31.05.2016

Społeczne obowiązki i należności

Zastanówmy się teraz, jak powinny wyglądać społeczne powinności, czyli należności, obywatela. Sprawiedliwość nakazuje oddać każdemu to, co mu się należy. Inaczej mówiąc, chodzi o właściwe obowiązki wobec współmieszkańców czy współobywateli. Od razu należy postawić pytanie, czy te niejako społeczne obowiązki mamy wobec innych obywateli, czy też trzeba przyjąć także obowiązki wobec państwa (wobec machiny państwowej, czyli wobec instytucji państwowych). Każdy chyba się zgodzi, że państwo nakłada na obywateli podatki i opłaty, które powinniśmy płacić. Ale sprowadzanie obowiązków i należności społecznych do płacenia podatków jest dużym uproszczeniem.
Związana jest z tym kwestia pracy. Przecież musimy pracować, żeby zarobić i móc płacić podatki. I tutaj pojawia się problem społeczny, albo raczej polityczny – czy to państwo powinno zapewniać obywatelom miejsca pracy (socjalizm), czy powinien kształtować to wolny rynek (liberalizm)? Wiadomo, że w dzisiejszych czasach występuje tu kwestia wykluczenia różnych grup społecznych. Okazuje się, że nie wszyscy ludzie nadążają za tym szalonym postępem techniczno-cywilizacyjny, z jakim mamy do czynienia. Znów pojawia się pytanie, czy wszyscy muszą uczestniczyć w popieraniu postępu, który nie wiadomo dokąd nas zaprowadzi? Jeżeli nie powrócimy do fundamentalnych pytań (skąd przybywamy? kim jesteśmy? dokąd zmierzamy?), to cały ten postęp wymknie się spod kontroli, a wówczas spadniemy na łeb, na szyję, czyli po prostu zginiemy (ktoś powie, że przez przypadek).
Jaki jest więc obowiązek i powinność człowieka wobec rozwoju cywilizacyjnego? Wydaje się, że tutaj musimy się nieustannie zastanawiać, co właściwie robimy albo jak możemy się rozwijać w odpowiednim (czyli ograniczonym?) tempie lub zakresie. Wskazuje na to ostatnia ekologiczna Encyklika papieża Franciszka. Trzeba się stale zastanawiać nad tym, co tak naprawdę służy człowiekowi? Co więc leży w interesie obywateli danego państwa? Otóż możemy przyjąć, że należy porzucić panującą dziś ekonomię maksymalnego zysku i powrócić do zasad racjonalnego gospodarowania. Gospodarowanie polega przede wszystkim na perspektywicznym zarządzaniem posiadanym majątkiem. Mądry gospodarz tak zarządza posiadanymi dobrami, aby jego działalność nie prowadziła do dewastacji majątku, ale pomnażała posiadane dobra dzięki mądremu rozwojowi (ograniczonemu postępowi). Takie gospodarowanie dotyczyło zawsze uprawy ziemi i wyżywienia ludzi, dysponowania dobrami przyrody oraz surowcami, przede wszystkim zarządzanie lasami, rzekami i jeziorami. Dlatego korzystanie z dóbr przyrody musi być oparte na mądrym gospodarowaniu, a nie na teorii zysku (maksymalizacji zysku).
Wszyscy powinniśmy być takimi gospodarzami we własnym kraju (państwie). Państwo to jest takie przeogromne gospodarstwo, którym trzeba mądrze zarządzać. W dawnych czasach było to gospodarstwo króla jako prawowitego i całkowitego władcy, który dla sprawnego kierowania państwem powierzał w zarząd różne części państwa swoim przedstawicielom. Można dodać, że już Cicero wiedział, że łatwiej o jednego mądrego i sprawiedliwego człowieka niż o zbiorową mądrość demokracji. Widzimy przecież, że zbiorowa mądrość (np. partii) raczej się nie sprawdza. Spytacie dlaczego? Odpowiedź socjologiczna jest prosta – otóż ludzie mądrzy są w mniejszości, dlatego zawsze zostaną przegłosowani. Trzeba sobie zdawać sprawę, że właśnie taki jest cel działalności partyjnej we współczesnych demokracjach (przegłosować tych mądrych). Chodzi bowiem o łatwe manipulowanie ludźmi żyjącymi z dnia na dzień, a nie tymi przewidującymi, co się stanie. Mądry człowiek potrafi się znaleźć i ustawić w każdej sytuacji, a już na pewno nie pcha się na tłumne pochody i manifestacje.
Ale patrząc realnie nie sposób wypracować czegoś takiego, jak mądrość zbiorowa, gdyż w ustrojach demokratycznych panuje przeciętność, czyli poglądy odzwierciedlające jakąś średnią. No to może taką średnią światopoglądową należałoby potraktować jako mądrość? Przecież nawet Arystoteles zalecał, żebyśmy postępowali drogą pośrednią. Niestety w praktyce okazuje się, że taka demokratyczna przeciętność nie dorasta do mądrości ani do sprawiedliwości. Z kolei ujmując tę sprawę jeszcze z innej strony, nie da się ani nakazać prawnie, ani zagwarantować naukowo, żeby ludzie mądrzy oddawali swoją mądrość na usługi państwa, bo mądrość dotyczy chyba czegoś innego. Czy to znaczy, że państwo nie potrzebuje mądrych ludzi? Na pewno nie, jednak jakby sama struktura władzy państwowej, a już na pewno tej wybieralnej co jakiś czas, nie sprzyja zaangażowaniu ludzi mądrych. To może da się to załatwić w jakiś inny sposób? Dawniej za czasów panowania królów funkcjonowała tzw. Rada Królewska. Chodziło więc o pewnego rodzaju ciało doradcze złożone z mądrych i szlachetnych obywateli, którzy zabierali głos w najważniejszych sprawach. U nas kiedyś była tzw. Rada Państwa, która powinna mieć głos doradczy w ważnych sprawach państwowych. Jednak w układach partyjnych, gdy w komunizmie rządziła jedna słuszna Partia, Rada Państwa była powołana jedynie do zaklepywania postanowień i wyroków Partii (np. sprawa zatwierdzenia stanu wojennego w 1981 roku).
Czy w ogóle można w jakiś sposób wpisać mądrych ludzi w struktury państwowe? Niestety jestem negatywnego zdania w tym temacie, ponieważ wyraźnie widać, że demokracja wcale nie dąży do wykorzystania swoich mądrych obywateli. Demokracja zachłystuje się bowiem wolnością, która stwarza jedynie pole różnych możliwości działania, ale sama wolność nie jest wstanie niczego wykreować, a już na pewno nie stworzy mądrości we władzach państwowych. Dlatego w demokracji ludzkie pokłady mądrości leżą po prostu odłogiem.
Należałoby zatem zagospodarować zwykłą ludzką aktywność, bo człowiek jest bytem aktywnym. Jest działającym podmiotem, a co więcej jest panem i władcą swoich działań. I tutaj pojawia się następny problem, bo skoro obywatel jest panem i władcą swoich działań, to tym samym staje się niebezpieczny dla władzy, czyli dla rządzących państwem. Rządzący potrzebują bowiem posłusznych robotników (podwładnych), którzy będą pracowali pod dyktando władzy. Samorządny i niezależny w swoim działaniu obywatel nie jest z pewnością posłusznym robotnikiem. Doskonale rozumiał to komunizm, który postawił sobie za cel i zadanie stworzenie z obywateli posłusznych robotników. Jednak ludzka aktywna podmiotowość obroniła obywateli przed zakusami komunistycznej władzy. Trzeba jasno powiedzieć, że chodzi tutaj o podmiotowość osoby ludzkiej, która posiada niezbywalną godność, co broni człowieka przed kompletnym zeszmaceniem się. Dlatego podstawowym zadaniem obywateli jest zachowanie i ochrona osobistej godności. Człowiek nie powinien się wyrzekać własnej godności pod żadną presją, ani pod żadnym warunkiem. Godność jest dobrem bezwzględnym i bezwarunkowym. Kierując się własną godnością człowiek działa jako realny podmiot, a nie jakiś wymyślony konglomerat społeczny. Otóż instytucje państwa (żadne instytucje) nie chronią osobistej godności człowieka, gdyż instytucje są to struktury organizacyjne przeznaczone do sprawowania władzy (o charakterze przełożony-podwładny).
Swoją osobową godność człowiek może rozwijać i wykorzystywać jedynie na gruncie wspólnoty osobowej, jaką jest rodzina. Tylko w rodzinie żyjemy pełnią osobowego życia i tylko w rodzinie realizujemy się jako osoby z całą swoją godnością. Właśnie tutaj we wspólnocie osobowej (do tego wspartej przez łaskę sakramentalną płynącą poprzez Kościół) człowiek może działać za zasadzie daru, czyli całkowicie bezinteresownie. Żadne działania polityczne lub społeczne nie osiągną takiej osobowej bezinteresowności. Dlatego głównym zadaniem państwa powinno być wspieranie rodzin pod każdym względem, bo tak naprawdę to rodzina jest fundamentem państwa, a nie różne tworzone instytucje społeczne. Przecież to w rodzinie rozwija się ludzka mądrość i sprawiedliwość, to w rodzinie rodzi się szlachetność i łaskawość, radość i nadzieja.
Skoro dzisiejsza demokracja sponiewierała życie rodzinne w imię wymyślanych ideałów wolności, to sama zbiera teraz tego owoce. Najgorszą polityczną bzdurą jest próba tworzenia człowieka na nowo. Trzeba sięgać raczej do osobowych pokładów aktywności ukrytych w człowieku i pozwalać, żeby jak najlepiej się rozwijały, a wtedy wszyscy będziemy mogli czerpać ze swojego wzajemnego dorobku. Dobrobyt państwa tworzą i budują przecież aktywni obywatele. To obywatele działają aktywnie w ramach państwa. Dlatego państwo (i władza państwowa) powinno umieć zagospodarować obywatelską aktywność, ponieważ nie da się wykreować prawdziwej aktywności na zasadach instytucjonalnych. Wszelkie instytucje produkują jedynie pozorną działalność. Określamy to mianem biurokracji. Być może biurokracja jest potrzebna dla funkcjonowania albo istnienia (jak się niektórym wydaje) państwa, gdyż państwo w postaci instytucjonalnej jest tylko tworem pomyślanym. Musimy sobie zdawać sprawę, że państwo nie stanowi realnej rzeczywistości jak człowiek lub zwierzę. Nawet jeśli porównujemy działalność państwa do organizmu, to jest to tylko wypowiedź metaforyczna albo symboliczna, która może coś opisuje, jednak niczego nie wyjaśnia. Realnie działają tylko ludzie jako realne sprawcze podmioty. Dlatego cele i zadania ludzkiej działalności (ludzkiego życia) mogą być ujęte w odniesieniu do zasad realności.
Zatem państwo jest zobowiązane do przestrzegania zasad ludzkiej realności. Ale musimy mieć świadomość, że nie chodzi tutaj o wolność albo tolerancję, bo to nie są zasady realności, tylko wymyślone postulaty. Chodzi natomiast o prawdę, dobro i piękno, także o jedność i różnorodność, gdyż to właśnie te zasady wyznaczają aktywność duchową oraz żywotność cielesności człowieka. Te zasady realności stanowią najgłębszy fundament naszego człowieczeństwa, zaś w wymiarze społecznym przybierają one postać wartości prawdy, pokoju i sprawiedliwości. Właśnie wokół tych wartości należy budować struktury i instytucje państwowe, bo inaczej w państwie będzie rządzić kłamstwo i oszustwo, walka i nienawiść oraz niesprawiedliwość i poniżanie obywateli.
Ludzka aktywność wyrasta z samego osobowego centrum, z samej osoby człowieka. Ta osobowa aktywność jest wywoływana przez realne własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna. Rozwija się ona na gruncie wspólnoty osobowej, jaką jest rodzina. To właśnie wspólnota osobowa musi zadbać o rozwój aktywności i osobowości człowieka – młodego człowieka – opartej na prawdzie, dobru i pięknie. Od tych realnych zasad pochodzą przyjmowane przez nas na poziomie świadomości moralnej wartości prawdy, sprawiedliwości i pokoju. Jeśli młody człowiek nauczy się w rodzinie posługiwania się tymi wartościami, to później już w dorosłym życiu będzie umiał zastosować te wartości do działalności społecznej i zawodowej. Ale jeśli nie wyniesie tego z domu rodzinnego, to już zawsze jego działalność będzie kulała, aby na koniec zupełnie się załamać.
Stąd państwo musi wspierać wychowanie w rodzinie, a nie twierdzić kłamliwie, że zdoła samo wychować mądrych i szlachetnych obywateli. Musimy wiedzieć i pamiętać, że z wychowaniem – tym wychowaniem moralnym – mamy do czynienia w domu rodzinnym. Wszelkie inne oddziaływania społeczne albo grupowe prowadzą jedynie do przystosowania się do panujących wokół warunków. Możemy wtedy mówić jedynie o wtłoczeniu człowieka w jakiś układ społeczny, czyli przymuszeniu go do wymagań otoczenia.
Dlatego w życiu politycznym panuje dziś zasada poprawności politycznej (jako dostosowania się do bieżącej sytuacji), czyli akceptacji warunków i układów nazywanych demokratycznymi. Ale w ten sposób sprawiedliwość zastąpiono tolerancją dla błędów i wypaczeń, która całkowicie rozmywa odpowiedzialność polityków za ich działania lub zaniechania. Pokój zamieniono na walkę interesów i nienawiść do przeciwników ideologicznych, prawdę zaś zmieniono w zwykłe kłamstwo oraz manipulację medialnym pijarem (tworzenie tzw. wizerunku medialnego). Wszystko to razem prowadzi do politycznego chaosu (nie wiadomo, kto jest kim), bo trzeba mieć świadomość, że ostatecznym efektem postulowanej wolności jest właśnie chaos, czyli ślepa pogoń za rozbieżnymi możliwościami.
Jeżeli państwo ma być uporządkowanym rozwojem społecznym, to musi się kierować wartościami będącymi poznawczym wyrazem (czyli poznaniem) realnych zasad. To nie mogą być dowolne pomysły różnych ideologów (czyli polityczne wymysły). Otóż nic nie szkodzi życiu społecznemu bardziej niż polityczne myślenia, bowiem wymyślić można całkiem niestworzone rzeczy, czyli to wszystko, co nie jest realne. Myślenie nie ogarnia bowiem realności, lecz tworzy własne możliwości (tzw. „byty możliwe”). Niestety nowożytna filozofia (w wersji ontologicznej) poszła właśnie w kierunku rozważania bytów możliwych, a tym samym dała nieograniczone pole do popisu dla wszelkich pomysłów ideologicznych. Dziewiętnastowieczny idealizm stworzył najbardziej zbrodnicze ideologie XX wieku.
Albo więc odetniemy się od tych zgubnych pomysłów na polu filozofii i ideologii, albo dalej będziemy brnęli w chaos i społeczną destrukcję, aż do totalnej zagłady. Człowiek musi stawiać sobie realne cele, które będą zgodne z jego realnością. Ktoś powie, że taka realna aktywność jest mało atrakcyjna, że lepiej żyć swoimi marzeniami i pragnieniami, bo to jest znacznie ciekawsze i bardziej fascynujące. Dzisiaj gonimy za silnymi wrażeniami i emocjami nie zdając sobie sprawy, że takie postępowanie popycha nas ku psychicznym uzależnieniom. Co więcej, nie potrafimy wykrzesać ze swojego życia uczuciowego choćby odrobiny piękna i pięknego życia. Nie liczy się już przeżywanie piękna lecz jedynie silne wrażenia. Nasze życie uczuciowe potrzebuje na co dzień odpowiedniej dawki piękna, które stanowi realną zasadę rzeczywistości (widoczną zwłaszcza w przyrodzie).
Zbierając na koniec nasze rozważania należy stwierdzić, że to państwo na służyć i pomagać obywatelom w ich aktywności. Natomiast obywatele wspierają swoje państwo poprzez własną aktywność. Państwo powinno popierać i chronić aktywność obywateli a nie nakładać przeróżne ograniczenia. Jeżeli te proporcje zostaną zachwiane, gdyż państwo ograniczy zbytnio działalność obywateli, to wówczas zaczyna się chwiać cała struktura państwa i władza zaczyna stosować przemoc wobec własnych obywateli. A jeżeli to wszystko się zawali, to obywatele będą musieli powoli i mozolnie odbudowywać wszystko od nowa.
Państwo powinno dawać obywatelom swobodę działania. Ale należy pamiętać, że wolność działania może skutecznie rozłożyć aktywność. Wolność jest potrzebna jedynie jako swoboda działania, jednak samo działanie musi posiadać własne zasady sprawcze, bo bez tego nie będzie w ogóle żadnej aktywności. Wolność nie potrafi niczego sprawić, ona jedynie umożliwia nam działanie lecz nie daje samego działania. Możliwość działania nie stanowi jeszcze żadnego działania. Aktywna i sprawcza jest tylko realność. Dlatego w człowieku aktywna jest osoba jako podmiotowość istnienia, która stanowi samo centrum realności. Osoba jest po prostu aktywna, gdyż jest aktem istnienia, ale to nie znaczy, że musi być wolna. Wolność jest możliwością, czyli czymś potencjalnym. Natomiast osoba jest aktywna, gdyż posiada moc sprawczą.
Co z tego, że demokratyczne państwo oferuje nam wolność. Przecież taka wolność nie jest siłą sprawczą, dlatego człowiek musi odnaleźć sama w sobie własną aktywność i uruchomić jej źródło. Otóż w tym nie pomoże mu żadna wolność będąca jedynie możliwością. Człowiek potrzebuje do działania mocy sprawczej. Jeśli nie znajdzie takiej mocy w sobie, to będzie zmuszony zaczerpnąć ją z zewnątrz. Albo więc przyjmie moc Bożej łaski, która zdoła uruchomić jego osobową aktywność, i stanie się silną osobą, albo będzie musiał słuchać rozkazów swoich przełożonych i stanie się posłusznym wykonawcą obcych mocodawców.
Godność osoby ludzkiej wymaga od nas bycia panem i władcą własnych czynów i działań. Na pewno powinniśmy działać i pracować sami dla siebie bez względu na to, co robimy. Działalność na cudzy rachunek jest zawsze w jakiejś mierze upokarzająca . Albo będziemy działali jako wolne podmioty osobowe, albo staniemy się niewolnikami w rękach biurokratów.

21.05.2016

Jak powstaje dyktatura?



Kiedy Kartezjusz oderwał myślenie od realności, nie zdawał sobie sprawy, że pozbawił nas równocześnie moralności. Stąd Nietzsche, już znacznie później, mógł wyjść z myśleniem poza dobro i zło – w sferę czystej możliwości. Zachwycił się możliwością stworzenia nowego człowieka, w którym wzmożone siły biologiczne (utożsamione dalej z czystością rasową) będą w stanie powołać do życia nadczłowieka.

Oczywiście nikt nie przypuszczał, że człowiek uwolniony od moralności lub jej pozbawiony będzie zdolny dzięki myśleniu uzasadnić każdą przemoc i każdą zbrodnię. Tak się działo w Rewolucji Francuskiej i tak się znów stało w czasach Rewolucji Rosyjskiej. Na początku człowiek odrzuca religię i zasady moralne. Dostojewski ostrzegał, że gdy przyjmiemy, że Boga nie ma, to wszystko wolno robić. Stalin porzucił seminarium, czyli religię, żeby rozpocząć radykalną działalność jako rabuś i bandyta. Jeżeli następnie człowiek dokonuje zabójstwa lub morderstwa, to znaczy, że nie ma już powrotu do moralności. Łatwo wtedy stwierdzić, że można zabić człowieka dla dowolnych racji. A gdy taki człowiek trafi do polityki, co dla niego jest bardzo korzystne, wtedy wszelkie zbrodnie może już uzasadniać racjami politycznymi. Można wówczas przyjąć, że „dobro” państwa wymaga ofiar i poświęcenia, bo łatwiej jest poświęcić kogoś innego niż siebie. A już najgorszej jest to, że taki polityk lub władca zaczyna napawać się swoimi zbrodniami, gdyż nie potrafi działać w inny sposób. Chyba nawet wierzy w swoje racje, chociaż inni w to nie wierzą, dlatego należy ich przymusić do posłuchu. Stąd rodzi się dyktatura strachu i terroru. Stalin widział w tym potęgę swojej władzy.

Każdego człowieka może ogarnąć chęć panowania. Jednak taka chęć powinna być poparta moralnością. Gdy zabraknie moralności, wtedy ta chęć (wola mocy) przeradza się we władzę życia i śmierci. Człowiek owładnięty przemożnym pragnieniem władzy, lecz pozbawiony moralności, staje się panem życia i śmierci. Ogarnia go poczucie absolutnej władzy nad ludźmi, którymi rządzi. Taka chęć władzy gna go wciąż do przodu i taki władca nie potrafi się już zatrzymać na drodze śmierci. On tworzy stale nowe pomysły opanowania świata, a jego panowanie staje się niebezpieczną dyktaturą. Na tym poziomie władca staje się już szaleńcem ogarniętym idee fixe, jak Hitler lub Stalin. Ja chcę panować nad światem. On już nie zamierza rządzić lecz panować. Wtedy panowanie przeradza się w zbrodnię, a zbrodnia staje się panowaniem. Na koniec poddani takiej władzy buntują się i obalają tyrana. Albo dochodzi do buntu w wojsku.

Czy demokracja broni nas przed dyktaturą i tyranią? Wydaje się, że nie jest to do końca takie pewne. Bo nawet demokracja może wykreować szaleńca lub tyrana. Okazuje się bowiem, że w demokracji taką rolę przejmują instytucje państwowe. Mamy wówczas dyktaturę biurokratyczną, czyli takiego zbiorowego tyrana lub dyktatora. Najgorszą rzeczą jest fakt, iż w dzisiejszych czasach w państwie demokratycznym określanym mianem państwa prawa taką rolę dyktatora próbuje się przypisać prawu. Dotyczy to pojawiających się ustaw prawnych zwłaszcza w Parlamencie Europejskim. Próbowano na przykład przegłosować ustawę, żeby prawo do aborcji uznać za prawo człowieka. Chyba należałoby je uznać za zbrodnię przeciwko ludzkości.

Jak zatem należy się bronić przeciwko takiej dyktaturze? Człowiek powinien wsłuchiwać się w siebie, w głos sumienia własnej osoby, a nie w medialną propagandę sukcesu. Jeżeli nie porzucimy bezsensownej działalności prawnej opartej jedynie na myśleniu, to czeka nas niechybna zguba. Człowiek musi zacząć działać jako osoba. Dlaczego nas nie stać na takie osobowe działanie? Czyżby wmówiono nam, że człowiek jest tylko takim bardziej rozumnym zwierzęciem? Że właściwie nie liczymy się w tym całym nieskończonym kosmosie, gdyż nasze miejsce na Ziemi jest niczym w porównaniu z ogromem przestrzeni kosmicznej.

Po co nam wiedza o budowie kosmosu, skoro nadal nie rozumiemy, kim jest człowiek, skąd pochodzi i dokąd zmierza? Zawsze sobie zadawałem pytanie, skąd się bierze taka zawziętość w poznawaniu kosmosu przy całkowitej ignorancji dotyczącej poznania i rozumienia człowieka? Nawet badania genetyczne nie wyjaśnią nam, kim jest żywy człowiek. Tutaj konieczna jest realistyczna filozofia. Ale kto dziś uprawia taką filozofię?

19.05.2016

W poszukiwaniu politycznych celów



Politycy najczęściej odwołują się do kategorii dobra wspólnego. Oznacza to, że obywatele jako członkowie i uczestnicy danego państwa mają działać na rzecz tworzenia wspólnego dobrobytu. Inaczej mówiąc, dobro wspólne staje się celem działalności społecznej. Już samo określenie dobro wspólne pokazuje, że musi być ono osiągane we wzajemnej współpracy wszystkich członków danej społeczności. Na czym więc polega taka współpraca? Zapewne potrzebny jest dialog i porozumienie. Trzeba się dogadać w sprawie wspólnych celów, a więc zrozumieć i uzgodnić wspólne potrzeby, trzeba określić priorytety i zadania, wyznaczyć różne cele i dopasować środki do ich realizacji, żeby na koniec podjąć realną współpracę, czyli zorganizować i przeprowadzić konkretne działania.
Wypada więc zapytać, czy można w ogóle mówić o jakichś celach lub zadaniach społecznych? Czy potrafimy uzgodnić, co jest priorytetem społecznym, a co można odłożyć na bok? Można by powiedzieć, że cele społeczne powinny być wyznaczone przez samą naturę człowieka. Ale wiemy, że w tym względzie nie zdołano dojść do porozumienia. Jedni za naturę człowieka uważają cielesny organizm, drudzy będą mówić o wolności i myśleniu jako istocie człowieczeństwa. Dlatego filozofia personalistyczna podpowiada nam dzisiaj, że powinniśmy odwołać się do ludzkiej osoby. Człowiek jest przede wszystkim osobą. Jest uduchowioną i wcieloną osobą. Przecież to osoba stanowi aktywną podmiotowość człowieka i bez niej człowiek podlega jedynie zewnętrznym wpływom, tak jak to pojmował behawioryzm.
Trzeba zatem przyjąć i zrozumieć, czym jest osoba, a nie przyglądać się człowiekowi kształtowanemu przez środowisko przyrodnicze lub środowisko społeczne. Otóż podstawowym środowiskiem dla człowieka jest wspólnota osobowa, czyli rodzina. W rodzinie człowiek przychodzi na świat, w rodzinie wzrasta i dojrzewa. Właśnie na gruncie życia rodzinnego odnajdujemy główne przejawy osobowej aktywności człowieka. Tradycja nazwała tę aktywność moralnością i religijnością. Może częściej mówi się o etyce i religii, ale trzeba pamiętać, że to nie jest do końca to samo. Etyka stanowi bowiem wiedzę o moralności albo teorię postepowania moralnego, natomiast religia staje się dzisiaj wiedzą dotyczącą kultu religijnego. Ogólnie możemy powiedzieć, że moralność i religijność obejmują realną aktywność poszczególnych ludzi, zaś etyka i religia stanowią już ogólną wiedzę na ten temat.
Zastanówmy się teraz, czy na tym polu można poszukiwać celów i zadań społecznych? Czy moralność i religijność mogą albo czy powinny kształtować życie społeczne? Wiadomo, że dziś w systemach demokratycznych podważa się takie rozwiązanie twierdząc, że życie społeczne może się obejść bez moralności i religijności. Co więcej, twierdzi się, że taka aktywność przeszkadza w swobodnym rozwoju społecznym i postępie naukowo-technicznym. Dlaczego tak się dzieje? Otóż patrząc na ten problem z perspektywy politycznej (czyli władzy sprawującej rządy) można przypuszczać, że chodzi o kwestie autonomiczności działania. Tak naprawdę człowiek jest faktycznym sprawcą swoich czynów właśnie w zakresie moralnym i religijnym. Można dodać, że tutaj jest panem i władcą swoich działań. Taka postawa i taka aktywność stoi oczywiście w sprzeczności z zakusami rządzących polityków, którzy zmierzają do podporządkowania sobie wszystkich działań społecznych. Dlatego należało zniwelować albo odrzucić taką samowładną aktywność obywateli, żeby móc swobodnie manipulować ich życiem i ich działaniami.
Jednym ze sposobów ograniczenia niezależności obywateli są tzw. rządy prawa. Rządy prawa, ale trzeba mieć świadomość, że chodzi o prawo stanowione przez rządzących. W demokracjach przedstawicielskich, gdzie obywatele „są reprezentowani” przez wybieranych posłów (na ogół zawodowych polityków), tworzenie prawa pozostaje w rękach wybranych polityków. W ten sposób dochodzi do zastąpienia aktywności obywateli (tej moralnej i religijnej) przez prawo (ustawy prawne, które nakazują lub zakazują jakiegoś postępowania). Moralność staje się niepotrzebna, gdyż wydaje się, że wszystko potrafi „załatwić” prawo. Dura lex sed lex, żeby nie powiedzieć bzdura lex sed lex.
Otóż moralność stanowi istotę niezależności obywateli. Moralność, jaką posiadają obywatele, przeciwstawia się wszelkim naciskom ze strony władzy państwowej. Dlatego moralność jest w stanie obronić obywateli przed dyktaturą władzy albo przed dyktatem prawa, które narzucają rządzący. Tak naprawdę moralność i religijność stają się jedyną tarczą chroniącą ludzi przed szalonymi pomysłami polityków.
Moralność i religijność są przejawami bytu osobowego. Ukazują one osobowy charakter aktywności człowieka. To właśnie osoba objawia się w aktach moralnych i religijnych. Natomiast cała utylitarna działalność człowieka ma jedynie podłoże naturalne. Osoba skłania nas, a może nawet zmusza, do czynów moralnych i religijnych jako działań bezinteresownych, zaś natura (nasza ludzka natura w obecnym stanie) zmusza nas do działań interesownych i użytecznych, do działań w interesie własnym. Można powiedzieć, że natura dba o nasze codzienne życie i zdrowie, natomiast osoba zabiega o nasze zbawienie i życie wieczne.
W związku z tym powstaje pytanie, czy celem działalności społecznej mają być działania interesowne i użyteczne, czy też działania bezinteresowne? Czy w wymiarze społecznym ludzie powinni działać bezinteresownie, czy też należy poszukiwać jakiegoś wspólnego interesu, czyli dobra wspólnego? Od razu dostrzegamy, że w społeczeństwie celem staje się dobrobyt jako wspólny interes i tzw. dobro wspólne. Trzeba więc się zastanowić, dlaczego tak się dzieje? Co ogranicza człowieka w działalności społecznej i politycznej? Otóż wydaje się, że działań bezinteresownych nie można do końca poznać i przewidzieć, a tym bardziej nie da się ich uporządkować i zorganizować. Ogarnąć i uporządkować można jedynie działania użyteczne i interesowne, które zmierzają do zaspokojenia realnych potrzeb. Działania bezinteresowne dokonują się bez potrzeby, gdyż są darem i naddatkiem. Natomiast w życiu społecznym trzeba się kierować należnością, którą określa sprawiedliwość (należy oddać każdemu to, co mu się należy). Ta kategoria należności, która realnie przybiera po prostu postać własności, jest niezbędnym wyznacznikiem działalności społecznej jako współpracy i współdziałania. Poszanowanie własności i należności jest więc fundamentem życia społecznego. Dlatego prawo oparte na takiej sprawiedliwości stoi na straży własności prywatnej i należności praw i obowiązków. Toteż celem politycznym powinny być sprawiedliwe rządy
Wydaje się, że jedynie sprawiedliwość jest w stanie ogarnąć i uporządkować użyteczne i interesowne działania człowieka. Ale to powinna być sprawiedliwość obecna jako cnota moralna w każdym poszczególnym człowieku-obywatelu. Jeżeli współczesna polityka neguje w ogóle potrzebę moralności, to trudno wyobrazić sobie taką sytuację, że w społeczeństwie zapanuje moralność. Przecież dzisiaj sprawiedliwość znika nawet z ustaw i przepisów prawnych, gdyż prawo jest stanowione przez różne grupowe interesy, a nie na bazie sprawiedliwości. Dzisiaj prawo zatraciło zupełnie ideę sprawiedliwości. Można wyraźnie powiedzieć, że mamy interesowne prawo, które jeśli tylko może to ograbia zwykłego obywatela z należnych mu uprawnień i dóbr.
Czy można zmienić tę sytuację? Przy dzisiejszym systemie rządów partyjnych jest to niemożliwe. Dlatego najpierw należałoby rozwalić partyjny układ polityczny, żeby wybrać ludzi mądrych i sprawiedliwych. Ale już Cicero twierdził, że najłatwiej znaleźć i wybrać jednego sprawiedliwego człowieka, dlatego jego zdaniem demokracja nie przynosi ze sobą mądrości i sprawiedliwości. Toteż należałoby pójść w kierunku systemu prezydenckiego (prezydent wybierany w wyborach powszechnych), który tworzyłby rząd ludzi nieposzlakowanych moralnie. Ale to są marzenia ściętej głowy.

13.05.2016

Obywatele kontra politycy - czyli czy można uwolnić się od polityki?



Czy można uwolnić się od polityki? W tym celu trzeba by wyjechać gdzieś daleko do lasu, bez telewizora i komputera. Dzisiaj już wiemy, że cywilizacja (w swoim pędzącym rozwoju) pożera osobę i osobowość człowieka.

A przecież człowiek jest osobą. Człowiek jest osobą społeczną, czyli wspólnotową, skoro jest osobą mężczyzny i kobiety. Trzeba się zgodzić, że człowiek potrzebuje wspólnoty osobowej i szerzej wspólnoty społecznej, czyli narodowej. Ale powstaje pytanie, czy człowiek potrzebuje działalności politycznej? Dlaczego nie możemy się obejść bez polityki?

Wiąże się z tym kwestia władzy, czyli zarządzaniem społecznościami ludzkimi. Wspólnota społeczna musi działać w sposób uporządkowany, bo inaczej stanie się nieogarnionym ludzkim tłumem. To oznacza, że życie społeczne zorganizowane w formie państwa nie może się obejść bez politycznego rządzenia. Czemu jednak ma służyć taka władza? Otóż władza powinna zapewniać bezpieczeństwo i rozwój, to znaczy, że powinna zapewniać swobodne możliwości działania.

Nie od dziś wiadomo, że potęga polityczna państwa opiera się na aktywności obywateli jako członków społeczności. Głównym zadaniem polityków jest uruchomić taką aktywność. Pierwszym celem jest kształcenie obywateli (czyli jakieś ogólne wykształcenie, a dziś również kształcenie zawodowe). Równie ważna jest opieka zdrowotna, czyli zapewnienie obywatelom leczenia i zdrowia. Administracja kraju zapewnia także szlaki drogowe i kolejowe oraz rzeczne. Dziś dochodzi do tego przekaz informacyjny (czyli media – radio, TV, internet). Dla podejmowania tych zadań państwowych władza nakłada na obywateli podatki.

Jednak państwo nie może się mieszać do aktywności obywateli. Ludzie-obywatele muszą mieć swobodę działania. Działania obywatelskie obejmują całą gamę możliwości. Różnorodność ludzkich działań jest odzwierciedleniem całkowitej nierówności, czyli zróżnicowania pomiędzy ludźmi. Gdyby w tym względzie była jakakolwiek równość, wtedy wszyscy działaliby w jeden określony sposób, jak to obserwujemy w przyrodzie.

Państwo musi przyjąć i zaakceptować różnorodność obywateli. Państwo nie może zmierzać do ujednolicenia obywatelskiej działalności, gdyż kończy się to totalitaryzmem. Mieliśmy tego aż nazbyt przerażające przykłady. Oczywiście państwo będzie oceniało, promowało i nagradzało różne przejawy aktywności, ale nie powinno w ten sposób dochodzić do żadnego wykluczania kogokolwiek, jeśli działalność nie stoi w sprzeczności z zasadami współżycia społecznego, czyli z prawdą, sprawiedliwością i pokojem.

Najszerszą swobodę działania obywatele powinni posiadać na gruncie wspólnot lokalnych, czyli tzw. samorządów lokalnych. Tutaj powinna funkcjonować pełna niezależność i samorządność. Takie rozwiązanie miała gwarantować ustawa samorządowa. Żeby jednak zagwarantować pełną samorządność i niezależność, trzeba by wprowadzić tutaj zakaz kandydowania do władz lokalnych dla przedstawicieli partii politycznych, ponieważ ideologie partyjne nie służą rozwojowi samorządności oraz różnorodności działań obywatelskich. Dopiero sprawdzeni na tym etapie samorządowcy mogliby zasilać szeregi partyjne po zakończeniu swojej kadencji, gdyby oczywiście zechcieli.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że polityczny system partyjny zniszczył zupełnie demokrację, zamieniając ją w partyjną oligarchię (oligarchię władzy albo pieniądza). Dlatego należy od nowa zastanowić się nad funkcjonowaniem państwa i jego instytucji. Trzeba na nowo definiować cele i zadania polityki. Jakie mają być cele i zadania polityki? Mówiliśmy już, że władza polityczna powinna zapewnić społeczeństwu (czyli każdemu obywatelowi) bezpieczeństwo i rozwój. To dotyczy przede wszystkim swobody działania.

Każdy człowiek jest powołany do działania, gdyż każdy z nas stanowi realną podmiotowość działania. Człowiek jest przede wszystkim osobą. Człowiek jest osobą, która stanowi podmiotowość istnienia i działania, na co wskazywał Karol Wojtyła. Jako osoba człowiek jest rzeczywistym podmiotem sprawczym. Jest jedynym sprawcą swoich działań. Scholastyczna formuła mówiła, że człowiek jest panem i władcą swoich działań (homo est dominus actuum sui). Dlatego człowiek dysponuje wolnością działania. Tylko bowiem przyczyna sprawcza jest wolna i niezależna w swoim działaniu. Wszelkie przyczyny drugorzędne, czyli istotowe, jedynie współuczestniczą w kształtowaniu realnego skutku, czyli wpływają na kształt porządku istotowego. Człowiek jest rzeczywistym sprawcą swoich działań, nawet jeśli są one kształtowane przez warunki zewnętrzne, czyli przez otoczenie, w jakim działamy.

Otóż człowiek jest realnym sprawcą przede wszystkim swoich czynów moralnych i religijnych. Skoro jest faktycznym sprawcą tych czynów, to również w pełni za nie odpowiada. Tak więc od razu z naszą aktywnością moralną wiąże się zarazem odpowiedzialność moralna. Jako ich sprawcy odpowiadamy w pełni za swoje czyny. Stąd w perspektywie społecznej nie powinno dochodzić do ograniczenia lub wypaczenia aktywności obywateli, gdyż to się wiąże z przejęciem przez władze państwowe odpowiedzialności za działania obywateli (przede wszystkim za złe działania).

Aby lepiej zrozumieć taką sytuację odwołamy się do stanowienia prawa przez władzę państwową (ustawodawczą władzę Sejmu). Jeżeli władza ustawodawcza uchwala prawo zezwalające na aborcję lub eutanazję, to niestety bierze na siebie odpowiedzialność za takie czyny. A przez to staje się władzą zbrodniczą zezwalając na niemoralne działania.

Polityka pozbawiona moralności i zasad moralnych wcześniej czy później stanie się działalnością zbrodniczą, gdyż wyrzeka się w ten sposób poszanowania dla godności osobowej człowiek (obywatela jako człowieka i osoby ludzkiej).

Dzisiaj widzimy, że demokracja staje się niemoralna, gdyż przestaje służyć człowiekowi i jego niezbywalnej godności, staje się natomiast polem do załatwiania różnych sekciarskich interesów. W demokracji odbiera się człowiekowi jego podmiotowość działania próbując zastąpić ją przystosowaniem do różnych układów, instytucji i organizacji politycznych lub społecznych. Zaś człowiek, który nie potrafi lub nie chce się odnaleźć w dostępnych układach i instytucjach, staje się zbędny i niepotrzebny. Jest uważany za pasożyta społecznego albo człowieka z marginesu. Takie określenia funkcjonowały za komunizmu, ale dzisiaj wcale nie jest lepiej, skoro rodziny wielodzietne były uważane za patologię społeczną.

Państwo nie może nakłaniać albo wprost zmuszać ludzi do jakiejś określonej aktywności, lecz powinno tworzyć możliwie szeroki zakres wolności działania, żeby obywatele nie czuli się skrępowani w swojej aktywności. Otóż przypadki skrajne i sytuacje graniczne są regulowane przez sprawiedliwe prawo. Natomiast indywidualne działania obywateli powinny być wyznaczane przez zasady moralne oraz ogólne zasady życia społecznego. Te zasady ogólno-społeczne zostały przedstawione przez filozofów już w starożytnej Grecji. Oni mówili o mądrości i sprawiedliwości, o męstwie i umiarkowaniu, ale także o prawdzie, dobru i pięknie, o współpracy i pokoju. Te zasady postępowania nie mogą zniknąć z życia społecznego i politycznego, gdyż wtedy społeczeństwo staje się rozszalałym tłumem wywołującym rewolucyjny zamach stanu, co wiąże się ze zbrodniami politycznymi i wojną domową.

Musimy sobie zdawać sprawę, że hasła wolności służyła zawsze do obalenia istniejącego porządku społecznego i politycznego, a nie do uwolnienia obywateli. Wolność oznacza zawsze jedynie możliwość działania. Oznacza dowolność działania. Możliwość nie jest w stanie sprawić niczego realnego. Wolność nie wprowadza żadnych zasad działania, ona po prostu znosi takie zasady. Otóż zasady działania człowiek musi odnajdywać sam w sobie, żeby mógł podejmować działania moralne.

Sprawiedliwość społeczna nie leży na ulicy, ani nie biega po różnych instytucjach państwowych. Sprawiedliwość będzie albo konkretną normą moralną, czyli cnotą moralną, jaką kierują się poszczególni ludzie, albo będzie to jedynie jakaś wykładnia prawna (np. kara śmierci dla wrogów komunistycznego państwa albo kara śmierci dla Żydów jako wrogów III Rzeszy Niemieckiej, albo też z drugiej strony może to być odstąpienie od kary ze względu na niską szkodliwość społeczną). Jak widać bardzo łatwo wypaczyć słuszną zasadę sprawiedliwości, która od czasów rzymskich miała rządzić prawem państwowym i cywilnym.

Trzeba więc zapytać, czy w państwie mamy jakiś autorytet, który stałby na straży sprawiedliwości, nie mówiąc już o mądrości, bo z nią musimy się pożegnać w demokracji. Otóż sądy kierują się przepisami prawnymi, czyli Kodeksami, ale przepisy prawne nie obejmują wszystkich możliwych sytuacji i przypadków działania. Nie bez powodu mówimy o twardym prawie, żeby nie powiedzieć – niesprawiedliwym.

Ogólne życie społeczne obywateli  ma w państwie regulować Konstytucja, która określa prawa i obowiązki obywateli. Na straży Konstytucji stoi obecnie Trybunał Konstytucyjny. Cóż się jednak okazało w bieżącej sytuacji politycznej? Otóż okazuje się, że teraz i poprzednio Sejm może uchwalić ustawę nawet niezgodną z Konstytucją nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności. Trybunał może orzec niezgodność z Konstytucją, co niejako cofa lub powstrzymuje daną ustawę, ale bez żadnych konsekwencji politycznych.

Otóż pierwszą zasadą demokracji powinna być polityczna odpowiedzialność za stanowione prawo. Skoro posłowie przegłosowali ustawę niezgodną z Konstytucją, to powinni być automatycznie odwołani jako działający na szkodę państwa. To dotyczy zarówno poprzedniej kadencji Sejmu, jak i obecnej. Tylko w ten radykalny sposób obywatele mogą być bronieni przed partyjnymi zakusami na łamanie prawa i sprawiedliwości w imię interesów różnych partii. Takie rozwiązanie powinno się znaleźć w Konstytucji, co byłoby prawdziwym ostrzeżeniem dla polityków (młotem na polityczne czary). Jeżeli lekarz popełnia jakiś błąd w swoim działaniu, to podlega ocenie zawodowej i może być pozbawiony prawa wykonywania zawodu. Pytam, dlaczego podobne rozwiązanie prawne nie dotyczy polityków? Jeżeli w Sejmie zostaje przegłosowany jakiś bubel prawny, to głosujący za tym posłowie (politycy) powinni ponosić polityczną, czyli zawodową, odpowiedzialność w postaci zakazu (np. czasowego) prowadzenia działalności politycznej. Może wówczas do polityki nie pchaliby się różni nieudacznicy.