27.04.2016

O wolności prawdziwie



Trzeba wreszcie rozprawić się z poglądami dotyczącymi wolności. Musimy jasno stwierdzić, że wolność oznacza jedynie sferę możliwości. Wolność przynosi człowiekowi tylko możliwości. Wolność nie ma bowiem żadnej mocy sprawczej. Wolność to nie jest żadna moc. Mówiąc wprost, sama wolność nie może niczego sprawić. Gdy mówimy o wolności działania, wtedy ogarniamy jedynie możliwy zakres działania. Taka wolność nie jest w stanie zrealizować żadnego działania. Do tego konieczna jest moc sprawcza, której brakuje wolności. Człowiekowi do działania potrzebna jest najpierw moc sprawcza. Bez tego nie będzie żadnego działania. Otóż moc sprawcza jest ukryta w wewnętrznej zasadzie i przyczynie bytu, czyli w akcie istnienia, jak uczy nas metafizyka św. Tomasza. Natomiast cała strefa istotowa (tzn. ludzka natura) ma jedynie charakter możności. Stąd natura sama w sobie nie posiada żadnej mocy.
Jeżeli więc przypisujemy człowiekowi wolność w zakresie jego rozumności, to należy wówczas mówić o nieokreślonej możliwości działania rozumnego, co oznacza swobodę działania (niezdeterminowanie działania). Uważano bowiem, że natura działa w jeden określony sposób, zaś rozum posiada możliwość działania na wiele sposobów. Ta możliwość obejmuje zarówno swobodę myślenia jak też wolność wyboru przynależną do woli. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy tak pojmowana wolność jest w ogóle realną mocą sprawczą nakłaniającą nas do rzeczywistej aktywności, czy raczej odkrywa przed nami sferę możliwości, w której dokonujemy jedynie działań pozornych, które „wypełniają” te możliwości materiałem cielesno-fizycznym?
Przecież wolność działania nie skłania nas do dobrego lub złego działania. Ona w ogóle nie pobudza nas do działania. Cała teoria tzw. „wolności do (czegoś)” została chyba wymyślona dla zamydlenia całej sprawy. Może dla psychologów wyraża to odniesienie do przeżywania wolności przez człowieka, ale w ten sposób zaciemniamy całą sprawę. Natomiast trzeba stwierdzić, że z perspektywy filozoficznej jest to wierutne kłamstwo. Nie ma bowiem wolności do czegoś albo od czegoś. Po prostu jest wolność, gdy o niej mówimy, albo jej nie ma. Wolność jest całkowicie nieokreślona i na nic nie wskazuje. Sprawa jest oczywista, nie wolno mylić wolności z niezależnością, bo to są już dwie różne sprawy. Tak naprawdę należałoby powiedzieć, że wolność wskazuje jedynie na nicość jako nieokreśloną możliwość. Tym bardziej śmiechu warte są wszystkie twierdzenia, że wolność oznacza lub wskazuje na konieczność. Tak jak w Marksa wolność miała oznaczać zrozumienie konieczności historii. Jest to całkowite nieporozumienie, żeby nie rzec, że zwykłe oszustwo.
Dlatego rozśmiesza mnie stwierdzenie Jaspersa, że wolność stanowi przezwyciężenie dowolności. To jest kłamstwo. Przecież wolność oznacza właśnie dowolność. Można zatem powiedzieć, że wolność zaprowadza dowolność, i tyle. Również pojmowanie wolności jako poznania lub rozumienia konieczności jest kłamstwem. Gdy Jaspers powiada, że wolność jest tożsama z koniecznością tego, co prawdziwe, to chyba nie wie, co mówi, albo wykręca kota ogonem. Albo mamy wolność, albo konieczność. To jest logiczna dysjunkcja. Tutaj nie ma żadnego przejścia. Nie wolno utożsamiać dwóch sprzecznych rzeczy, bo to jest absurdalne. Nie wolno w ten sposób oswajać wolności, gdyż wolność jest naprawdę niebezpieczna, gdyż niesie ze sobą niebezpieczeństwo dowolności. Wystarczy taki przykład. Preferowana dawniej wolność słowa skończyła się dziś zupełną dowolnością wypowiedzi z hejtem na czele.
Jeżeli chcemy zadbać o prawdę realności, to musimy ujawnić niebezpieczeństwo wolności. Filozofia realistyczna powinna przestrzegać przed zachwyceniem się wolnością, bo to może być zgubną pułapką. Trzeba pamiętać, że hasła wolności pojawiały się w życiu politycznym wtedy, gdy chodziło o zniszczenie starego porządku społecznego i wywrócenie wszystkiego do góry nogami. Najlepszym przykładem jest Rewolucja Francuska, gdzie w imię wolności wymordowano całe rzesze społeczne. Natomiast na naszym podwórku w Rzeczypospolitej szlacheckiej doprowadzono w imię wolności obywatelskiej do upadku państwa.
Dlatego musimy wiedzieć i pamiętać, że nie da się stworzyć dobrego ustroju politycznego jedynie na zasadzie wolności. Nawet w demokratycznym państwie wolność jest ograniczana i ukierunkowana przez prawo. Jednak gdybyśmy się odwołali jedynie do tych dwóch zasad, czyli do wolności działania oraz do prawa, wtedy doszłoby do zderzenia tych dwóch idei lub postulatów oraz do wzajemnej walki (czyli nieustannej wojny domowej). Dlatego filozofowie już od początku wskazywali na mediacyjną rolę sprawiedliwości. W wymiarze jednostkowym sprawiedliwość ogranicza i określa wolność osobistą poprzez pokazywanie należności drugiego człowieka. Natomiast w wymiarze społecznym sprawiedliwość miała ograniczać dyktaturę prawa. Przecież prawo nie powinno być stanowione w sposób dowolny, lecz powinno opierać się na sprawiedliwości, czyli oddaniu każdemu jego należności. Przeto uważano, że prawo stoi na straży sprawiedliwości. Prawo jest twarde, ale musi być sprawiedliwe. Jednak prawo nie zna odpuszczania należności (dimitte nobis debita nostra), ono zna wyłącznie egzekwowanie należności. Dlatego możemy mówić o dyktaturze prawa państwowego wobec obywateli. Nie możemy liczyć na odpuszczenie płacenia podatków. Tutaj wolność zderza się z przymusem prawa.
Możemy więc przyjąć, że to właśnie prawo nakłada na obywateli jakąś konieczność postępowania. Wolność chciałaby znieść prawo, natomiast prawo dąży do ograniczenia wolności. Jak zatem powinien postępować obywatel? Otóż wydaje się, że może on iść drogą pośrednią, czyli rozwijać wolność tam, gdzie nie narusza to prawa, oraz przestrzegać prawa, które chroni go przed dowolnością. Państwo prawa może stać się dyktaturą prawa, gdyby zamierzało rozstrzygać wszystkie sprawy i działania obywateli, czy nawet poglądy, za pomocą przepisów prawnych. Najczęściej mówimy w takich przypadków o niepotrzebnej biurokracji. Otóż wydaje się, że taka próba ograniczenia poprzez przepisy biurokratyczne wolności działania obywateli w perspektywie społecznej jest bezsensowna i skazana na porażkę, ale władza bardzo często popełnia ten błąd.
Jak więc ograniczyć dowolność myślenia i działania? I znów wracamy do rozwiązania zaproponowanego przez starożytnych filozofów, czyli wychowania i wykształcenia obywateli (powstanie szkół filozoficznych w Grecji). To rozwiązanie przetrwało całe wieki i rozwijało się w różnych kierunkach i na różnych poziomach. Dzisiaj potrzeba wykształcenia jest dla nas oczywista, ale gorzej z wychowaniem. Wykształcenie zupełnie rozeszło się z wychowaniem. Wychowanie proponowane niekiedy przez państwo stawało się produkcją i tresurą nowego człowieka, jak sądzono najlepiej odpowiadającego potrzebom państwa (właściwie władzy państwowej). W ten sposób obywatel znowu zostawał poddany dyktatowi państwa i prawa.
Czyżby więc konflikt pomiędzy wolnością a prawem był nierozstrzygalny w sferze społecznej? Obywatele zawsze opowiadają się za wolnością, natomiast państwo odpowiada na to swoim prawem. Sprawa byłaby być może do rozstrzygnięcia, gdyby po obu stronach stali i decydowali ludzie naprawdę mądrzy. Mądry człowiek nie kieruje się przecież wolnością, a tym bardziej dowolnością wolności, lecz kieruje się sprawiedliwością i mądrością lub roztropnością. Gdyby po stronie państwa również stali ludzie mądrzy, wówczas stanowione prawo byłoby sprawiedliwe i rozsądne. Nasza polska sytuacja pokazuje, że w społeczeństwie i państwie brakuje ludzi mądrych, którzy staliby zarówno po stronie obywatelskiej jak też po stronie państwowej. Chyba po prostu człowiek mądry nie wyrywa się do władzy i rządzenia państwem. Czyżby więc mądrość stała po stronie wolności?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz