16.01.2013

Pewność praktyczna



Rozum teoretyczny formułuje sądy teoretyczne, czyli twierdzenia. Te twierdzenia cechuje ogólność i konieczność. Mówimy, że takie twierdzenia mają pewność naukową. W ten sposób powstaje wiedza naukowa, czyli teoria. Wiedza naukowa ma dotyczyć tego, co niezmienne.

Z kolei rozum praktyczny formułuje sądy w postaci postanowień. Postanowienia dotyczą naszych działań, które są zmienne. Aby postanowienia nabrały pewności muszą dotrzeć do tego, co niezmienne. Ludzkie działania są zmienne, ale mają niezmienny cel. Nasze działania mają na celu osobowe dobro. Osobowe dobro jest niezmienne. Jeżeli działania dotyczą osobowego dobra, to nabierają pewności. Będzie to pewność moralna. Działania skupione wokół osobowego dobra stają się moralne.

Postanowienia rozumu praktycznego powinny mieć pewność moralną. Moralną pewnością jest powinność woli jako obowiązek służenia osobowemu dobru. Dlatego powiemy, że postanowienia rozumu praktycznego dotyczą moralności i moralnego działania. Nabierają one pewności, jeśli ukazują nam realne dobro osobowe. Człowiek musi więc poznać siebie jako osobę, musi poznać osobowe dobro i swoje osobowe działanie. Bez tego nie będzie moralności.

Pewność postanowienia jest dwutorowa. Z jednej strony bierze się z rozpoznania celu działania – czyli osobowego dobra. Z drugiej strony zostaje potwierdzona przez powinność woli względem osobowego dobra. Zatem nie jest to pewność teoretyczna oparta na ogólności i konieczności. Ale jest to pewność moralna albo praktyczna oparta na celowości i powinności. Jest to pewność oparta na zasadach działania, a nie samego poznania.

Wiedza teoretyczna próbuje wszystko ogarnąć i podporządkować sobie na zasadzie ogólnego pojęcia. Natomiast poznanie praktyczne stara się dotrzeć do celu działania. W ten sposób odkrywamy cel jako realną zasadę działania i dochodzimy do poznania dobra bezwzględnego jako dobra osobowego. Ponadto wiedza teoretyczna poszukuje konieczności. Próbuje ująć to, co niezmienne w sposób konieczny. Ale taka konieczność nie jest czymś pochodzącym od woli, lecz zostaje jej narzucona przez rozum. Stąd w różnych ujęciach filozoficznych pada stwierdzenie, że wolność polega na poznaniu konieczności. Rozum – a właściwie myślenie rozumu – chce wtedy zapanować nad wolą, gdyż nie jest w stanie znieść jej wolności, bo ona podważałaby wiedzę teoretyczną rozumu.

Poznanie praktyczne nie może być ogólne i konieczne, gdyż wtedy stawałoby się teorią. Już Sokratesowi wydawało się, że człowiek działa na podstawie wiedzy teoretycznej, czyli dzięki samemu rozumowi. Ale przecież działanie nie może się obejść bez aktów woli. Otóż wola działa na zasadzie wolności. Jednak wola może także działać na zasadzie powinności, gdy nawiąże kontakt z osobowym dobrem. Można stwierdzić, że pierwotnie wola działała na zasadzie powinności mając bezpośredni kontakt z osobowym dobrem (z Osobą Boga).

Wola, która napotkała osobowe dobro, jest pobudzana do chcenia. W filozofii klasycznej uważano, że wola pragnie dobra z naturalnej konieczności, gdyż taką kategorię podpowiadał nam rozum. Dzisiaj po dokonaniach filozofii nowożytnej wiemy już, że dobro wywołuje powinność, a nie konieczność chcenia, to znaczy wywołuje jakby obowiązek chcenia tego dobra. Ważna jest jednak dostępność tego osobowego dobra dla woli. Św. Tomasz uważał, że wystarczy poznane dobro. Ale poznane dobro nie może wywołać w woli ani powinności, ani chcenia, bo to znaczyłoby, że każde poznane dobro wywoływałoby chcenie. Dlatego osobowe dobro musi być udostępnione inaczej niż tylko w poznaniu. Musi być ono dostępne dla samej woli w sposób pożądawczy a nie poznawczy.

Osobowe dobro udostępnia się woli dzięki aktowi sumienia. Jest to akt wywołany przez samo dobro. Jest to zatem akt samego dobra, w którym udostępnia się ono samo. Jest to akt, który jest w stanie pobudzić działanie woli jako władzy i możności. Władza duchowa jest możnością i do działania potrzebuje odpowiedniej aktualizacji. To musi być akt pochodzący z poziomu istnienia, czyli z poziomu osobowej podmiotowości. Takie osobowe akty są generowane przez aktywne własności transcendentalne. Osobowe własności istnienia uaktywniają się pod wpływem relacji osobowych nawiązywanych z Bogiem. Wtedy osobowe własności człowieka zostają uruchomione i uzyskują moc sprawczą, dzięki czemu sprawiają akty osobowe – akty kontemplacji, sumienie i upodobania – pobudzające do działania władze duchowe.

Akt sumienia jest wywołany przez aktywne osobowe dobro. Dobro wzywa nas do działania. Pociąga nas do działania. W ten sposób dobro sprawia, że wola staje się zdolna do pożądania i chcenia oraz zdolna do afirmacji dobra. W tym akcie sumienia osobowe dobro udostępnia się woli w postaci czynu. Dobro udostępnia się w swoim akcie. Ono jakby przepływa w tym akcie do woli wywołując samą aktywność tej władzy w postaci czynu. Dlatego wolę pobudzoną przez akt sumienia i osobowe dobre stać na czyn dobra. Dopiero wówczas wola może prawidłowo działać, czyli robić coś dobrego (spełniać dobre uczynki).

Osobowe dobro jest więc siłą i mocą woli. Wola nie dysponuje żadną inną mocą. Sama w sobie pozostaje tylko możnością, czyli możliwością wyboru. To, co nazywamy wolnością woli, jest tylko możliwością wyboru i niczym innym. Wolność wyboru nie jest żadną siłą i mocą. Jest jedynie samą możliwością działania. A przecież możliwość działania nie jest jeszcze żadnym działaniem, a już na pewno nie jest właściwym i odpowiednim działaniem. Dlatego sama możliwość działania może wywołać zupełnie dowolne działanie – raz dobre, a raz złe działanie, czyli działanie całkiem przypadkowe i nieobliczalne.

Aby więc człowiek działał poprawnie, potrzebuje wsparcia i siły osobowego dobra, które objawia się dla nas w akcie sumienia. Albowiem tylko dobro uaktywnione przez relację z Bogiem posiada odpowiednią siłę i moc sprawczą, która jest w stanie skłonić wolę do czynów dobra, czyli do dobrych uczynków, które stanowią działania osobowe. Człowiek może więc działać w sposób moralny i religijny. Ale takie działania człowiek jest w stanie podejmować dzięki łączności z Bogiem.

Bez Boga człowiek działa tylko po ludzku. Ludzkie działanie charakteryzuje się interesownością, czyli człowiek działa tylko na zasadzie własnej korzyści kierując się użytecznością (pożytkiem własnym). Takiemu człowiekowi brakuje wewnętrznej siły moralnej. Filozofia od początku postulowała, żeby człowiek uczył się właściwego działania, czyli działania moralnego. Ale te postulaty są bardzo różne. Arystoteles postulował, żeby człowiek w swoim działaniu podążał drogą „środka” unikając skrajności, co oznaczało unikanie skrajnego zła, ale również unikanie „skrajnego” dobra.

Późniejsze propozycje szły w kierunku dążenia do dobra wspólnego (bonum commune). Człowiek miałby się kierować dobrem wspólnym, czyli jakimś rodzajem dobra społecznego, gdyż zdawano sobie sprawę, że człowiek jest istotą społeczną. Dobro społeczne miało być dobrem całej społeczności, co sprowadzało się do dobra państwa, gdyż dostrzegano i wyróżniano jedynie taką wspólnotę. W ten sposób dobro wspólne zostało utożsamione z dobrobytem społecznym, czyli życiem łatwym i przyjemnym.

Wreszcie sytuację ludzkiego życia podsumował utylitaryzm, który wprost uznał, że człowiek powinien kierować się korzyścią i pożytkiem własnym. Przyjęto także, iż w wymiarze społecznym te wszystkie pojedyncze korzyści sumują się i powstaje ogólna szczęśliwość. Stąd najwyższym dobrem, a zarazem dobrem wspólnym, jest szczęście wszystkich obywateli danej społeczności (na ogół państwa).

Dzięki temu znikła potrzeba kontaktu z Bogiem. Człowiek miałby żyć na własną rękę niezależnie od relacji religijnych z Bogiem. Szczęście sprowadzałoby się zatem do czerpania korzyści i przyjemności z życia cielesnego. Natomiast życie społeczne miałoby zapewniać człowiekowi osiągnięcie jak największych korzyści. Bo samotny człowiek nie jest w stanie skorzystać z wielu przyjemności. Zatem to społeczeństwo ma pomagać człowiekowi w korzystaniu z życia.

Dzisiaj kultura proponuje człowiekowi tylko rozwiązania utylitarystyczne i hedonistyczne. Do tego sprowadza się współczesna pop-kultura. Rozwiązania personalistyczne są odrzucane w imię wolności człowieka, to znaczy w imię humanizmu bezosobowego. Bezosobowy humanizm prowadzi do śmierci człowieka. Ukazuje jedynie perspektywę człowieka jako bytu-ku-śmierci (Heidegger). Mamy więc korzystać z życia, bo potem będzie już tylko śmierć jako zupełny koniec. W tym ujęciu celem ludzkiego życia staje się zło śmierci, a nie dobro. Skoro więc zmierzamy do zła, to powinniśmy korzystać z naszego dotychczasowego życia. Ale takie korzystanie sprowadza się do czerpania wszelkich możliwych przyjemności. Wtedy faktycznie jedynym dostępnym dla człowieka dobrem staje się przyjemność.

Jako byt-ku-śmierci człowiek nie ma w sobie żadnego osobowego dobra, a jedynie samo zło – zło śmierci. Aby przezwyciężyć to swoje zło lub tragiczny los, człowiek powinien używać życia, ponieważ życie to przyjemność, życie to rozkosz przeżywania przyjemności. Ale jeżeli popatrzymy na człowieka w ten sposób, to znaczy, że zapominamy zupełnie o swojej osobie i osobowym życiu. Wtedy znika moralność i religijność. Natomiast zwracamy się ku przyjemnościom i obcujemy jedynie z tymi, którzy mogą dostarczyć nam przyjemności. Wołamy wtedy: „Chwilo trwaj wiecznie”. Ale jest to absurdalne złudzenie, gdyż żadna chwila nie trwa wiecznie, nawet chwila rozkoszy. Także pamięć nie jest w stanie zatrzymać ani przywrócić przeżywanej przyjemności.

Dlatego życie chwilami przyjemności rozpada się na tysiące lub miliony cząstek, z których nie sposób ułożyć mozaiki wieczności. Musimy pamiętać, że do wieczności prowadzi nas nie przyjemność, lecz osobowe dobro realizowane poprzez akty moralności i religii. Wieczność możemy osiągnąć jedynie dzięki działaniom osobowym, które wyrażają się w słowie prawdy, w czynie dobra i w przeżyciu piękna. Wszystkie inne działania, nawet najbardziej pożyteczne dla człowieka, stają się tylko pozornym złudzeniem, gdyż zamiast dawać coś trwałego, jedynie odbierają nam osobę i życie wieczne. Tylko osoba i życie osobowe mają wymiar wieczności.

Dlatego wieczna jest religia i moralność, a nie przyjemność i użyteczność. Stąd do osiągnięcia życia wiecznego potrzebna jest aktywność osoby oraz łączność z Bogiem, a nie doznania cielesne, choćby najprzyjemniejsze. Życie według przyjemności jest ucieczką przed wiecznością i żadne poetyckie zawołania, żadne filozoficzne uzasadnienia tego nie zmienią. Gdy żyjesz chwilą, to stajesz się chwilą i tak naprawdę Cię nie ma. Jest tylko chwilowe przeżycie, jest chwilowe doznanie, jest nawet chwila rozkoszy, ale nic poza tym. Gdy jednak obudzisz w sobie aktywność osoby poprzez nawiązanie kontaktu z Bogiem, wówczas możesz osiągnąć pełną realność, która trwa wiecznie. Dlatego osobowe działania trwają wiecznie. I to one budują nasze życie wieczne. One dają nam wieczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz