Rozum teoretyczny formułuje sądy teoretyczne, czyli
twierdzenia. Te twierdzenia cechuje ogólność i konieczność. Mówimy, że takie
twierdzenia mają pewność naukową. W ten sposób powstaje wiedza naukowa, czyli
teoria. Wiedza naukowa ma dotyczyć tego, co niezmienne.
Z kolei rozum praktyczny formułuje sądy w postaci
postanowień. Postanowienia dotyczą naszych działań, które są zmienne. Aby
postanowienia nabrały pewności muszą dotrzeć do tego, co niezmienne. Ludzkie
działania są zmienne, ale mają niezmienny cel. Nasze działania mają na celu
osobowe dobro. Osobowe dobro jest niezmienne. Jeżeli działania dotyczą
osobowego dobra, to nabierają pewności. Będzie to pewność moralna. Działania
skupione wokół osobowego dobra stają się moralne.
Postanowienia rozumu praktycznego powinny mieć
pewność moralną. Moralną pewnością jest powinność woli jako obowiązek służenia
osobowemu dobru. Dlatego powiemy, że postanowienia rozumu praktycznego dotyczą
moralności i moralnego działania. Nabierają one pewności, jeśli ukazują nam realne
dobro osobowe. Człowiek musi więc poznać siebie jako osobę, musi poznać osobowe
dobro i swoje osobowe działanie. Bez tego nie będzie moralności.
Pewność postanowienia jest dwutorowa. Z jednej
strony bierze się z rozpoznania celu działania – czyli osobowego dobra. Z
drugiej strony zostaje potwierdzona przez powinność woli względem osobowego
dobra. Zatem nie jest to pewność teoretyczna oparta na ogólności i
konieczności. Ale jest to pewność moralna albo praktyczna oparta na celowości i
powinności. Jest to pewność oparta na zasadach działania, a nie samego
poznania.
Wiedza teoretyczna próbuje wszystko ogarnąć i
podporządkować sobie na zasadzie ogólnego pojęcia. Natomiast poznanie
praktyczne stara się dotrzeć do celu działania. W ten sposób odkrywamy cel jako
realną zasadę działania i dochodzimy do poznania dobra bezwzględnego jako dobra
osobowego. Ponadto wiedza teoretyczna poszukuje konieczności. Próbuje ująć to,
co niezmienne w sposób konieczny. Ale taka konieczność nie jest czymś
pochodzącym od woli, lecz zostaje jej narzucona przez rozum. Stąd w różnych
ujęciach filozoficznych pada stwierdzenie, że wolność polega na poznaniu
konieczności. Rozum – a właściwie myślenie rozumu – chce wtedy zapanować nad
wolą, gdyż nie jest w stanie znieść jej wolności, bo ona podważałaby wiedzę
teoretyczną rozumu.
Poznanie praktyczne nie może być ogólne i konieczne,
gdyż wtedy stawałoby się teorią. Już Sokratesowi wydawało się, że człowiek
działa na podstawie wiedzy teoretycznej, czyli dzięki samemu rozumowi. Ale
przecież działanie nie może się obejść bez aktów woli. Otóż wola działa na
zasadzie wolności. Jednak wola może także działać na zasadzie powinności, gdy
nawiąże kontakt z osobowym dobrem. Można stwierdzić, że pierwotnie wola
działała na zasadzie powinności mając bezpośredni kontakt z osobowym dobrem (z
Osobą Boga).
Wola, która napotkała osobowe dobro, jest pobudzana
do chcenia. W filozofii klasycznej uważano, że wola pragnie dobra z naturalnej
konieczności, gdyż taką kategorię podpowiadał nam rozum. Dzisiaj po dokonaniach
filozofii nowożytnej wiemy już, że dobro wywołuje powinność, a nie konieczność
chcenia, to znaczy wywołuje jakby obowiązek chcenia tego dobra. Ważna jest
jednak dostępność tego osobowego dobra dla woli. Św. Tomasz uważał, że
wystarczy poznane dobro. Ale poznane dobro nie może wywołać w woli ani
powinności, ani chcenia, bo to znaczyłoby, że każde poznane dobro wywoływałoby
chcenie. Dlatego osobowe dobro musi być udostępnione inaczej niż tylko w
poznaniu. Musi być ono dostępne dla samej woli w sposób pożądawczy a nie
poznawczy.
Osobowe dobro udostępnia się woli dzięki aktowi
sumienia. Jest to akt wywołany przez samo dobro. Jest to zatem akt samego
dobra, w którym udostępnia się ono samo. Jest to akt, który jest w stanie
pobudzić działanie woli jako władzy i możności. Władza duchowa jest możnością i
do działania potrzebuje odpowiedniej aktualizacji. To musi być akt pochodzący z
poziomu istnienia, czyli z poziomu osobowej podmiotowości. Takie osobowe akty
są generowane przez aktywne własności transcendentalne. Osobowe własności
istnienia uaktywniają się pod wpływem relacji osobowych nawiązywanych z Bogiem.
Wtedy osobowe własności człowieka zostają uruchomione i uzyskują moc sprawczą,
dzięki czemu sprawiają akty osobowe – akty kontemplacji, sumienie i upodobania
– pobudzające do działania władze duchowe.
Akt sumienia jest wywołany przez aktywne osobowe
dobro. Dobro wzywa nas do działania. Pociąga nas do działania. W ten sposób
dobro sprawia, że wola staje się zdolna do pożądania i chcenia oraz zdolna do
afirmacji dobra. W tym akcie sumienia osobowe dobro udostępnia się woli w
postaci czynu. Dobro udostępnia się w swoim akcie. Ono jakby przepływa w tym
akcie do woli wywołując samą aktywność tej władzy w postaci czynu. Dlatego wolę
pobudzoną przez akt sumienia i osobowe dobre stać na czyn dobra. Dopiero
wówczas wola może prawidłowo działać, czyli robić coś dobrego (spełniać dobre
uczynki).
Osobowe dobro jest więc siłą i mocą woli. Wola nie
dysponuje żadną inną mocą. Sama w sobie pozostaje tylko możnością, czyli
możliwością wyboru. To, co nazywamy wolnością woli, jest tylko możliwością
wyboru i niczym innym. Wolność wyboru nie jest żadną siłą i mocą. Jest jedynie
samą możliwością działania. A przecież możliwość działania nie jest jeszcze
żadnym działaniem, a już na pewno nie jest właściwym i odpowiednim działaniem.
Dlatego sama możliwość działania może wywołać zupełnie dowolne działanie – raz
dobre, a raz złe działanie, czyli działanie całkiem przypadkowe i
nieobliczalne.
Aby więc człowiek działał poprawnie, potrzebuje
wsparcia i siły osobowego dobra, które objawia się dla nas w akcie sumienia.
Albowiem tylko dobro uaktywnione przez relację z Bogiem posiada odpowiednią
siłę i moc sprawczą, która jest w stanie skłonić wolę do czynów dobra, czyli do
dobrych uczynków, które stanowią działania osobowe. Człowiek może więc działać
w sposób moralny i religijny. Ale takie działania człowiek jest w stanie
podejmować dzięki łączności z Bogiem.
Bez Boga człowiek działa tylko po ludzku. Ludzkie
działanie charakteryzuje się interesownością, czyli człowiek działa tylko na
zasadzie własnej korzyści kierując się użytecznością (pożytkiem własnym).
Takiemu człowiekowi brakuje wewnętrznej siły moralnej. Filozofia od początku
postulowała, żeby człowiek uczył się właściwego działania, czyli działania
moralnego. Ale te postulaty są bardzo różne. Arystoteles postulował, żeby
człowiek w swoim działaniu podążał drogą „środka” unikając skrajności, co
oznaczało unikanie skrajnego zła, ale również unikanie „skrajnego” dobra.
Późniejsze propozycje szły w kierunku dążenia do
dobra wspólnego (bonum commune).
Człowiek miałby się kierować dobrem wspólnym, czyli jakimś rodzajem dobra
społecznego, gdyż zdawano sobie sprawę, że człowiek jest istotą społeczną.
Dobro społeczne miało być dobrem całej społeczności, co sprowadzało się do
dobra państwa, gdyż dostrzegano i wyróżniano jedynie taką wspólnotę. W ten
sposób dobro wspólne zostało utożsamione z dobrobytem społecznym, czyli życiem
łatwym i przyjemnym.
Wreszcie sytuację ludzkiego życia podsumował
utylitaryzm, który wprost uznał, że człowiek powinien kierować się korzyścią i
pożytkiem własnym. Przyjęto także, iż w wymiarze społecznym te wszystkie
pojedyncze korzyści sumują się i powstaje ogólna szczęśliwość. Stąd najwyższym
dobrem, a zarazem dobrem wspólnym, jest szczęście wszystkich obywateli danej
społeczności (na ogół państwa).
Dzięki temu znikła potrzeba kontaktu z Bogiem.
Człowiek miałby żyć na własną rękę niezależnie od relacji religijnych z Bogiem.
Szczęście sprowadzałoby się zatem do czerpania korzyści i przyjemności z życia
cielesnego. Natomiast życie społeczne miałoby zapewniać człowiekowi osiągnięcie
jak największych korzyści. Bo samotny człowiek nie jest w stanie skorzystać z
wielu przyjemności. Zatem to społeczeństwo ma pomagać człowiekowi w korzystaniu
z życia.
Dzisiaj kultura proponuje człowiekowi tylko
rozwiązania utylitarystyczne i hedonistyczne. Do tego sprowadza się współczesna
pop-kultura. Rozwiązania personalistyczne są odrzucane w imię wolności
człowieka, to znaczy w imię humanizmu bezosobowego. Bezosobowy humanizm
prowadzi do śmierci człowieka. Ukazuje jedynie perspektywę człowieka jako
bytu-ku-śmierci (Heidegger). Mamy więc korzystać z życia, bo potem będzie już
tylko śmierć jako zupełny koniec. W tym ujęciu celem ludzkiego życia staje się
zło śmierci, a nie dobro. Skoro więc zmierzamy do zła, to powinniśmy korzystać
z naszego dotychczasowego życia. Ale takie korzystanie sprowadza się do
czerpania wszelkich możliwych przyjemności. Wtedy faktycznie jedynym dostępnym
dla człowieka dobrem staje się przyjemność.
Jako byt-ku-śmierci człowiek nie ma w sobie żadnego
osobowego dobra, a jedynie samo zło – zło śmierci. Aby przezwyciężyć to swoje
zło lub tragiczny los, człowiek powinien używać życia, ponieważ życie to
przyjemność, życie to rozkosz przeżywania przyjemności. Ale jeżeli popatrzymy
na człowieka w ten sposób, to znaczy, że zapominamy zupełnie o swojej osobie i
osobowym życiu. Wtedy znika moralność i religijność. Natomiast zwracamy się ku
przyjemnościom i obcujemy jedynie z tymi, którzy mogą dostarczyć nam
przyjemności. Wołamy wtedy: „Chwilo trwaj wiecznie”. Ale jest to absurdalne
złudzenie, gdyż żadna chwila nie trwa wiecznie, nawet chwila rozkoszy. Także
pamięć nie jest w stanie zatrzymać ani przywrócić przeżywanej przyjemności.
Dlatego życie chwilami przyjemności rozpada się na
tysiące lub miliony cząstek, z których nie sposób ułożyć mozaiki wieczności.
Musimy pamiętać, że do wieczności prowadzi nas nie przyjemność, lecz osobowe
dobro realizowane poprzez akty moralności i religii. Wieczność możemy osiągnąć
jedynie dzięki działaniom osobowym, które wyrażają się w słowie prawdy, w
czynie dobra i w przeżyciu piękna. Wszystkie inne działania, nawet najbardziej
pożyteczne dla człowieka, stają się tylko pozornym złudzeniem, gdyż zamiast
dawać coś trwałego, jedynie odbierają nam osobę i życie wieczne. Tylko osoba i
życie osobowe mają wymiar wieczności.
Dlatego wieczna jest religia i moralność, a nie
przyjemność i użyteczność. Stąd do osiągnięcia życia wiecznego potrzebna jest
aktywność osoby oraz łączność z Bogiem, a nie doznania cielesne, choćby
najprzyjemniejsze. Życie według przyjemności jest ucieczką przed wiecznością i
żadne poetyckie zawołania, żadne filozoficzne uzasadnienia tego nie zmienią.
Gdy żyjesz chwilą, to stajesz się chwilą i tak naprawdę Cię nie ma. Jest tylko
chwilowe przeżycie, jest chwilowe doznanie, jest nawet chwila rozkoszy, ale nic
poza tym. Gdy jednak obudzisz w sobie aktywność osoby poprzez nawiązanie
kontaktu z Bogiem, wówczas możesz osiągnąć pełną realność, która trwa wiecznie.
Dlatego osobowe działania trwają wiecznie. I to one budują nasze życie wieczne.
One dają nam wieczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz