28.05.2015

Osobowość i instytucje



Nowożytna Europa stworzyła teorię człowieka myślącego. W filozofii przekłada się to na potraktowanie człowieka jako świadomości. Niestety taka wizja człowieka jako świadomości doprowadziła do porzucenia osoby, a co za tym idzie – osobowości człowieka. Człowiek utracił osobowość, gdyż stał się jedynie myślącym podmiotem, albo raczej takim cielesnym pojemnikiem na myślenie. Nie da się zbudować ani stworzyć osobowości człowieka na podstawie myślącej świadomości. Myślenie nie jest w stanie stworzyć niczego realnego. Żadne myślenie nie stworzy rzeczywistej osobowości człowieka, co najwyżej może wymyślać różne wizerunki i kreacje (visage & image).

To dlatego Europa porzuciła osobowość człowieka na rzecz tworzenia różnych instytucji. Politycy europejscy (właśnie ci bez osobowości) uwierzyli w moc sprawczą największych instytucji. Zapomniano, że prawdziwą moc sprawczą (społeczną i polityczną) mają wielkie osobowości ludzkie, a nie instytucje. To marksiści uczyli nas, że istnieje coś takiego jak zbiorowa świadomość, a nawet więcej – zbiorowa mądrość Partii. Partia nie jest w stanie wyhodować własnej osobowości. Osobowości rodzą się na uboczu. Geniusze są rozsiani po jakichś obrzeżach instytucji państwa, mieszkają gdzieś w zakamarkach niezależności ludzkiej.

Zbiorowa mądrość okazała się kompletną bzdurą. Instytucjonalna zbiorowość nigdy nie osiągnie mądrości. Spytacie pewnie dlaczego? Ponieważ mądrość nie jest sumowaniem wiedzy poszczególnych członków zbiorowości. Niestety wiedza dodawana albo nawet pomnażana nie tworzy mądrości. Nawet jeśli powstałaby zbiorowa świadomość, to i tak nie stworzymy zbiorowej mądrości. Zbiorowa świadomość może osiągnąć co najwyżej poziom przeciętności (tej przeciętnej równości głoszonej przez demokratyczne państwo). Instytucje polityczne jak walec wyrównują wszystko dookoła i niszczą to, co wyrasta ponad przeciętność.

Albo Europa porzuci mrzonki o nowożytnej (właściwie oświeceniowej) wizji człowieka jako myślącego rozumu, albo zbuduje potężne instytucje, które pochłoną całą osobistą aktywność człowieka skazując go na rolę trybika w tej wymyślonej machinie politycznej. Nic nie zniszczy tak łatwo życia społecznego, jak wszechogarniające instytucje polityczne. Najlepszym przykładem jest ONZ, która wyzbyła się całkowicie mocy sprawczej. Struktura instytucjonalna służy najlepiej sama sobie. Człowiek bardzo szybko przestaje się tutaj liczyć. A już człowiek z silną osobowością jest traktowany jako zagrożenie dla instytucji politycznych.

Jak stworzyć dobrą instytucję



1.Czy można stworzyć dobrą instytucję, która służyłaby człowiekowi? W działalności społecznej, a już na pewno politycznej, instytucje są niezbędne. Trzeba więc zadać sobie pytanie, co jest potrzebne do powstania dobrej i właściwej instytucji? Otóż pierwszą zasadą, którą należy uwzględnić przy tworzeniu odpowiedniej instytucji, jest ludzkie myślenie. Instytucja wraz z całą strukturą organizacyjną powstaje na podstawie ludzkiego pomysłu. Trzeba zdawać sobie sprawę, że zasady prawne działalności każdej instytucji i organizacji są pomysłem człowieka (grupy ludzi). Na ogół korzystamy w tym zakresie z wcześniejszych pomysłów prawnych i organizacyjnych (struktur zarządzania). Tak więc ludzkie myślenie odgrywa tutaj zasadniczą rolę i w tym zakresie słuszne jest korzystanie z dorobku i doświadczenia minionych pokoleń. Trzeba jednak przyznać, że pojawiające się nowe wyzwania społeczne wymagają dostosowania minionych rozwiązań do nowych zadań.

Kolejną ważną zasadą jest umiejętność jasnego określenia celów działalności instytucjonalnej. Każdy człowiek działa bowiem w sposób celowy i dlatego musi umieć określić cele swojego działania. Dotyczy to również współdziałania w większej grupie, czyli właśnie współpracy w ramach jakiejś instytucji. Na ogół cele i zadania są określone w statucie lub jakichś innych przepisach prawnych nowo powstającej instytucji. Cele powinny być wyraźnie określone, żeby wynikały z nich stosowne działania prowadzące do realizacji owych celów. To również są pomysły ludzkiego myślenia.

Czym zatem powinno się kierować myślenie twórców instytucji, żeby jej działalność przebiegała sprawnie i rozsądnie? Otóż w tym momencie najważniejszą rolę odgrywają wartości zawarte w myśleniu. Samo ludzkie myślenie charakteryzuje się całkowitą wolnością i swobodą, co oznacza, że potrafimy pomyśleć w przypadku różnych spraw i wydarzeń dowolne rzeczy i przeróżne rozwiązania. Dlatego nasze myślenie powinno być czemuś podporządkowane. I tutaj pojawia się właśnie problem wartości.

Jeżeli nasze myślenie jest oparte na poznaniu i rozumieniu realności, to wówczas realność i zasady rządzące realnością określają przyjętą hierarchię wartości. Nasze wartości kształtujemy na podstawie poznanie tego, co realne, a przede wszystkim na podstawie poznania i rozumienia realności człowieka. Gdy nasze poznanie zawodzi w tym zakresie, wtedy myślenie próbuje narzucić realności swoje „zasady”. Na ogół kończy się to niezrozumieniem rzeczywistości i opowiedzeniem się za rozwiązaniami idealistycznymi, co w polityce i życiu społecznym owocuje rozstrzygnięciami ideologicznymi. Ideologowie chcą zawsze narzucić rozwiązania wymyślone przez siebie, a nie wynikające z poznania realności. Najlepszym przykładem jest ideologia komunistyczna zamierzająca narzucić siłą odgórne uspołecznienie ludzkości poprzez sprowadzenie wszystkich do poziomu proletariatu i rządów partii proletariackiej, czyli komunistycznej.

2. Trzeba więc poddać nasze myślenie rygorom realności, a nie kultywować wolność poglądów, bo to nie prowadzi do niczego dobrego. Niestety okazuje się, że samo myślenie ze swej istoty stoi w sprzeczności z realnością. Myślenie wyrasta bowiem z negacji realności. Ponadto jak pokazał Hegel, myślenie jest dialektyczne, czyli niesie ze sobą sprzeczność tezy i antytezy. Myślenie coś przedstawia, żeby zaraz to zanegować. W ten sposób może przebiegać tylko myślenie, które posiada jedynie istnienie intencjonalne, natomiast taka sprzeczność nie może być zasadą realności (realnego istnienia). W rzeczywistości coś jest i istnieje albo czegoś nie ma i to nie istnieje. Stąd widać już, że myślenie nie pasuje do rzeczywistości. Gdy dla Hegla myślenie (przede wszystkim jego myślenie) było ważniejsze niż realność, wtedy musiał on podporządkować rzeczywistość dialektyce myślenia. Ale jest to tylko idealistyczny błąd (taka przesada w myśleniu).

Jak można to odnieść do powstawania instytucji? Otóż instytucje powstają (czyli są powoływane do działania a nie do prawdziwego istnienia, które przysługuje jedynie realności) jako twory ludzkiego myślenia. Dlatego myślenie stojące u podstaw tworzonych instytucji musi być zakotwiczone w poznaniu realności. Dotyczy to przede wszystkim poznania i rozumienia realności człowieka, gdyż instytucje społeczne i polityczne są nastawione na działalność ludzi. Zatem instytucje muszą wykorzystywać zasady ludzkiego działania.

Najogólniejszymi zasadami działania człowieka są rozumność i wolność, czyli celowość i zdolność wyboru. Człowiek może obierać sobie różne cele i potrafi dostosować do nich odpowiednie środki, czyli odpowiednie metody postępowania prowadzące do osiągnięcia celu. Te zasady powinny być przestrzegane w działalności instytucjonalnej. Każde działanie powinno jednak być wypadkową pomiędzy rozumnością i wolnością, gdyż przechylenie się w którąkolwiek stronę prowadzi do wypaczeń i błędów. Takie wypośrodkowanie działania można nazwać samostanowieniem o sobie. Samostanowienie człowieka polega właśnie na współdziałaniu rozumu i woli, co sprawia, że możemy podążać do celu najlepszą drogą (czasami najprostszą, a czasami najłatwiejszą).

Czy da się to samostanowienie (lub autodeterminację) zastosować do działań instytucjonalnych? Przecież o działalności instytucji stanowi zawsze człowiek. Taka działalność zostaje ujęta w ramy prawne, tzn. że mamy określone, co wolno robić, a czego nie wolno. W ramach regulacji prawnych są również określone cele i zadania każdej instytucji. Ale musimy zdawać sobie sprawę, że takie regulacje tylko umożliwiają odpowiednie działania, lecz ich nie sprawiają. Właściwym sprawcą działania jest zawsze konkretny człowiek. To ludzie działają w zakresie odpowiednich przepisów i zarządzeń. Dlatego potrzebna jest tutaj odpowiednia wiedza (zawodowa lub też nieco szersza). Ale potrzebna jest tu także zgoda człowieka do pracy w danej instytucji.

3. Trzeba zatem określić cele i zadania. Jak ma się do tego odpowiedni system wartości? Czy działalność instytucjonalna korzysta z jakiegoś wypracowanego wcześniej i trwałego systemu wartości? Czy może taka działalność tworzy od nowa swój system wartości? I tutaj stajemy wobec głównego problemu działalności instytucjonalnej. Ponieważ powstająca struktura władzy i zarządzania instytucją zawsze będzie chciała narzucić pracującym ludziom „własny system wartości” związany z realizacją obranych i wyznaczonych celów. Bardzo szybko okazuje się, że cele instytucji nie pokrywają się z celami życiowymi człowieka, zwłaszcza z jego celami osobowymi. Następuje wtedy zderzenie systemu wartości określanego przez cele i strukturę instytucji (organizacji) z systemem wartości moralnych wyznawanych przez człowieka. Chyba że człowiek porzuci swój system wartości na rzecz wartości tworzonych przez instytucję.

Musimy wiedzieć, że żadne instytucje nie realizują osobowych celów człowieka. Takie cele mogą zrealizować jedynie wspólnoty osobowe, przede wszystkim rodzina i Kościół, a w mniejszym zakresie również wspólnoty lokalne i wspólnoty narodowe. Tak naprawdę rozwój osobowy zapewnia nam rodzina (rozwój moralny) oraz Kościół (rozwój religijny). Wspólnoty lokalne gwarantują nam rozwój materialny, czyli ekonomiczny (praca, dom, wyżywienie), zaś wspólnota narodowa zapewnia nam rozwój kulturowy (korzystanie z dorobku kultury i tradycji minionych pokoleń).

Wydaje się, że wszystkie instytucje społeczne zostały powołane do ułatwienia człowiekowi codziennego życia. Dlatego powinny one pełnić w tym zakresie rolę pomocniczą i służebną. Instytucje nie mogą przejmować władzy nad człowiekiem. Nie mogą podejmować za człowieka decyzji o jego życiu i działaniu. Człowiek sam decyduje o sobie i sam jest odpowiedzialny za swoje życie i postępowanie. Dlatego działania instytucji nie mogą usprawiedliwiać naszego postępowania. Działalność powstających instytucji musi zawsze służyć prawdzie i dobru człowieka, musi służyć realności człowieka i doskonaleniu w zakresie ludzkiej natury. Człowiek posiada bowiem doskonałą osobę (osobową podmiotowość istnienia), ale musi zadbać o doskonalenie swojej natury (duchowej i cielesnej), aby podporządkować działania naturalne zasadom osobowym (prawdzie, dobru i pięknu).

4. Dlatego działalność instytucjonalna człowieka nie może wyznaczać jego celów osobowych i osobistych (personalistycznych). Rozwój człowieka nie polega bowiem tylko na doskonaleniu zawodowym, nawet jeśli nam się wydaje, że spełniamy się doskonale w życiu zawodowym. Tak naprawdę człowiek potrzebuje spełnienia osobowego. A tutaj Jan Paweł II uczył nas, że takie spełnienie dokonuje się poprzez bezinteresowny dar z samego siebie. Ale nie chodzi tu o dar na rzecz instytucji, lecz o dar, który dokonuje się w małżeństwie i rodzinie, stanowiących związek osoby mężczyzny i osoby kobiety, a nie tylko połączenie dwóch ludzi nastawionych na cielesną przyjemność i rozkosz.

Człowiek nie może więc służyć instytucjom, lecz to instytucje muszą zawsze służyć i usługiwać człowiekowi. Trzeba więc przywrócić rangę wartościom personalistycznym, żeby w tworzeniu i działalności instytucji mogły strzec naszego myślenia o człowieku, aby to myślenie nie stawiało działalności instytucjonalnej ponad realnością człowieka, gdyż może się wkrótce okazać, że człowiek pochłonięty przez zadania instytucjonalne zatraci swoją faktyczną realność, utraci osobową prawdę, osobowe dobro i osobowe piękno, i stanie się jedynie pionkiem w instytucjonalnej grze. Dlatego działalność instytucjonalna powinna być podporządkowana rozwojowi personalistycznemu człowieka. W życiu społecznym najwyższą rangę powinny uzyskać moralność i religijność, a nie sukces zawodowy.

Nasze myślenie musimy dostosować do wymogów realności, a nie dostosowywać, czyli ograniczać, realność do potrzeb myślenia. Gdyż kierując się wolnością myślenia możemy pozbawić się – nie zdając sobie z tego sprawy, bo myślenie nie będzie nas o tym ostrzegać – własnej realności stając się jedynie wymyślonym obrazkiem – taką wizytówką na profilu społecznościowym. Na co dzień nie dostrzegamy, że działalność instytucjonalna (przede wszystkim zawodowa) odbiera nam możliwości rozwoju osobowego, ponieważ stajemy się wówczas tylko pracownikami swojej instytucji (urzędnikami wykonującymi polecenia służbowe, które przecież nie służą człowiekowi).

Wydaje się, że jest to ostatni moment, żeby przemyśleć te sprawy przed ostateczną katastrofą społeczną – całkowitą depersonalizacją i dehumanizacją człowieka.

24.05.2015

Sztuka powieści Kundery



Sztuka powieści Kundery:

1.Powieść nie bada rzeczywistości, lecz egzystencję. A egzystencja nie jest tym, co się wydarzyło, jest polem ludzkich możliwości, tym wszystkim, czym człowiek może się stać, do czego jest zdolny. Powieściopisarze kreślą mapę egzystencji, odkrywając tę czy inną ludzką możliwość. Ale powtórzmy raz jeszcze: istnieć oznacza „być-w-świecie”. Należy zatem zrozumieć i bohatera, i jego świat jako możliwość. U Kafki jest to jasne: Kafkowski świat nie przypomina żadnej znanej rzeczywistości, stanowi pewną skrajną i nie urzeczywistnioną możliwość ludzkiego świata. Prawdą jest, że możliwość owa prześwieca przez nasz rzeczywisty świat i zda się zwiastować naszą przyszłość. Toteż mówi się o profetycznym wymiarze dzieł Kafki. Gdyby jednak w jego powieściach nie było niczego proroczego, nie utraciłyby one swej wartości, jako że uchwyciły pewne możliwość egzystencji (możliwość człowieka i jego świata) i dzięki temu pokazują nam, czym jesteśmy i do czego jesteśmy zdolni. (s.42-43)

I dalej po następnym pytaniu:

2. Wedle Brocha Historię tę można śmiało określić jako proces upadku wartości. (…) Broch był oczywiście przekonany o słuszności swego historycznego osądu; mówiąc inaczej, przekonany, że możliwość świata, którą oddawał, była możliwością urzeczywistnioną. Spróbujmy jednak wyobrazić sobie, że się mylił i że równolegle do procesu upadku toczył się inny proces – jakiś pozytywny rozwój, którego Broch nie potrafił dostrzec. Czy podważałoby to jakkolwiek wartość Lunatyków? Nie. Albowiem proces upadku wartości jest bezwzględną możliwością świata ludzkiego. Liczy się zrozumienie człowieka rzuconego w wir tego procesu, zrozumienie jego gestów, postaw. Broch odkrył nieznany obszar egzystencji. Obszar egzystencji oznacza: możliwość egzystencji. Mniej istotne jest to, czy możliwość ta urzeczywistni się, czy nie. (s.43)

3. Dalej Kundera mówi już o „możliwej sytuacji człowieka” (s.44) i to jest chyba lepsze określenie niż „możliwość egzystencji”.

4. Jakie są możliwości człowieka w pułapce, którą stał się świat? (…)

Świat według Kafki: świat powszechnie zbiurokratyzowany. Biuro nie jako zjawisko społeczne, jedno wśród wielu innych, lecz jako istota świata. (…) Haszek w Przygodach… nie opisuje wojska jako jednego ze środowisk społeczeństwa austro-węgierskiego, lecz jako nowożytną wersję świata. Podobnie jak system sprawiedliwości u Kafki, wojsko u Haszka jest jedną wielką instytucją biurokratyczną, militarną administracją (…) (s.48)

5. A jak ma się rzecz u Brocha? Jaka jest jego hipoteza ontologiczna?

Świat to proces upadku wartości (wartości wywodzących się ze Średniowiecza), proces, który rozciąga się na cztery wieki Czasów Nowożytnych i jest ich istotą.

Jakie są możliwości człowieka w obliczu tego procesu? Broch odkrywa trzy takie możliwości: Pasenow, Esch, Huguenau. (s.49)

Komentarz do Kundery



W swojej Sztuce powieści Kundera przyznaje, że wielka literatura nie opisuje rzeczywistości. To historia stara się opisać rzeczywiste wydarzenia. Jego zdaniem, powieść nie bada rzeczywistości lecz egzystencję, egzystencja zaś jest dla niego polem ludzkich możliwości, czyli tym wszystkim, do czego człowiek jest zdolny. Wydaje się, że chodzi tutaj raczej o możliwość postępowania i działania człowieka, niż o jego ontologiczną egzystencję. Dlatego mi bardziej odpowiada określenie „możliwa sytuacja człowieka”, którym Kundera też się posłużył.
Gdy rozważa on dzieła powieściowe, to okazuje się, że przedstawienie różnych „możliwości egzystencji” przybiera postać jakiś ogólnych symboli, które zostają utożsamione z całością świata. U Kafki jest to biuro (biurokracja). U Haszka z kolei jest to wojsko, natomiast u Brocha proces upadku wartości. Ale jak słusznie zauważył Kundera, jest to jedynie opis stanu możliwości a nie rzeczywistości. Stąd te literackie symbole przybierają charakter „pustych symboli” albo „symboli odwróconych”, czyli tego, co ja nazywam „diabolami”. Dalej już można wyprowadzić wniosek, że te powieści opisują „diaboliczne możliwości”. W wielkiej literaturze zainteresowanie wzbudzało zawsze owo dotknięcie zła (czystego zła?), jakie zdarza się Autorom.
Dlatego można uznać, że literatura (dla Kundery – powieść) przedstawia diaboliczne sytuacje człowieka, ujawniając w ten sposób zagrożenia, jakie mogą spadać i spadają na człowieka. W tę interpretację znakomicie wpisuje się również Dostojewski. Pokazując takie diaboliczne sytuacje literatura przestrzega nas przed takimi wydarzeniami. Pisarz dzięki sile swojego ducha (literackiego czy humanistycznego?) dostrzega wyraźnie zagrożenia, jakie są możliwe do spełnienia, i w ten sposób ostrzega nas przed nimi. Ponieważ jednak jest to literatura (czyli opis możliwości działania), to widzimy, że ludzie (czytelnicy) nie biorą tego zbyt poważnie, lecz popadają niestety w takie diaboliczne sytuacje i co gorsza pociągają innych.
A wszystko to bierze się z powodu absolutyzacji myślenia, gdyż od czasów Oświecenia wmawiano nam, że dla człowieka najważniejsze jest myślenie (czyli myślący Rozum). Jak już pokazywałem wielokrotnie, ludzkie myślenie stwarza jedynie możliwości (możliwe sytuacje człowieka). Skoro uznaliśmy myślenie za coś najważniejszego, to będziemy chcieli zrealizować możliwości tworzone prze myślenie. A wówczas już bardzo łatwo popadniemy w różne diaboliczne sytuacje, nawet jeśli zostały one dokładnie opisane przez literaturę (np. sytuacje związane z uzależnieniem od różnych używek lub użytków (używanych przez nas rzeczy)).
Chętnie czytamy wielką literaturę (dziś może już niezbyt chętnie), ale żeby się czegoś stamtąd nauczyć, przychodzi nam raczej z trudem. Człowiek woli bowiem od razu działać, niż uczyć się życia i działania. A przecież mądrość polega na umiejętności właściwego działania, czyli takiego działania, żeby nie wpadać w diaboliczne sytuacje.

19.05.2015

O komunikacji słownej



Jak to się dzieje, że poznajemy konkretne rzeczy lub konkretne osoby, a wiedzę o świecie lub wiedzę o człowieku mamy ogólną? W związku z tym pojawia się pytanie, co tak naprawdę poznajemy? A dalej – czym kierujemy się w naszym życiu – czy poznaniem, czy może wiedzą?

Wiedza o człowieku będzie pewnym uporządkowanym zbiorem twierdzeń i definicji. Lecz gdy mamy na uwadze z jednej strony wiedzę przyrodniczą, a z drugiej strony wiedzę filozoficzną, wtedy występuje zasadnicza rozbieżność ujęć. To pokazuje, że człowiek sam dla siebie tworzy własną wiedzę o człowieku. Najczęściej mamy poznanie samego siebie, ale to nie jest wiedza o człowieku. Taka wiedza staje się bowiem czymś ogólnym. Radykalnie można powiedzieć, że staje się ona wizją idealistyczną, Natomiast bardziej przystępnie powiemy, że wiedza o człowieku jest naszym myśleniem o człowieku. Przecież to nasze myślenie jest ogólne. Niestety okazuje się, że o człowieku możemy sobie pomyśleć najróżniejsze rzeczy.

Trzeba więc zapytać, jak to nasze myślenie o człowieku ma się do samego poznania człowieka? Jak poznajemy człowieka albo co właściwie poznajemy poznając konkretnego człowieka? Przecież nie poznajemy poszczególnych cech lub właściwości, bo to by wymagało działania scalającego. Na przykład Kant przyjmował, że takiego scalenia wyobrażeń w jeden poznawany przedmiot dokonuje nasze myślenie. Dlaczego jednak cały zbiór wrażeń lub wyobrażeń zmysłowych raz scalamy w przedmiot nazywany drzewem, a innym razem scalamy w przedmiot nazywany człowiekiem? Wydaje się, że całościowe ujęcie poznawcze jest od razu zakorzenione w samej realności poznawanej rzeczy (czyli gdzieś na poziomie istnienia). To realność bytu narzuca naszemu poznaniu ujęcie całości.

Platonizm przypisywał bytom własności tożsamości i różności, które miały wyznaczać istotowy charakter bytu. To samo dotyczył własności jedności i wielości. Ale to by znaczyło, że istota bytu (substancja) jest poznawana jako jedność i tożsamość, natomiast całe wyposażenie przypadłościowe (przede wszystkim cielesność) jest poznawane jako wielość i różność (różnorodność). Poznanie istotowej jedności i tożsamości musiałoby należeć do poznania umysłowego. Znów zapytamy, co takiego poznaje umysł, że zdajemy sobie sprawę z ujęcia i poznania poszczególnych oraz pojedynczych rzeczy. Przecież każdy człowiek przyzna, że poznaje innych ludzi jako konkretne i pojedyncze jednostki, a nie ogólne pojęcia. Na co dzień nie mamy z tym żadnego problemu.

Filozofia klasyczna pojmowała jedność jako własność transcendentalną, czyli jako coś, co przynależy do każdego bytu. Podobnie było z prawdą i dobrem. To by znaczyło, że umysł (lub intelekt) ujmuje bezpośrednio własności transcendentalne i dzięki temu nasze poznanie umysłowe zaświadcza o prawdziwości, jedności i tożsamości danego bytu. Mówiąc wprost, my od razu poznajemy i wiemy, że to jest jeden całościowy i konkretny byt, i wcale nie musimy dochodzić do tego na drodze jakiegoś abstrahowania, rozumowania lub wyjaśniania. Nasze poznanie umysłowe ujmuje więc wszystkie zasady realności nazywane własnościami transcendentalnymi. I na tym poznaniu opiera się nasza wiedza filozoficzna.

Należy przyjąć, że od razu poznajemy realność bytów, natomiast całe istotowe wyposażenie dociera do nas pośrednio, czyli za pośrednictwem zmysłów. To pokazuje, że naturę bytu poznajemy przy pomocy zmysłów. Czyżby zatem poznanie zmysłowe informowało nas o właściwościach istotowych? Ale do tego potrzebna by była dłuższa obserwacja. Na przykład życie, które wyraża się we wzroście roślin i zwierząt, wymaga pewnej dłuższej obserwacji. Dotyczy to wszystkich cech cielesnych.

Ale co zrobić z rozumnością człowieka? Jak poznajemy naszą ludzką rozumność? Pierwsze skojarzenie wskazuje na zdolność komunikacji, czyli zdolność porozumiewania się słownego. Wydaje się jednak, że taka słowna komunikacja sięga znacznie głębiej niż tylko do władzy rozumu (umysłu). Levinas uważał, że to osoba (jego „twarz”) przemawia do osoby. Dla niego komunikacja ma wymiar relacji osobowej. Również u Bubera jego fundamentalne słowo „Ja-Ty” stanowi wyraz relacji osobowej. Dlatego należałoby uznać, że początkiem słowa i komunikacji słownej jest osoba ludzka. Nawet jeśli nasze ludzkie słowo przejawia się na poziomie umysłu jako jego wyposażenie w formie słowa wewnętrznego, to pojawia się ono tam jako efekt aktywności osobowej. Toteż początkiem poznania człowieka jako osoby jest komunikacja słowna. Zaświadcza ona od razu zarówno o osobie człowieka, jak też o jego rozumności (duchowej umysłowości). Dopiero gdy brakuje takiej komunikacji, wtedy zastanawiamy się, co się stało.

Słowo jako skutek osobowej aktywności stanowi (a może nawet sprawia) otwartość naszej duchowości. To z powodu słowa nasza rozumność jest otwarta na komunikację. Osoba przemawia w słowie do drugiej osoby, chcąc się z nią skomunikować. Taka chęć komunikacji prowadzi także do nawiązania relacji osobowych i stworzenia wspólnoty (czyli komunii). Wojtyła nazywał to communio personarum – osobową wspólnotą. Dzięki zdolności komunikacji możemy obdarzyć się słowem (daję Ci moje słowo), czyli złożyć przyrzeczenie lub zawrzeć przymierze. Na przykład takie przymierze zawarł Bóg z ludem Abrahama dając im swoje Słowo oraz posyłając do nich swego Syna – Słowo Boże (Logos).

Wszelka działalność społeczna człowieka zdaje się wynikać z tej zdolności komunikacji słownej. Różne działania w tym zakresie mają postać przyrzeczenia, przymierza lub umowy. I właśnie w tym sensie należałoby rozumieć określenie „umowa społeczna” Rousseux. Taka umowa nie ma jeszcze charakteru prawnego, lecz jest społecznym zastosowaniem komunikacji słownej, czyli przymierza i przyrzeczenia. Przecież właśnie taki charakter ma również ślubowanie małżonków (przyrzeczenie ślubne), które staje się fundamentem zawartego związku małżeńskiego jako zapoczątkowania wspólnoty osobowej.

Musimy wrócić do naszych rozważań dotyczących poznania. Trzeba teraz zapytać, czy komunikacja słowna jest poznaniem, czy nawet jest czymś więcej – np. rozumieniem realności? Otóż wydaje się, że zdolność komunikacji musi wykraczać poza samo poznanie. Dlatego można przyjąć, że jest ona tym, co umożliwia nam poznanie umysłowe. Jeżeli poznanie umysłowe dotyczy własności transcendentalnych, to musi posiadać odpowiednią moc, żeby dotrzeć do poziomu istnienia, czyli do źródeł realności. Taką moc może nam przynieść i dać aktywność osobowa, czyli akty kontemplacji i sumienia. A to już łączy się bezpośrednio z osobową komunikacją słowną, ponieważ to właśnie akty kontemplacji zaszczepiają w umyśle słowo prawdy, które staje się mocą poznawczą i zdolnością komunikacji. Dlatego sednem naszego poznania umysłowego jest słowo prawdy. W nim skupia się moc osobowa, która przekształca się w moc poznawczą zdolną do poszukiwania prawdy, czyli w otwartość umysłu naprawdę.

Na koniec możemy chyba powiedzieć, że to dzięki słowu poznajemy realność w sposób rozumiejący, to znaczy, że dzięki słowu rozumiemy realność, a jednocześnie dzięki temu słowu możemy nasze rozumienie przekazywać innym ludziom, czyli możemy się komunikować z innymi. Ale powinniśmy zdawać sobie sprawę, że to wszystko nie przebiega w tak prosty sposób, gdyż nasza komunikacja słowna jest zapośredniczona w języku. Posługujemy się bowiem językiem jako medium komunikacyjnym, zaś język jest tworem naszego myślenia, które dołącza się do poznania realności narzucając poznaniu wymiar ogólności i wytwarzając w ten sposób wiedzę pojęciową, która stanowi ogólne kategorie pojęciowe. Okazuje się, że ta pojęciowa wiedza raczej zaciemnia nasze bezpośrednie poznanie realności (nasze doświadczenie) niż cokolwiek wyjaśnia. Dlatego nasza komunikacja osobowa wyrażona w formie językowej bardziej traci na wartości niż zyskuje. Często potrafimy zagadać to, co chcielibyśmy powiedzieć lub wprost zakomunikować. Toteż powinniśmy się wsłuchiwać w słowo prawdy naszego umysłu albo w słowo serca, które niesie przekaz naszego sumienia, a nie dawać się ponosić wypowiedziom językowym. Niestety język jest w stanie nas zwodzić i uwodzić, stad nabieramy się na piękne słówka języka.