Diabeł
pokazał człowiekowi język. Dosłownie i w przenośni.
Na początku
człowiek rozmawiał z Bogiem. Człowiek rozmawiała z Bogiem przy pomocy słowa.
Otrzymał to słowo od Boga jako Słowo Boże. Dlatego w ogóle mógł rozmawiać
(czyli mówić). Słowo posiada i niesie ze sobą rozumienie. Przyjąwszy Słowo Boże
człowiek mógł wszystko rozumieć. Dzięki temu rozumieniu posiadał jakąś pełnię
poznania. Dlatego mógł rozmawiać z Bogiem.
Posiadając słowo
człowiek był w pełni doskonały. Człowiek był pełen słowa. Nie musiał niczego
tworzyć lub dokonywać, żeby osiągnąć doskonałość. Był tak doskonały, że mógł
rozmawiać z samym Bogiem. Mógł stanąć z Bogiem twarzą w twarz. Bóg
zawarł przymierze z człowiekiem, gdy na początku dał mu swoje Słowo. To
pierwsze przymierze było przykazaniem przestrzegającym przez poznaniem zła (z
drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść).
Między Boga a
człowieka wmieszał się szatan. Zapytał: Czy Bóg zabronił wam jeść owoce z
rajskich drzew? Sens pytania był oczywiście podchwytliwy, że Bóg zakazał lub
zabronił człowiekowi tego, czego on potrzebuje. W ten sposób szatan obudził w
człowieku naturalna potrzebę. Zmusił człowieka do zastanowienia się nad tym, że
czegoś potrzebuje. Człowiek w Raju po prostu żył i nie musiał się zastanawiać,
czego potrzebuje, gdyż miał wszystkiego pod dostatkiem. Posiadał wszystko w
pełnej doskonałości. Był pełen łaski, jak byśmy powiedzieli za
Zwiastowaniem Anielskim. Jako pełen łaski człowiek niczego nie potrzebował.
Miał bowiem wszystko, co było potrzebne do osobowego życia. Dysponował pełnią
doskonałości i dzięki temu przyjaźnił się z Bogiem.
Skąd więc zjawiło
się zło? Dlaczego człowiek chciał poznać zło? Zło pociąga człowieka tym, że
może je dokonać sam, bez niczyjej pomocy. Zło mami nas swoją samodzielnością.
Źle działam sam, sam dla siebie. Zło jest działaniem tylko dla siebie. Jest
działaniem egoistycznym. Ale już małe dziecko walczy o swoją samodzielność,
wołając: Ja sam, ja sam (to zrobię).
Dlatego zło wydaje
się być samorodne. Rodzi się samo, nie wiadomo skąd. Trzeba jednak powiedzieć,
że zło rodzi się w umyśle człowieka. Ja sam, czyli moje ego. Egoizm,
czyli moja czysta świadomość. Czysta świadomość jest zawsze egoistyczna. Ja
sam to wymyśliłem, ja sam to zrobię. Jestem tylko ja sam dla
siebie. To jest Sartre’owska świadomość (l’etre pour soi). Ja jest
całkowicie moje (łac. ego est meum perfectum) Albo ang. I it’s me,
albo frnc. Je c’est moi.
Zło pociąga nas
tym, co się nam wydaje. A to już znaczy, że naprawdę pociąga nas własne
myślenie, a nie zło. Przecież własne myślenie traktujemy jako coś
samodzielnego. Dlatego trzeba zapytać, czy pociąga nas samo zło, czy może
własne samodzielne myślenie? Każdy chce mieć coś własnego, coś swojego.
Myślenie jest czymś najbardziej własnym. Jest właściwością świadomości. Inną moją
właściwością jest moje ciało. Czy to znaczy, że zło pojawia się w myśleniu albo
w cielesności?
Zło pojawia się
wtedy, gdy myślenie zaczyna działać samo z siebie (niezależnie od wszystkiego).
Podobnie zdarza się, gdy nasza cielesność zaczyna działać sama z siebie, np.
gdy seksualność działa sama z siebie niezależnie od całej reszty (od osoby lub
duchowości). Wówczas górę biorą pożądliwości i potrzeby cielesne i one
zaczynają rządzić ludzkim postępowaniem. Czasami człowiekowi wydaje się, że
działanie seksualności go nie dotyczy albo że dzieje się jakby poza nim. Ale
jeżeli pozwalamy potrzebom kierować sobą, to upada lub znika nasza duchowość
lub osobowość.
Dlatego można
stwierdzić, że zło pojawia się wtedy, gdy seksualność „chce” się usamodzielnić.
To tak jakby człowiek zamierzał stać się seksualnością. Wtedy sam sprowadza się
do seksu i „cały” staje się seksem. Ale wówczas następuje dehumanizacja
człowieka, czyli odczłowieczenie. Człowiek przestaje wtedy działać osobowo,
przestaje być osobą. Traci swoją podmiotowość i zmienia się tylko w swoją
właściwość. Stając się seksem, człowiek działa tylko i wyłącznie seksualnie.
Jest przez chwilę rozkoszą seksualną, która rozpływa się zaraz w niebyt, gdyż
nie może być powiązana z żadną podmiotowością. Co najwyżej, przeżycie rozkoszy
zostaje przechwycone przez świadomość. Świadomość jest jednak pozorną
podmiotowością, gdyż jest tylko pustką, w której przepływają myśli i doznania
bez żadnej integracji. Świadomość nie jest scalającym podmiotem, czyli centrum
dowodzenia, ale swobodną siecią internetową, czyli luźno powiązanymi elementami
przeróżnej proweniencji.
Gdy więc trwamy na
poziomie świadomości, jesteśmy jedynie świadomi zła, to znaczy wiemy, że coś
takiego się dzieje lub wydarza, ale zupełnie nie czujemy się jego sprawcą lub
przyczyną. Trochę tak, jakby to nas nie dotyczyło. Zresztą dla świadomości
wszystko, co realne dzieje się jakby poza nią. Świadomość włada i panuje nad
tym, co tworzy i wymyśla. Dlatego cielesne doznania jej nie dotyczą. Świadomość
traktuje je jako coś zewnętrznego, co wydarza się poza nią samą. Ale świadomość
chce wszystko zawłaszczyć dla siebie. Pragnie wszystkim rządzić i nad wszystkim
panować. Dlatego chętnie przywłaszcza sobie doznania cielesne i zaczyna rządzić
ludzką seksualnością. Wówczas świadomość myśli seksem i co więcej, może się
utożsamić z seksualnością i chcieć żyć tylko seksem. Świadomość sama zaczyna
wymyślać seks, czyli dochodzi do zboczeń seksualnych. Mówimy wtedy o
uzależnieniu od seksu.
Pragnienie dobra
jest czymś jak najbardziej realnym, gdyż dotyczy czegoś realnego. Dobro jest
zawsze związane z realnością. Z kolei pragnienie zła jest samym pragnieniem,
nie dotyczącym niczego. Pragnienie zła nie może dotyczyć czegoś realnego, gdyż
zło jest nierealne. Dlatego pragnienie zła doskonale pasuje do świadomości,
która nie znosi realności. W poznaniu i pragnieniu zła świadomość po prostu
jest sobą (czyli staje się czystą świadomością), gdyż nie musi zakładać i
potwierdzać czegoś realnego. Pragnienie zła jest „czystą intencją” jako „akt”
czystej świadomości. „Czysta intencja” nie powinna dotyczyć niczego realnego.
Może dotyczyć właśnie zła jako czegoś nierealnego. Trzeba przyznać, że zło
doskonale pasuje do intencjonalności.
Zamierzyć coś złego
– oto cel czystej świadomości. Moralna świadomość (czyli sumienie) zawsze woła
„czyń dobro”. Czysta świadomość będzie wołać „zamierzam czynić zło” („zamierzam
uczynić coś złego”). Świadomość wie, że dzięki temu będzie wolna. Świadomość
chce być wolna i niezależna. Ale dzięki temu będzie niemoralna albo wprost
zbrodnicza. Zło i zbrodnie są samorodne. Rodzą się w naszej świadomości, kiedy
traci ona kontakt z rzeczywistością i staje się zabsolutyzowaną wolnością.
Na co dzień
człowiek jest uzależniony od rzeczywistości. Jest zależny choćby od swojej
cielesności. Dlatego stara się wymyślić coś niezależnego. Coś, co by wykraczało
poza rzeczywistość. Ale to może być tylko samo zło, czyli zbrodnia. Zło pociąga
człowieka „obiecanką” wolności i niezależności. Marzymy o czymś całkowicie
własnym. Jednak własne działanie świadomości prowadzi do zła. Zło jest bardzo
złudne, gdyż wszystko obiecuje, a niczego nie daje, bo nie może dać.
Poza tym dokonane
zło jest banalne. Tego odkrycia dokonała Hannah Arendt analizując proces
Eichmanna. Zło jest banalne właśnie dlatego, że niczego człowiekowi nie daje.
Przemoc nie może dać człowiekowi władzy ani panowania. Przemoc nie daje
faktycznej siły, ale jedynie jej wyobrażenie. Zbrodniarz nie ma żadnej siły lub
władzy. Jest bezsilny w swojej złości. Złość nie jest żadną siłą. Zło jest po
prostu bezsilne. Zło jest pyszne i napuszone, ale jest strasznie banalne.
Zło jest pozbawione
realności. Oderwane od rzeczywistości zło będzie pozbawione siły i mocy. A
skoro jest bezsilne, to zaczyna posługiwać się przemocą, aby ukryć swoją
bezsilność. Przemoc jest ponurą i tragiczną maską bezsilności. Zło jest
bezsilne, dlatego sięga po broń. Tak właśnie dochodzi do zbrodni.
Pamiętamy
zawołanie: Zło dobrem zwyciężaj! Zło można pokonać realnością. Uznaniem
prawdy i dobra. Uznanie prawdy, czyli wiara jako akceptacja, oraz pragnienie
dobra, czyli miłość jako afirmacja, usuwają w pełni bezsilność zła. Prawda
zdoła nas wyzwolić z nierealności zła. Prawda, jaką uzyskujemy dzięki wierze,
przywraca nam świadomość moralną.
Wiara i miłość dają
nam realną siłę i moc, gdyż łączą nas i wiążą z realnymi bytami, jakimi są
osoby. Osoba stanowi to, co jest naprawdę realne. Osoba jest realną
podmiotowością opartą na prawdzie i dobru (i na pięknie). Osobę tworzy bowiem
prawda, dobro i piękno zawarte w istnieniu człowieka (w ludzkiej egzystencji).
Te własności transcendentalne określają samą istotę albo sedno realności. Są to
realne własności osobowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz