Jeśli chcemy zbudować swoje życie, musimy zacząć od fundamentów. Filozofia zawsze była fundamentem dla ludzkiego życia. Niech tak pozostanie.
17.07.2013
14.07.2013
1. Czym jest realne człowieczeństwo i gdzie w człowieku mieszka?
Filozofia od
początku (właściwie od Sokratesa) badała ludzką naturę. Filozofom wydawało się
bowiem, że człowieka należy sprowadzić do samej natury. Oczywiście Platon
marzył, że ludzka natura istnieje i funkcjonuje w świecie idealnym jako wzorzec
człowieczeństwa. Ale Arystoteles szybko sprowadził ją na ziemię dowodząc, że
wszystko, czym jest człowiek, musi być zawarte w jego substancjalnym bycie. To
oznaczało, że ludzka natura nie buja w obłokach, lecz stąpa razem z nami po
ziemi. Tak powstała pierwsza naturalistyczna koncepcja człowieka. Człowiek
rodzi się z człowieka i rodzice przekazują nam wyposażenie istotowe, czyli
właśnie ludzką naturę.
Problem pojawił się
wtedy, gdy chodziło o wyjaśnienie ludzkiej rozumności. Arystoteles przyjmował,
że Pierwszy Poruszyciel jest doskonałym umysłem, a zatem mógł być
przyczyną ludzkiej rozumności, chociaż nie było wiadomo, jak to się dzieje. I
nie było jasne, dlaczego tylko człowiek jest rozumny? Już znacznie później
Augustyn stwierdził, że rozumną duszę człowieka stwarza sam Bóg. Ale takie
stwierdzenie narzucało wniosek, że człowieczeństwo należy utożsamić z rozumną
duszą. A gdzie się podziała cała reszta? Znów nie wiadomo.
Scholastyka na nowo
podjęła interpretację ludzkiej natury. Stało się jasne, że człowiek jest bytem
duchowo-cielesnym. Posiada duszę i ciało, które razem tworzą ludzką naturę. W ten
sposób powrócono w zasadzie do ustaleń arystotelesowskich. Jednak doktryna
katolicka było już tematycznie znacznie bogatsza. Odbywano poważne dyskusje
teologiczne dotyczące ludzkiej natury Chrystusa i jego człowieczeństwa (homo
factus est). To prowadziło do sformułowania nowych zagadnień i rozwiązań.
Już od czasów Augustyna i Boecjusz podejmowano dyskusje na temat relacji między
naturą i osobą. Zastanawiano się, jak są one ze sobą powiązane jednocześnie
różniąc się od siebie. Okazało się, że z tych rozważań teologicznych wynikało
szersze rozumienie samego człowieczeństwa. W ten sposób człowiek stał się osobą
powiązaną z naturą. Chociaż nie uświadamiano sobie do końca ważności tego
stanowiska, to jednak wystąpił on w ujęciach antropologicznych i chrystologicznych.
Jeżeli nawet scholastyka nie rozstrzygnęła tego problemu, to dzięki ujawnieniu
go przekazała dalszym pokoleniom. W każdym razie należy stwierdzić, że odtąd
można mówić o człowieku jako osobie powiązanej z naturą. Może trochę na wyrost
można powiedzieć, że człowieczeństwo będzie odtąd obejmowało osobę i naturę
człowieka.
Filozofia nowożytna
cofnęła problematykę człowieczeństwa niemalże do punktu wyjścia. Kartezjusz
stworzył nieprzezwyciężalny dualizm. Człowiek rozpadł się znowu na duszę i
ciało radykalnie sobie przeciwstawione. Przy czym dusza staje się już nie formą
ciała, lecz odrębną substancją myślącą (res cogitans), czyli tym, co
później zostanie zdefiniowane jako świadomość (jaźń). Pojawia się więc jakieś
abstrakcyjne myślenie (cogito) oraz rozciągła cielesność (też
abstrakcyjna). Gdzie w tym wszystkim szukać człowieczeństwa? Nie wiadomo, chyba
zupełnie znikło. Okazuje się, że cała nowożytność idzie w kierunku utożsamienia
człowieczeństwa z myślącą rzeczą – czyli świadomością. Cały ten nurt kończy się
na Husserlu, który zamierza już badać wyłącznie ludzką świadomość. Najlepszym
podsumowaniem tego antropologicznego stanowiska jest określenie człowieka w
systematyce biologicznej jako homo sapiens – człowiek myślący.
Trzeba więc wprost
zapytać: – gdzie zamieszkuje człowieczeństwo? Czy człowieczeństwem jest sama
natura człowieka? Czy może jest nim tylko osoba? Czy wreszcie człowieczeństwem
będzie ludzka świadomość (lub cogito)? Każda z tych propozycji wskazuje
na pewien element współtworzący ludzki byt. Ale tak naprawdę nasze
człowieczeństwo obejmuje wszystkie te trzy elementy. Nie wystarczy jednak
stwierdzić, że człowiek jest naturą i osobą i świadomością, gdyż to nic nam nie
mówi. Wydaje się, że trzeba dzisiaj pokazać wzajemne powiązania i zależności
przyczynowe, że trzeba poszukiwać to, co realne, a odrzucać pozory realności.
Trzeba więc wyjaśnić, jak te elementy mają się do siebie wzajemnie, co stanowi
podstawę i fundament ludzkiego bytu, a co jest jedynie pozornym przejawem
realności.
Taką poważną
interpretację antropologiczną jest w stanie dać nam jedynie metafizyka. To
właśnie metafizyka bada zależności przyczynowe, wskazuje na przyczyny i skutki,
dzięki czemu osiągamy zrozumienie realności, co w przypadku człowieka ma
zasadnicze znaczenie. Co w człowieku jest realne i skąd się bierze ta realność?
Czy podstawą i przyczyną realności jest natura, czy osoba, czy może jednak
świadomość? Przecież Kartezjusz twierdził – cogito ergo sum (myślę więc
jestem). I właśnie tutaj metafizyka ostro protestuje. Myślenie nie może być w
żadnym wypadku przyczyną realności. Myślenie jedynie wymyśla różne rzeczy
(treści pojęciowe, czyli znaczenia), ale nie posiada mocy sprawczej i nie jest
w stanie wymyślić realności. Realność pochodzi wyłącznie od istnienia jako jedynej
przyczyny realności. Dlatego przyczyną i zasadą realności ludzkiego bytu jest
jego istnienie (akt istnienia), jak stwierdził Tomasz z Akwinu.
Natomiast przyczyną
sprawczą wszelkiej realności jest Bóg jako Czysty Akt Istnienia. Bóg (Boskie
Istnienie) przyczynuje stworzony akt istnienia w każdym realnym bycie. Zatem
Bóg stwarza ludzkie istnienie, które stanowi wewnętrzną zasadę realności
człowieka. Dopiero następnie ów stworzony akt istnienia wyłania z siebie
(emanuje) realność istotową. Tak powstaje ludzka natura, czyli treściowy
porządek istotowy człowieka. Ludzka natura ma więc przyczynę w akcie istnienia.
Istnienie stworzone przez Boga jest wyposażone we własności transcendentalne
(m. in. w prawdę, dobro i piękno). I właśnie aktywność tych własności istnieniowych
sprawia istotę bytu i wpływa na jej kształt. Własności osobowe kształtują
duchowość istotową, zaś własności nieosobowe (ożywcze) tworzą życie ożywiające
materię. Na kształt wyposażenia istotowego wpływają również przyczyny
zewnętrzne (dlatego jesteśmy podobni do rodziców).
Gdzie w tym
wszystkim należy szukać osoby? Zostało już wyjaśnione, że ludzka natura jest
związana z porządkiem istotowym. To właśnie istota bytu, pojmowana jako złożona
z formy i materii, była w swoim działaniu określana jako natura. Dlatego
najprościej jest stwierdzić, że natura człowieka obejmuje duszę i ciało. Dusza
była zawsze pojmowana jako zasada ożywiająca ciało. Arystoteles przyznawał
duszy postać aktu formy, który miał określać i determinować materialną
cielesność. Gdy więc utożsamiamy człowieka z naturą, wówczas pojmujemy go jako
złożonego z duszy i ciała. Jednak takie złożenie nie może istnieć i
funkcjonować samodzielnie. Stąd Augustyn twierdził, że duszę jako samodzielną
substancję stwarza Bóg. To obarczałoby jednak Boga odpowiedzialnością za
niedoskonałość duszy. Z kolei ludzka dusza nie może powstawać na drodze
naturalnej, czyli dzięki ewolucji, gdyż radykalnie przekracza porządek
naturalny (jako siła ożywcza i jako rozumność).
Dlatego konieczne
stało się dalsze odkrycie metafizyczne. Dokonał go Tomasz z Akwinu. To on
uznał, że realny byt musi zawierać przyczynę swej realności (żeby odróżniać się
od poznawczego pojęcia). Taką zasadą i przyczyną może być jedynie akt
istnienia. Jak już wspomnieliśmy, akt istnienia jako podstawa realności jest
stwarzany bezpośrednio przez Boga (przez Czysty Akt Istnienia – Ipsum
esse). Bóg stwarza ludzkie istnienia. W przypadku człowieka akt istnienia
jest istnieniem osobowym. Tak określił je K. Wojtyła (Osoba i czyn). Polscy
tomiści zawsze mieli świadomość, że człowiek jest przede wszystkim osobą.
Dzięki ich dorobkowi możemy dziś stwierdzić, że stworzone przez Boga istnienie
stanowi osobową podmiotowość. Dlatego należy przyjąć, że Bóg stwarza
bezpośrednio ludzką osobę. Stworzone istnienie jest u człowieka wyposażone we
własności osobowe, czyli w osobową prawdę, osobowe dobro i osobowe piękno. I
dopiero dalej te osobowe własności tworzą i przyczynują duchowe wyposażenie
istoty człowieka, czyli jego duszę. Natomiast własności nieosobowe cechujące
stworzone istnienie stanowią jakąś egzystencjalną podmiotowość życia (vivere
jako moc ożywcza). Ta egzystencjalna moc ożywcza istnienia sprawia biologiczne
życie, które organizuje cielesną materię w żywy organizm. W ten sposób porządek
egzystencjalny przyczynuje i kształtuje sferę istotową. Własności istnieniowe
kształtują treściowy porządek istoty. Na tym właśnie polega sprawcza rola
istnienia w przyczynowaniu całego bytu.
Jeżeli teraz
zapytamy o stosunek i zależność osoby i natury, to trzeba odpowiedzieć, że to
osoba (jako podmiotowość istnienia) tworzy i kształtuje porządek natury (jej
treściowe wyposażenie) zarówno na poziomie duchowym, jak i na poziomie
cielesnym dzięki powiązaniu z życiem ożywiającym ciało. Dlatego ludzka natura
nie może istnieć bez osobowego istnienia. Natura przede wszystkim w zakresie
swej duchowości jest podporządkowana bezpośrednio osobie, a pośrednio także w
zakresie swej ożywionej cielesności. Bez tych związków natura nie może
prawidłowo funkcjonować.
Co więc się stanie,
gdy natura będzie chciała się oderwać od osoby? Otóż wówczas następuje znany
dramat człowieka. Katolicka teologia nazywa to upadkiem grzechu pierworodnego.
Jest to efekt tego, że natura pragnie działać sama z siebie. Jak już mówiliśmy,
natura czerpie swoją realność i realne działanie od aktu istnienia (czyli od
osobowej aktywności). Jeżeli jednak będziemy chcieli zadziałać inaczej, niejako
wbrew realności, to wówczas wkraczamy w całkiem nowy porządek – czyli w
podmiotowość intencjonalną. Tak właśnie „powstaje” nasza świadomość. Gdy natura
w zakresie swej duchowości oderwie się od osobowej podmiotowości i aktywności,
wtedy popada w stan możnościowy. Próbuje wówczas wydobyć swoje działanie z
poziomu możnościowego. Władze duchowe same w sobie stanowią możność (potentia).
Aby działać w sposób realny i osobowy, muszą czerpać aktywność z mocy sprawczej
osobowych własności istnieniowych. Ale jeśli tego zabraknie, to duchowe władze
możnościowe zostają sprowadzone do poziomu potencjalnego (intencjonalnego), a
to znaczy, że utraciły realną moc działania i pozostaje im jedynie działanie
nierealne (niezbyt realne), czyli pozorne. Wtedy pojawia się myślenie (cogito)
w naszym rozumie, w woli zaś pojawia się wolny wybór (liberum arbitrium),
natomiast w naszej uczuciowości pojawiają się doznania przyjemności (passioines
delectationis). W ten sposób w naszej duszy rodzi się sfera możnościowa,
czyli świadomość, która zaczyna działać wyłącznie pod wpływem efektów doznań
cielesnych (doznań zmysłowych). Rozum zaczyna kierować się wrażeniami
zmysłowymi, wola zaczyna wybierać spośród pożądliwości zmysłowych, a uczucia
doświadczają jedynie przyjemności zmysłowych.
Tak powstaje sfera
możnościowa naszej upadłej natury, którą filozofia nowożytna nazwała
świadomością (a wcześniej jaźnią). Potocznie świadomość ujmuje się jako
podmiotowość myślenia, idąc za myślą Kartezjusza. Ale już u samego Mistrza cogito
obejmowało działania wszystkich trzech władz duszy. Niestety w przeciwieństwie
do podmiotowości osobowej świadomość nie stanowi realnego podmiotu. Ona jest
jedynie podmiotowością intencjonalną (używając terminologii fenomenologicznej)
albo podmiotowością możnościową (używając terminologii arystotelesowskiej).
Przeto świadomość nie może stanowić realnego
człowieczeństwa, ale jest tylko wypaczeniem ludzkiej natury. Oczywiście ludzka
natura może się kierować propozycjami świadomości, ale to zupełnie nie znaczy,
iż osiąga w ten sposób poziom realności. Mówiąc bez ogródek natura staje się
dzięki temu mniej realna lub niezbyt realna (czyli nierealna). Nasze myślenie
nigdy nie będzie miało statusu realnego aktu. Ono pozostaje zawsze czymś
możnościowym. Jest intencjonalne, czyli posiada status intencji myślnej, a nie
realności.
Dlatego nie wolno
uważać świadomości za przejaw ludzkiego człowieczeństwa, gdyż wówczas
sprowadzamy człowieczeństwo do czegoś tylko pomyślanego, a człowieczeństwo
powinno być czymś zasadniczo realnym. Nie można sprowadzać człowieczeństwa do
samej świadomości. Stąd definiowanie człowieka jako świadomość jest poważnym błędem.
Realny człowiek jest osobą. Człowiek jest przede wszystkim osobą. Jest osobową
podmiotowością, która przyczynuje i sprawia cały porządek natury ludzkiej.
Dopiero kiedy natura próbuje się oderwać od osoby, wtedy staje się
świadomością, czyli podmiotowością intencjonalną. Ale to nie jest realny
podmiot działania. Człowiek w swoim człowieczeństwie musi być czymś realnym, a
nie tylko pomyślanym. Dzisiaj człowiek woli wymyślać siebie od nowa niż zgodzić
się na swoją własną realność. Dlaczego tak się dzieje? Otóż człowiek upatruje
swoją wolność właśnie w myśleniu i wybieraniu, a także przeżywaniu
przyjemności. Ale to jest jakieś potworne złudzenie. Wszystko bierze się stąd,
że porzucono metafizykę i dlatego zapomniano o realności. Trzeba przywrócić
poznanie realności, bo inaczej zginiemy skacząc w ponurą otchłań myślenia.
Czyżby już nie było ratunku dla człowieka?
2. Człowiek bez człowieczeństwa
Człowiek pozbawiony
człowieczeństwa staje się demonem. Człowiek staje się demonem, gdy odrzuci
swoją osobę. Tak naprawdę człowiek nie jest w stanie pozbyć się osobowej
podmiotowości, ale może ją odciąć od działania. Może ją zanegować świadomymi
działaniami. Wówczas ludzka natura tracąc kontakt z realnością i mocą osoby
zaczyna działać całkiem po swojemu w sposób użytecznościwy.
Jeśli natura utraci
kontakt z mocą osobową, to podejmuje działania mające za podstawę samą możność.
Taką działającą pozornie możnością jest świadomość, która może przyjmować
dowolne treści intencjonalne. Dlatego nasza świadomość staje się zupełną
dowolnością (potocznie zwaną wolnością). Z tej świadomościowej możności może
wszystko wynikać. Nie ma bowiem żadnych ograniczeń. Dlatego działając pod
wpływem takiej świadomości człowiek zmienia się w demona, ponieważ możność
wydobywa i ujawnia wszystkie braki i niedoskonałości.
Natura pozbawiona
realnej mocy staje się demoniczna, gdyż popada w dowolność, która prowadzi do
wyboru zła. Wolność wyboru nie gwarantuje nam wyboru dobra, lecz wprost
przeciwnie, prowadzi do łatwego wyboru mniejszego zła. Wolność wyboru prowadzi
do wybierania mniejszego zła, ale to zawsze jest wybór zła a nie dobra. Jeżeli
więc postawimy na łatwość, to osiągniemy wyłącznie zło.
Świadomość nie zna
realnego dobra. Ona przedstawia nam wyłącznie dobra pozorne (to, co nam się
wydaje). Dlatego świadomość człowieka jest demoniczna, gdyż popycha go do
złego. Bez osobowej realności człowiek bardzo łatwo popada w złe postępowanie.
A gdy zacznie postępować źle, wtedy takie postępowanie staje się jego
przyzwyczajeniem. Przyzwyczajenie się do złego jest już czymś demonicznym,
ponieważ to właśnie demony są przyzwyczajone do złego działania. Człowiek
pozbawiony swego osobowego człowieczeństwa staje się demonem.
Demoniczny człowiek
niszczy samego siebie, ale do spółki z innymi demonami potrafi zniszczyć swoich
bliskich i znajomych. Demony nie potrzebują i nie korzystają z realnego świata.
One doskonale się czują w intencjonalnym świecie świadomości. To znaczy, że
grasują po naszej kulturze. Świetnie żonglują tam wszystkimi dostępnymi pomysłami
i pojęciami. Potrafią stworzyć pomyślane struktury instytucjonalne, w które
łowią kolejne ofiary. Demon równie dobrze może być tajnym agentem jak też
oficjalnym politykiem. Znakiem rozpoznawczym jest to, że nie szanuje innych
osób, lecz zachwala jedynie organizacje i instytucje. Wychwala prezesa swojej
firmy lub wodza swojej partii. Uwielbia różne przyjemności, lecz nie zna
zupełnie radości życia. Cieszy go sukces i pieniądze, ale zazdrości ich
osiągnięcia innym. Nie lubi wcale ludzi, lecz potrafi znakomicie wykorzystywać
wszelkie ludzkie pomysły. Jest zawsze z przodu i gna tylko do przodu, gdyż nie
ma do czego wracać.
Demonologia jest historią tragicznych upadków człowieka. Niestety ludzkie pomysły mogą być straszne i przerażające. Człowiek nie jest w stanie sam wyrwać się z tego demonicznego kręgu. Okazuje się bowiem, że można zginąć w otchłaniach swojej własnej świadomości. Z tej otchłani może nas wyrwać jedynie realna relacja osobowa. Ratunkiem jest relacja z Boską Osobą. A to znaczy, że na pomoc trzeba wezwać samego Chrystusa. Na tym polegają egzorcyzmy.
3. Człowieczeństwo pilnie poszukiwane
Bez człowieczeństwa
nie ma człowieka. Jeśli nie zdołamy odnaleźć swego człowieczeństwa, to tak
jakby nas nie było. Trzeba zapytać, co sprawia, że tylko wydajemy się być, choć
nas nie ma. Odpowiedź jest prosta – tym zajmuje się nasza świadomość.
Filozofia nowożytna
odkryła świadomość. Wydawało się, że odkrywamy nową potęgę, która drzemie w
człowieku. Ale to nie była żadna potęga, a tylko potencjalność. Nasza świadomość
działa na zasadzie możności. Nasza świadomość istnieje tylko w możności. Musi
zostać przez coś pobudzona i uruchomiona, inaczej nie będzie działać.
Świadomość nie ma aktywności ani mocy sprawczej, gdyż została oderwana i
odcięta od realnej aktywności istnienia. Nasza świadomość oderwała się od aktów
płynących z własności istnieniowych. Dlatego zamknęła się w jakimś możnościowym
kręgu. Ta możność jest jedynie podłożem dla ruchów intencjonalnych. Świadomość
prowadzi działalność wyłącznie intencjonalną (pomyślaną). To znaczy, że tak
naprawdę jedynie o wszystkim myślimy, ale nie działamy realnie. Prawdziwe i
realne działanie musi wypływać z aktu. Takie działanie ma źródło w aktywności
istnienia, a nie w możności, chociażby nawet duchowej, (czyli w samych władzach
duchowych). Władza jako możność nie zawiera sama z siebie żadnej aktywności.
Prawdziwą aktywność nasze władze mogą zdobywać pod wpływem aktów własności
osobowych zawartych w istnieniu, ponieważ to, co jest zawarte w istnieniu ma
charakter aktu. W istnieniu prawda jest aktem, aktem jest również dobro i
piękno. Dopiero gdy te własności dostarczą swoją aktywność do władzy, wtedy
władze zdobywają moc i zasadę sprawczą. Dla umysłu jest to słowo prawdy, dla
woli jest to czyn dobra, a dla uczuciowości jest to przeżycie piękna. Dopiero
gdy władze uzyskają takie zasady aktywności (jako realne moce), dopiero wtedy
mogą podejmować prawdziwe działania. Takie prawdziwe działania mają charakter
osobowy, gdyż dla nas prawdziwe i realne działanie to działanie osobowe.
Wszystko inne jest pozorne.
Cała stworzona
przez człowieka technika jest działalnością pozorną. Człowiek wymyśla coraz
doskonalsze urządzenia (coraz bardziej skomplikowane), ale taka działalność w
najmniejszym stopniu nie poprawia naszej realności. Może ułatwia nam codzienne
życie, lecz zarazem coraz bardziej komplikuje nasze osobowe życie. Coraz więcej
czasu poświęcamy na tworzenie globalnej technologii, ale coraz mniej czasu
poświęcamy na życie osobowe (życie rodzinne i religijne). Zachwycamy się
najnowszymi rozwiązaniami technicznymi, które człowiekowi nic nie dają, bo dać
nie mogą, a nawet odbierają mu jego człowieczeństwo. Czyżby człowiek miał się
stać na koniec cyborgiem? Jakąś bio-maszyną? Człowiek zamierza stworzyć
doskonałego robota, ale może nie będzie to potrzebne, gdyż wystarczy, że
odetnie się od własnego człowieczeństwa. Bez swojego osobowego człowieczeństwa
człowiek stanie się doskonałą maszyną, tak jak chciał Kartezjusz i Le Mattrie.
Kartezjusz pierwszy pozbawił człowieka istnienia na rzecz myślenia. Dlatego
nikt już dzisiaj nie przyzna, że bezmyślny człowiek jest lepszy od człowieka
myślącego, czyli właściwie od myślącej rzeczy lub substancji. Taka myśląca
rzecz (res cogitans) może się stać doskonałym narzędziem w rękach (albo
raczej w myślach) myślącego umysłu (PUM-y).
Wydaje się, że komuś zależało na tym, żeby przemienić
człowieka w myślącą rzecz. Taki człowiek mógłby być sterowany samym myśleniem.
I nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak łatwo jest sterować ludzkim myśleniem.
Myślącego człowieka można namówić do czegokolwiek. Kiedyś odbywało się to za
pomocą indoktrynacji ideologicznej. Dziś znamy sposoby manipulacji
świadomościowej. Otrzymujemy wówczas doskonałe narzędzie do pracy lub do walki.
Jeżeli człowiek
odetnie się od realności, to pozostaje mu tylko myśląca świadomość. Myśląca
świadomość łatwo poddaje się podszeptom myślenia, ponieważ nic ją nie krępuje,
ani nie ogranicza. Myślenie lgnie do myślenia i kocha tylko myślenie. Dlatego
do naszej świadomości może przemówić tylko inne myślenie. Dla niej nie liczy
się realność. Pozbawione realności myślenie jest zdane wyłącznie na siebie.
Myślenie nie potrzebuje rozróżniać myślenia. Myślenie nie potrafi odróżnić
myślenia od realności. Wówczas nawet nie wiemy, że ktoś może myśleć za nas albo
że my myślimy podług czyjegoś pomysłu.
Myślenie nie
posiada żadnej mocy poznawczej, ani sprawczej. Ale jedno myślenie może łatwo
sterować drugim myśleniem. Myśląca świadomość bardzo łatwo poddaje się
ciekawemu myśleniu. A jeśli istnieje umysł, który zna wszystkie sposoby
myślenia, to taki umysł jest w stanie sterować dowolną świadomością. Co więcej,
taki umysł może sterować dowolną liczbą oderwanych świadomości. Myślący
człowiek staje się łatwym łupem demonów. Dlatego powinniśmy strzec naszego myślenia,
nawet gdy wydaje Ci się, że na pewno wszystko sam wymyśliłeś, nie jesteś w
stanie tego sprawdzić. Być może już ktoś pomyślał za Ciebie. Tak do końca nie
kontrolujemy własnego myślenia, ponieważ myślenie jest pozbawione stałego
punktu odniesienia. Ono potrafi wszystko zanegować i odrzucić. Nie jest w
stanie niczego osiągnąć, ani niczego zatrzymać dla siebie. Jest doskonałym PANTA
REI.
Żeby ogarnąć i
uporządkować myślenie, trzeba przyjąć słowo prawdy. Słowo prawdy niesie ze sobą
moc realności. Dopiero przyjęte słowo prawdy daje naszemu umysłowi odpowiednią
zasadę poznania. Taki umysł staje się na powrót intelektem, czyli odzyskuje
zdolność oglądu wewnętrznego rzeczywistości. Albo nasz umysł będzie kierował
się prawdą i wówczas będzie działał jak intelekt rozpoznający prawdę realności,
albo nasz umysł zatraci słowo prawdy i wtedy będzie działał jedynie jako
świadomość, która może być pobudzana danymi zmysłowymi, lecz dzięki temu nigdy
nie dotrze do prawdy realności i dlatego będzie tworzyć dowolne pojęcia poznawcze.
Świadomość staje się takim śmietnikiem zarejestrowanych wrażeń i wytworzonych
wyobrażeń. Co gorsza, świadomość zupełnie nad tym nie panuje. Najczęściej
zdarza się, że posiadamy jakieś szczątkowe efekty poznania intelektualnego,
które przebijają się od czasu do czasu przez ten gąszcz świadomościowych
intencji.
Na ogół mówimy
wtedy, że człowiek poszukuje prawdy. Jeśli jednak nie przyjmiemy prawdy od
razu, to nasze poszukiwania w gąszczu wrażeń i wyobrażeń do niczego nas nie
doprowadzą. To jest jak przysłowiowe poszukiwanie igły w stogu siana. Można by
ją znaleźć, gdybyśmy przesiali całe siano, ale to zajęłoby nam niemal całe
życie. Otóż nasze myślenie wcale nie zamierza poddawać się rygorom prawdy i
realności. Myślenie pragnie swobody i niezależności. Nie chce być od niczego
uzależnione. A to już znaczy, że myślenie musi odrzucić realność, która byłaby
dla niego ograniczeniem i drogowskazem. Myślenie chce być całkowicie
niezależne, dlatego myślenie jest doskonale twórcze. Jednak z drugiej strony myślenie
nie jest w stanie niczego stworzyć. Ono jest zdolne tylko do wymyślania nowych
treści – nowych sensów i znaczeń. Myślenie goni cały czas za nowością. Ale nowe
myślenie jest również tylko myśleniem. Dlatego wymyślona twórczość jest jedynie
pozorem prawdziwej twórczości.
Bzdury opowiadają
ci, co głoszą, że człowiek jest świadomością. Człowiek, który stanie się
świadomością, jest demonem i niczym więcej. Świadomość w całej swej
rozciągłości jest zaprzeczeniem osobowego człowieczeństwa. Człowieczeństwo, żeby
mogło służyć człowiekowi, musi być czymś realnym. Po co nam pozory lub
złudzenia realności, które stanowią jedynie nieprawdziwy niebyt (me ontos me
onta).
Świadomość potrafi bardzo łatwo wymyślić nowe pojęcie
człowieczeństwa. Raz ogłasza, że prawdziwym człowiekiem jest artysta, zaś innym
razem może ogłosić, że prawdziwym człowiekiem jest biznesmen (w ogóle człowiek
sukcesu). Ale równie dobrze może stwierdzić, że prawdziwym człowiekiem jest
pierwotny dzikus albo postępowy rewolucjonista. W historii mamy cały przegląd
najróżniejszych propozycji. Jednak to wszystko są propozycje ideologiczne,
czyli dowolne pomysły naszej świadomości. Jeżeli nie chcemy zdobyć się na trud
poznania filozoficznego, to najłatwiej przyjąć jakieś dowolne rozwiązanie. Dziś
wystarczy to zareklamować i sukces gotowy.
Żyjemy w dziwnych
czasach, gdy łatwiej jest wypromować Madonnę lub Nergala niż filozofię. To jest
właśnie kwestia naszej świadomości i tylko świadomości. Jeśli akceptujemy taką
postawę, to znaczy, że zostaliśmy wpuszczeni w kanał świadomości. Stajemy się
czystą świadomością, a to już znaczy, że realnie nas nie ma. Pozostaje nam
jedynie myślenie. Dowolne myślenie o sobie i świecie. Łatwo jest pomyśleć o
sobie coś dowolnego i być z tego dumnym i zadowolonym. Trzeba jednak zapytać,
kto tak naprawdę cieszy się z naszego myślenia? Na pewno nikt realny.
Albo zatem
powrócimy do swojej realności (dzięki słowu prawdy i czynowi dobra), albo
zamyślimy się na śmierć i nic po nas nie zostanie. Dlaczego łatwiej jest
wypromować bzdury i złudzenia niż prawdziwą realność? Odpowiedź jest prosta –
promocją zajmuje się myśląca świadomość, a to, co proponuje, dociera tylko do
naszego myślenia. Myślenie łatwiej i szybciej zaakceptuje inne myślenie, nawet
bzdurne, niż trudno dostępną realność. Wystarczy przemówić do naszego myślenia
obiecując złote góry, a nikt nie zwróci uwagi na realność. Dla świadomości nie
liczy się realność, a jedynie myślenie. W ten sposób myślenie potrafi
przesłonić i wyprzeć każdą realność. W dzisiejszej kulturze panuje tylko
myśląca świadomość, a więc wszystko inne nie ma szans. Znaleźliśmy się w sieci
globalnej świadomości, w świecie myślenia, a więc realność już dla nas nie
istnieje. Gdzie my naprawdę jesteśmy?
Subskrybuj:
Posty (Atom)