rzeczywistości (czyli realnych bytów), to pozostanie nam tylko myślenie. Kartezjusz wyprowadził myślenie z wątpienia w prawdziwość poznania. Trzeba powiedzieć, ze nie odkrył nic nowego, ponieważ porzucając realną rzeczywistość, jesteśmy zmuszeni przejść na pozycje samego umysłu, czyli właśnie swobodnego i niezależnego myślenia. Co jednak skłoniło Mistrza do stwierdzenia cogito ergo sum, to chyba pozostanie tajemnicą. Niemniej tym samym obdarzył myślenie jakąś substancjalną podmiotowością, czyli realnością. Dusza stała się dla niego jaźnią jako res cogitans. Trzeba jasno powiedzieć, że do tej pory nie było takiej możliwości, żeby uważać myślenie za coś realnego. Starożytność i średniowiecze mówiły wyłącznie o umysłowym poznaniu (intelligere), a nie o myśleniu (cogitare). Gdy jednak sceptycyzm odrzucił to umysłowe poznanie, to ponurą koniecznością stało się zwrócenie się ku myśleniu. Przecież myślenie jest zupełnie niezależne od rzeczywistości.



Oczywiście myślenie okazało się bardzo twórcze, ale trzeba mieć świadomość, że myślenie stwarza swój własny świat możliwości. Dlatego filozofowie zaczęli uprawiać ontologię, czyli teorię możliwości jako filozofię bytów możliwych. Możliwych do pomyślenia. Ontologia powołała do życia pluralizm możliwości, który będzie się charakteryzował nieskończonością. Pamiętamy tezę Leibniza, że Bóg stworzył najlepszy z możliwych światów. W ten sposób nawet Bóg został poddany możliwości. Dzięki tym pomysłom sam Bóg stał się kimś pomyślanym, bo dla myślenia prawdziwe wydają się być rzeczy pomyślane, a nie rzeczywistość. Dla Kartezjusza prawdziwe jest to, co jasne i wyraźne, czyli prawdziwość będzie zgodnością myślenia z samym sobą. Dlatego dla niego Bóg będzie jasnym i wyraźnym pojęciem (pojęciem wrodzonym). Natomiast dalej dla Kant Bóg stał się ideą, czyli również czystym pojęciem pomyślanym przez filozofujący umysł.



Już w filozofii racjonalistycznej umysł człowieka zanurzył się w sferę możliwości, chyba nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Angielscy empiryści próbowali jakoś chronić przed tym umysł uzależniając go od doświadczenia zmysłowego. Kant na powrót przywrócił dominację myśleniu, bez którego nie byłoby według niego poznania. Okazało się jednak, że poznajemy jedynie jakieś twory w postaci zjawisk. Rzeczywistości już nie jesteśmy w stanie poznać. Dlatego cała nowożytna filozofia myślącego podmiotu (podmiotu już tylko myślącego o rzeczywistości, lecz wcale jej nie poznającego) ugrzęzła w bagnie możliwości. Na koniec zdecydowano, że należy po prostu zawiesić realność, czyli odciąć się od rzeczywistości. Była to zatem prosta droga od sceptycznego wątpienia (właściwie wątpienie metodycznego), poprzez krytykę realistycznego poznania, aż do tezy Hegla, że byt podlega zasadom dialektycznego myślenia. Dlatego po odrzuceniu realistycznej metafizyki zaczęto uprawiać ontologię możliwości, raz przyjmując pluralizm możliwości (właściwie nieskończoność) a innym razem sprowadzając możliwość do monistycznej świadomości. Stąd dzisiaj w polu analiz filozoficznych mamy jedynie świat możliwości. A co gorsza, w ten świat możliwości zaangażowała się technika, rozwijając wokół nas wspaniałe możliwości techniczne. Ale co z tym wszystkim ma począć człowiek. Człowiek, który stanowi realną osobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz