25.10.2014

Kościół ma wiarę, ale brakuje mu rozumienia



Kościół jest przyjazny człowiekowi. Kościół ma wiarę. Kościół wierzy w człowieka, dlatego go nie potępia. Kościół wierzy w godność człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo. Ale Kościół zna również człowieka upadłego. Zna dobre czyny człowieka, lecz zna również czyny złe. Kościół potępia złe czyny człowieka. Potępia czyny niegodne człowieka. Nie można oczekiwać, że Kościół zaakceptuje złe i niegodne czyny człowieka. Kościół wzywa człowieka do nawrócenia, gdyż wierzy, że takie nawrócenie jest możliwe. Nawrócenie jest możliwe z Bożą pomocą. Kościół przypomina, że takie nawrócenie oznacza przyjęcie na powrót Boga. Nie ma nawrócenia bez udziału Boga. Bóg nieustannie zaprasza nas do nawrócenia, gdyż tylko On jest w stanie oczyścić nas ze zgubnych poczynań. Bóg słucha próśb grzeszników, zaś Kościół potwierdza to mocą otrzymaną od Boga. Kościół jest bowiem szafarzem łaski, a łaska płynie od Boga. Bóg jest pełen łaski. Bóg jest łaskawy i miłosierny dla tych, którzy pragną nawrócenia. Dlatego Kościół nie potępia grzeszników lecz ich grzechy. Jednocześnie Kościół wychwala Świętych, którzy w chrześcijańskim życiu zachowali doskonałość. Mamy przykłady nawróconych grzeszników, którzy stali się świętymi. Bądźmy jak oni.


Kościół ma wiarę w Boga. Wierzy w Osobowego Boga.

Kościół ma także wiarę w człowieka. Ale czy to na pewno jest wiara w osobę człowieka? Wiara w człowieka domaga się rozumienia, na co wskazywał już św. Anzelm. Wiara podobnie jak rozumienie dotyczy realności. Wiara jest uznaniem tego, co realne. Dlatego wiara i rozumienie pouczają nas o realności człowieka.

Kościół ma dzisiaj wiarę w człowieka, ale chyba brakuje mu rozumienia. Jeżeli nie zrozumiemy, czym jest centrum ludzkiej realności, to nasza wiara zacznie ześlizgiwać się w stronę ludzkiej natury. Lecz wówczas wiara odchodzi od rozumienia i zaczyna posługiwać się myśleniem. Kiedy jednak wiara próbuje się podpierać myśleniem, wtedy zaczyna błądzić. Nie można połączyć wiary z myśleniem, gdyż są one jak ogień i woda, zaś wiara okraszona myśleniem przestaje dotyczyć realności. Jeśli zaczynamy myśleć o Bogu, to przestajemy w Niego wierzyć, przestajemy poznawać i rozumieć Boga. To wiara prowadzi nas do poznania prawdziwego i realnego Boga, natomiast myślenie tworzy tylko wizerunki bożków.

To samo dotyczy człowieka. Wierzymy przecież w osobę człowieka – w to, co stanowi samo sedno ludzkiej realności. Nie wolno wierzyć w nasze myślenie o człowieku, bo to prowadzi nas na manowce. Dlatego powinniśmy poszukiwać rozumienia człowieka w całej jego realności. Samo centrum ludzkiej realności stanowi osoba, która jest podmiotowością istnienia i źródłem wszelkiej osobowej aktywności. O to rozumienie rozbija się nasza prawda o człowieku. Współczesna filozofia zapomniała, kim jest człowiek, gdyż wyrasta z nowożytnej filozofii myślenia. Niestety podobnie dzieje się z współczesną teologią, chociaż teologia oparta na wierze ma wszelkie szanse, żeby zrozumieć człowieka.

Człowiek jest osobą stworzoną przez Boga. Bóg stwarza bezpośrednio ludzką osobę. On nie tworzy ludzkiej natury, jak kiedyś nauczano. To ludzka osoba stworzona do życia duchowego i do wcielenia komponuje sobie wyposażenie duchowe i cielesna (czyli po prostu duszę i ciało) przy udziale przyczyn drugorzędnych (zwłaszcza rodziców).

Człowiek jest więc przede wszystkim osobą, ale jest osobą uduchowioną i wcieloną. Możemy też powiedzieć, że człowiek jest osobą i naturą. A jeżeli jest osobą i naturą, to oba te elementy muszą ze sobą współgrać i współpracować. Niestety już na samym początku wydarzyło się coś tragicznego, co spowodowało rozdzielenie obu tych elementów. Można chyba uznać, że ludzka natura przeciwstawiła się osobie człowieka. Nastąpiło jakieś pękniecie i rozerwanie. Natura chciała oderwać się od osoby i uniezależnić od niej. Teologia nazywa to grzechem pierworodnym i stanem upadłej natury. Otóż filozofia oparta na naturalnym rozumie poznała tylko tę upadłą naturę człowieka i wzięła ją za całą ludzką realność (tak było u Arystotelesa). Osobę odkryło dopiero poszukiwanie rozumienia Trójcy Świętej, czyli Osobowego Boga, oraz wcielenia Syna Bożego. Wydaje się, że filozofia broni się dzisiaj przed podążaniem drogą wytyczoną przez teologię, i podejmuje wciąż na nowo próby wyjaśnienia osoby ludzkiej poprzez jakieś składniki ludzkiej natury. To jest kompletne nieporozumienie i niezrozumienie realności. Chociażby świadomość nie jest w człowieku niczym realnym. To jest sfera intencjonalna, czyli jedynie sfera możliwości. Żadna możliwość nie jest realnością, ani nie stanie się czymś realnym. Natomiast współczesny człowiek traktuje tworzone możliwości jako coś realnego. Takie możliwości myślenia i działania nie stanowią w człowieku żadnej realności. Tak naprawdę realne są działania osobowe i to one umacniają naszą realność. Ludzką realność umacnia moralność i religijność (działania moralne i religijne).

Wiara poszukuje zrozumienia



Wiara poszukuje zrozumienia. Tak sądził św. Anzelm. Ja powiem, że to człowiek poszukuje rozumienia. Natomiast wiara daje nam takie rozumienie.

Człowiek chadza różnymi ścieżkami. Raz trafia do lasu (silva rerum), a innym razem na pustynię (asceza). Człowiek wszędzie poszukuje rozumienia. Pragnie poznać i zrozumieć ten świat. Człowiek szuka rozumienia wokół siebie – szuka w górze albo na dole. Ale dopóki człowiek nie zapragnął poznać samego siebie, niczego nie rozumiał. Chodził i oglądał swój świat. Rozglądał się wokół siebie i widział tylko wodę, ogień, ziemię i powietrze. Chodził i oglądał. Wreszcie spróbował zrozumieć. Zaczął zadawać pytania. Spytał wprost, co było na początku, co mogło być początkiem wszystkiego. Próbował odkryć sens świata, czyli początek i zasadę. Pytanie o początek ma głęboki sens poznawczy, gdyż jest to zarazem spojrzenie ku zakończeniu. Koniec można zrozumieć wyłącznie w kontekście początku. Nie sposób poznać końca świata nie wiedząc nic o początku. Trzeba zacząć od początku, żeby dojść do końca.

Człowiek zna i doświadcza jedynie swoje własne życie. Dlatego przeżywa jedynie maleńki urywek tej drogi od początku do końca. Życie człowieka jest tylko pyłkiem na drodze świata (na Mlecznej Drodze). Jak pojąć, jak zrozumieć sens takiego malutkiego fragmenciku? Jak złożyć losy tylu ludzkich pokoleń w jedną sensowną całość? Człowiek nie jest w stanie tego ogarnąć. To może zrobić tylko Bóg. Człowiek jest pielgrzymem, wędrowcem na ziemi (homo viator). Jedynie Bóg ogarnia wszystko. On jest comprehensor. Wszechwiedzący.

Skąd zatem mamy się czegoś dowiedzieć, jak nie od Boga? Tylko Bóg może nam powiedzieć o początku i końcu, ponieważ Bóg jest A i Ω. To właśnie Bóg opowiedział ludziom o stworzeniu świata i stworzeniu człowieka. Bóg (Chrystus) opowiedział nam również o końcu świata i zbawieniu człowieka. Co więcej potrzebujemy wiedzieć? Całą resztę możemy wywnioskować i dopowiedzieć sobie sami. Dlaczego więc nie idziemy w tym kierunku? Co nas powstrzymuje? Co nas odstrasza lub odciąga? Co nam przeszkadza w poznaniu świata i samych siebie?

To na pewno musi być coś, co siedzi w samym człowieku. Dlaczego nie możemy przyjąć Słowa Bożego? Może nie chcemy? Przecież właśnie Słowo Boże niesie ze sobą całą prawdę i tylko prawdę. Przynosi nam prawdę o Bogu i o człowieku. Dlaczego człowiek nie chce tej prawdy? Dlaczego się od niej odwraca? Czego więc pragnie człowiek? Czego pragnie, jeśli nie chce prawdy? Czy można pragnąć kłamstwa? Dlaczego człowiek woli kłamstwo od prawdy?

Wydaje się, że musi być coś, co powstrzymuje człowieka przed prawdą. Coś, co nie pozwala nam przyjąć prawdy. Coś, co walczy z prawdą. Czy w ludzkim umyśle jest coś, co walczy z prawdą? Czy tkwi tam jakieś fundamentalne kłamstwo? Tylko ktoś zakłamany nie jest zdolny przyjąć prawdy. Zakłamany człowiek zostaje odcięty od prawdy. To znaczy, że coś odgradza nas od prawdy. Co to może być?

Jeżeli człowiek ma trudność z przyjęciem prawdy, to znaczy, że żyje w kłamstwie. Żyje w oderwaniu od prawdy. Tym samym żyje w oderwaniu od rzeczywistości. A powód lub przyczyna tego oderwania przeszkadza mu przyjąć prawdę. Jak możemy pokonać te przeszkody? Jedynym wyjściem wydaje się być nawrócenie. Musimy prosić Boga o łaskę nawrócenia. Musimy się modlić i prosić o przyjęcie Słowa Bożego. Tylko Słowo Boże jest w stanie uleczyć nas z całej niemocy przyjęcia prawdy. Już Augustyn zdawał sobie sprawę z niemocy naszego umysłu (rozumu). Pokazał, że do przyjęcia prawdy przez rozum potrzebne jest oświecenie łaską. Tylko dzięki oświeceniu przez Bożą Prawdę zdołamy osiągnąć prawdziwe poznanie.

Ale do oświecenia człowiek musi się przygotować. Musi się oczyścić. Oczyścić z brudów codzienności. Człowiek powinien się oczyścić z brudów swojego zwykłego ludzkiego postępowania. Ze złych myśli, ze złych słów, ze złych uczynków. Wszystko to są zbędne przyzwyczajenia, które tamują nam dostęp do łaski. A Boża łaska przynosi nam prawdę i dobro. Te rozważania prowadzą nas do wniosku, że ludzka natura nie działa w pełni dla naszego dobra. Natura działa raz dobrze, a raz źle. Natura jest jakby dialektyczna. Może lepiej należałoby powiedzieć, że to działania naturalne są dialektyczne, gdyż są oparte na dialektycznym myśleniu.

Myślenie posługuje się negacją. Gdy Parmenides myślał o bycie, przeciwstawiał go niebytowi jako negacji bytu. Gdy Platon myślał o duszy, przeciwstawiał ją ciału. Gdy Kartezjusz wymyślił cogito, przeciwstawił je cielesności pojmowanej pod pojęciem rozciągłości. Wszyscy oni postępowali według zasad logicznych, czyli według zasad myślenia.

Ale przecież rzeczywistość nie może istnieć na zasadzie negacji, jak chciał Hegel. Rzeczywistość po prostu jest – czyli istnieje. Nie ma negacji realności lub istnienia. Negację realności można tylko pomyśleć lub wymyślić. Trzeba więc zapytać, czy to nie wskazuje na fakt, że samo myślenie jest negacją. Przecież Kartezjusz odkrył myślenie, kiedy w wątpieniu zanegował rzeczywistość. Skąd się wzięła ta negacja rzeczywistości? Na pewno nie pochodzi ona od samej rzeczywistości. Poznanie rzeczywistości prowadzi zawsze do jej akceptacji, czyli do uznania jej realności. Poznanie powinno się kończyć akceptacją. Samo poznanie jako realny kontakt z bytem nie może prowadzić do negacji. Ono jest właśnie akceptacją. Skąd więc w naszym umyśle wzięła się negacja?

Czyżby negacja pochodziła z pierwotnego kłamstwa szatana? To szatan obdarzył człowieka kłamliwym słowem. A może pochodzi ona z poznania zła? Poznanie rzeczywistości jako poznanie jej prawdy i dobra skutkuje akceptacją i afirmacją. Ale poznanie zła może wywołać negację, gdyż samo zło jest brakiem lub pozbawieniem. Zło jest negacją. Pragnąc poznać zło człowiek musiał odrzucić dobro. Musiał zanegować dobro, żeby poznać albo raczej pomyśleć zło. Myślenie i negacja wzięły się z biblijnego poznania zła.

Samo myślenie jest poznaniem zła. Człowiek zaczął myśleć poznawszy zło. Zaczął myśleć zanegowawszy dobro i realność. Zaczął myśleć pomyślawszy zło. Myślenie zrodziło się jako negacja. Samo myślenie jest negacją realności. Jest negacją prawdy i dobra. Jest przede wszystkim negacją najwyższego dobra. Myślenie jest negacją Boga. Dlatego Boga nie da się pomyśleć. Ale można pomyśleć, że Bóg nie istnieje. Możemy w ten sposób zanegować istnienie Boga. I wtedy tryumfuje nasze myślenie, to znaczy, że tryumfuje szatan.

Nasze myślenie pochodzi od szatana. Nie możemy poddawać się myśleniu, ponieważ ono wyprowadzi nas na manowce. Jeżeli chcemy żyć realnie, czyli osobowo, to musimy się wystrzegać myślenia – wolnego myślenia. Zawsze mogę pomyśleć, że człowiek jest idiotą i powiedzieć to wprost każdemu z napotkanych ludzi. W ten sposób dokonuję negacji realności i godności człowieka. Okazuje się, że człowieka stać na taką negację człowieczeństwa. Co więcej, nasze myślenie potrafi być zabójcze. Przecież wszystkie zbrodnie przeciwko ludziom wzięły się z ludzkiego myślenia. Pod tym względem zarówno Stalin, jak i Hitler byli „wielkimi myślicielami”, ale wymyślali jedynie straszne zbrodnie. Jeśli zatem oprzemy politykę na samym myśleniu, to na pewno skończy się na zbrodniczych działaniach albo na rozpętaniu wojny. Dlatego w historii tak trudno było uniknąć wojny i rozlewu krwi. Nawet polityka społeczna może być oparta na złym myśleniu, np. działania proaborcyjne lub kontrola urodzeń.

Nasze życie społeczne powinniśmy budować na prawdzie i rozumieniu człowieka. Dlatego niezbędne jest w tym zakresie przyjęcie prawdy i pragnienie dobra. Nie ma innej drogi rozwoju społecznego niż uznanie prawdy, które zaowocuje zrozumieniem człowieka. Jednak to rozumienie musi być oparte na słowie prawdy, czyli na przyjętej przez nas prawdzie. Nie ma innej drogi dla zrozumienia człowieka. A bez tego rozumienia nie zdołamy zbudować życia społecznego. Życie społeczne nie może być jedynie wypadkową różnorodnych działań podejmowanych przez wszystkich ludzi – tak dobrych jak złych. Życie społeczne musi mieć określony kierunek i cel, ale tu nie chodzi tylko o kierunek rozwoju technologicznego lub ekonomicznego lub nawet kulturowego. Rozwojem życia społecznego powinna rządzić prawda o człowieku, czyli pełne rozumienie człowieka. Ani technika i technologia, ani ekonomia i gospodarka, ani nawet kultura nie dają nam pełnego rozumienia człowieka. To rozumienie możemy osiągnąć tylko dzięki przyjęciu słowa prawdy. Pomaga nam w tym personalizm filozoficzny (to powinien być personalizm metafizyczny) lub teologiczny (jako personalizm biblijny oparty na objawieniu Bożym). Bo tylko ujęcie personalistyczne ujmuje pełną prawdę o człowieku.

Człowiek jest osobą. Przede wszystkim jest osobą. Jest osobą w swoim osobowym istnieniu. A dopiero później staje się i przejawia jako dusza i ciało. Duchowość i cielesność są zatem przejawami osoby. Istnienie sprawia i urzeczywistnia możność istotową. Stworzone istnienie jest aktem, który zostaje ograniczony przez istotową możność. Istnienie wydarza się i wyraża na zewnątrz w postaci istoty. Ale jednocześnie stanowi realną przyczynę lub zasadę dla powstającej istoty. Istota w całej swojej duchowej i cielesnej treściowości nie może istnieć i działać bez fundamentu istnienia.

W swoim istnieniu człowiek jest osobą, natomiast w swej istocie jest duszą i ciałem. Nie można więc uważać ludzkiej duszy za ostateczny albo pierwszy fundament bytowości człowieka. A tym bardziej nie można uważać za to ciała. Tym, co w bycie pierwsze, jest istnienie, jak pokazał nam św. Tomasz. Tym, co pierwsze w człowieku, jest jego osoba jako podmiotowość istnienia. To właśnie osoba jest stwarzana bezpośrednio przez Boga, a nie dusza. Dlatego to osoba niesie ze sobą ontyczną doskonałość aktu. Dusza i ciało przyczynowane przez osobę, ale przy udziale zewnętrznych przyczyn wtórych, stają się już czymś ograniczonym i niedoskonałym. Dusza może być wypaczona, a ciało ułomne.

Ale jeśli naszą osobę otworzymy na łaskę Bożą, to wówczas akty osobowe będą w stanie udoskonalić duszę i ciało. Wtedy akty kontemplacji połączą nas z samą osobową prawdą i pozwolą rozumowi przyjąć tę prawdę. Natomiast akty sumienia połączą naszą duszę z realnym dobrem osób, a to zapewni naszej woli chcenie i czynienie dobra. Także akty upodobania połączą naszą duszę z realnym pięknem osób, co pozwoli naszej uczuciowości pożądać piękna związanego z życiem. Tak więc doskonała aktywność osoby uruchomiona przez łaskę Bożą jest w stanie udoskonalić działania naszej natury duchowo-cielesnej i podnieść ją do poziomu osobowej doskonałości. Dlatego mówimy, że łaska doskonali naturę.

Uwierz w siebie



Wiara w siebie jest najważniejszą akceptacją i afirmacją własnej osoby. To nie może być jedynie pozytywne myślenie o sobie samym. Bo samo myślenie niewiele zmienia i nic nie wnosi. Myślenie nie dotyczy i nie dotyka bowiem realności, stąd nasze myślenie o realności jest całkowicie dowolne. Realności dotyczy tylko wiara.

Wiara w siebie jest oparta na doświadczeniu osobowej realności człowieka. Wiara stanowi bowiem uznanie tego, co naprawdę realne. Dlatego właśnie wiara dotyczy naszej osoby, bo osoba jest samym centrum realności człowieka. Wiara w siebie nie powinna dotyczyć myślenia, ani własnych poglądów, gdyż ani myślenie, ani poglądy nie zasługują na uznanie i szacunek. Natomiast na szacunek zasługuje sama osoba człowieka, w tym przypadku własna osoba.

Wiara w siebie nie bierze się zatem z pozytywnego myślenia o sobie, bo to nic nie daje. Taka wiara musi być oparta na osobowym doświadczeniu własnej realności. Jest to doświadczenie aktywności osoby. Aktywności, która wypływa od osoby w postaci aktów kontemplacji, sumienia i upodobania. Ta osobowa aktywność ożywia naszą duchowość zaszczepiając we władzach duszy odpowiednie sprawności moralne – wiarę, miłość i nadzieję. Stąd właśnie pochodzi nasza wiara w siebie, czyli wiara we własną osobę.

Jeżeli brakuje nam osobowego doświadczenia, to nasza duchowość zamienia się w myślącą świadomość. Jednak świadomościowe życie, czyli przebywanie we własnej świadomości, nie pozwala nam na doświadczenie osoby. Trzeba wyjść poza świadomość. Pozostając w matni świadomości nie dotrzemy nigdy do własnej realności, lecz będziemy próbowali stworzyć sobie jakiś własny obraz lub wizerunek. Na tym najczęściej polegają artystyczne kreacje albo uczestnictwo w różnych subkulturach. Utożsamiamy się wtedy z jakimiś poznanymi i znanymi postawami i zachowaniami. Niestety stajemy się najczęściej karykaturą tych wzorców i idoli. Co ciekawe, tacy bezosobowi osobnicy traktują całkiem poważnie te przejawy naśladownictwa jako własną osobowość. I będą bronić tej swojej niby-osobowości za wszelką cenę, traktując uwagi o swoim wyglądzie jako zamach na własną tożsamość. Okazuje się, ze bardzo łatwo jest się wyrzec swojej osoby na rzecz naśladowczej osobowości.

Dla ateistów



Dla ateistów. O Bogu każdy może sobie pomyśleć, co tylko zechce. Zarówno niewierzący jak i wierzący. Tyle, że z tego nic nie wynika. To znaczy, z naszego myślenia o Bogu nie wynika ani wiara w Niego, ani niewiara. No może brak wiary łączy się jakoś z myśleniem. Wiara – ta realna lub prawdziwa, jak mówimy – jest bowiem skutkiem wewnętrznego doświadczenia kontemplacji prawdy. Ateiście zawsze brakuje doświadczenia kontemplacji, ponieważ on sprowadza wszystko do myślenia o Bogu. Łatwo jest pomyśleć, że Bóg nie istnieje, ale to nie zmienia rzeczywistości. Dlatego niewierzącym wydaje się, że chrześcijanie to są ludzie, którzy po prostu myślą o Bogu inaczej. Ale wierzący chrześcijanie to nie są ludzie myślący o Bogu, lecz wierzący w Niego. Ateista nie rozumie, ze to nie wiara stoi w sprzeczności z rozumem (czyli z umysłowym poznaniem), lecz że to myślenie przeczy wierze. Myślenie nie jest przecież poznaniem czegoś, a tym bardziej kogoś. Bo myśląc o Bogu (lub człowieku) wcale Go nie poznajemy, a tylko tworzymy sobie własne wyobrażenia i poglądy. Tak naprawdę nasze poglądy nie dotyczą realności Boga. Tylko wiara jest uznaniem (assensus) realności. Myślenie odrywa się od tego, co realne (mówimy o abstrakcyjnym myśleniu), ono wprost odcina się od realności, gdyż samo wzięło się z negacji wszystkiego, co realne. Myślenie pochodzi z zaprzeczenia tego, co istnieje. Dlatego ateiści opierając się na myśleniu (i to wyłącznie na myśleniu) nie uznają istnienia Boga.

Ponadto myślący ateista nie jest w stanie zrozumieć nawrócenia człowieka wierzącego. Dla niego bowiem wszelka zmiana poglądów lub postawy jest pojmowana w kategoriach zmiany myślenia. Nie rozumie więc, jak można zmienić myślenie o Bogu. I słusznie, bo tutaj nie chodzi o zmianę myślenia. Nawrócenie nie jest zmianą myślenia, ani zmianą poglądów. Nawrócenie jest wewnętrznym doświadczeniem sumienia i kontemplacji. Człowiek nagle dosłyszał głos sumienia, czyli wołanie osobowego dobra, albo nagle doświadczył słowa prawdy, i właśnie to ożywia jego wiarę i miłość. Człowiek nie nawraca się na inne poglądy (poglądy się tylko zmienia), człowiek nawraca się po prostu na realność. Nawraca się albo powraca do rzeczywistości. Powraca do prawdy i dobra, powraca do piękna, które wyraża się w upodobaniu życia. To jest nawrócenie, a nie jakaś zmiana poglądów czy myślenia. Tylko politycy nieustannie zmieniają poglądy, żeby nawrócić się – o przepraszam – żeby powrócić do władzy.

Współczesne spojrzenie na człowieka


        fot. massada