25.04.2014

Z okazji kanonizacji




Z okazji kanonizacja

Jana Pawła II

Personalizm społeczny /1



Dla uporządkowania życia społecznego konieczne jest zrozumienie rzeczywistości. Przede wszystkim chodzi o rozumienie człowieczeństwa. Do tego potrzebna jest nam filozofia, ale filozofia w klasycznej wersji, która poszukiwała zasad (archai), jakie rządzą realnością. Bez wskazania i wyjaśnienia tych zasad i przyczyn nie zrozumiemy człowieka. A bez takiego rozumienia nie będziemy wiedzieli, dokąd zmierza nasze człowieczeństwo. Jest to oczywiście najtrudniejsza droga poznania samego siebie, lecz bez podjęcia tego trudu możemy zbyt łatwo popadać w dowolne interpretacje. Tworzymy wówczas idealne postulaty, które tak naprawdę nie przystają do rzeczywistości. Na tej zasadzie w toku historii powstawały różne utopie społeczne.

Czy można takie utopijne pomysły przełożyć na rzeczywistość (na faktyczne wydarzenia). W historii współczesnej mieliśmy do czynienia z realizacją utopii komunistycznej, która była oparta na hasłach równości i sprawiedliwości społecznej. Każdy człowiek rodzi się równy i wolny. Deklaracja Praw Człowieka powiada: Wszyscy ludzie rodzą się równi i wolni. Jednak tak naprawdę nie wiadomo, czym ma być owa równość oraz owa wolność, ponieważ nie są to żadne zasady realności człowieka, lecz właśnie utopijne postulaty, czyli po prostu idealistyczne pomysły. Nie ma bowiem możliwości zbadania lub zmierzenia tej równości i wolności w momencie narodzin człowieka. Możemy co najwyżej sformułować takie teoretyczne założenie.

Człowiek jest po prostu człowiekiem. Mamy więc w przypadku człowieka tożsamość ludzkiej natury. Każdy z nas posiada taką samą naturę, czyli realne człowieczeństwo. Właśnie w zakresie natury chodzi o ontyczne występowanie tych samych zasad współtworzących realny byt człowieka. Czy jednak na tej podstawie można orzekać równość lub wolność, jest to raczej wątpliwa sprawa. Równość wymaga już pewnego ujednolicenia, które w przypadku człowieka jest nieosiągalne, gdyż każdy człowiek jest niepowtarzalną osobą i osobowością. Nie da się zrównać albo wyrównać wszystkich ludzi, gdyż sprowadzałoby się to do totalnego spłaszczenia naszego człowieczeństwa. Teorię równości człowieka można uzasadnić jedynie na poziomie naszej zwierzęcej natury.

Dlatego proponujemy, żeby wyjść od stwierdzenia, że każdy człowiek rodzi się osobą. Pojęcie osoby określa bowiem podmiotową realność człowieka. Każdy człowiek rodzi się jako osoba. I swoje życie człowiek powinien przeżywać jako osoba. Dlatego należy poznać i zrozumieć (aby móc to wyjaśnić i przekazać innym), kim jest osoba, jakie zadania przed nią stoją, czyli jaki jest sens i cel osobowego życia człowieka, a wreszcie trzeba pokazać, jak mają wyglądać wzajemne odniesienia osób do siebie oraz relacje pomiędzy osobami a wspólnotą osobową, czy w dalszej perspektywie także pomiędzy osobami i wspólnotami a tzw. społeczeństwem lub też organizacją państwa. W tym wypadku możemy już mówić o pewnego rodzaju personalizmie społecznym.

Co ciekawe osoba ludzka była traktowana już dawniej jako podmiotowość prawna. Przecież to osobie człowieka przyznajemy cześć i godność, które są chronione prawnie. Dlatego wydaje się, że należałoby raczej mówić o prawach osoby, a nie tylko o prawach człowieka. Deklaracja przyznaje na przykład człowiekowi prawo do życia, lecz jak uzasadnić to prawo na podstawie naturalistycznej koncepcji człowieka, tego nie wyjaśniono. Jeżeli natomiast potraktujemy człowieka jako osobę, to wówczas to prawo do życia od razu uzyskuje personalistyczne uzasadnienie. Człowiek ma prawo do życia, dlatego że jest osobą. Dalej wynika z tego prawo do narodzin. Skoro bowiem człowiek rodzi się jako osoba, to oznacza, że jest osobą od momentu poczęcia. A zatem człowiek (jako osoba) ma prawo do narodzin, i co więcej, ma prawo do narodzin w osobowej wspólnocie, czyli po prostu w rodzinie. Nie wolno pozbawiać człowieka możliwości narodzin w rodzinie (a dalej także wychowania).

Rodzina stanowi pierwsze i zasadnicze środowisko człowieka. Rodzina jest wspólnotą osobową powstającą na skutek związku małżeńskiego kobiety i mężczyzny. Kobieta i mężczyzna stanowią pełnoprawne osoby, które dzięki naturalnej kompatybilności, czyli dopełnianiu się na poziomie cielesności i duchowości, są powołane do tworzenia wspólnoty osobowej. Osoby kobiety i mężczyzny tworzą wspólnotę małżeńską na zasadzie duchowej i cielesnej łączności poprzez akty wiary, miłości i nadziei. Możemy dodać, że wszystkie religie traktują związek małżeński jako więź uświęconą poprzez duchowy wpływ Boga lub bóstwa. W tych religijnych rytuałach widoczne jest podkreślenie szczególnej godności osób wstępujących w związek małżeński. Filozofia może jedynie zaznaczyć, że człowiek rodzi się, wzrasta i żyje właśnie w rodzinie, która stanowi niezbędne środowisko wychowawcze dla człowieka. Tak naprawdę tylko w rodzinie człowiek żyje i rozwija się jako osoba. Człowiek może działać w różnych instytucjach i organizacjach, lecz nigdy nie powiemy, że człowiek żyje i rozwija się w jakiejś instytucji. Żadne instytucje społeczne, nawet te najlepiej działające, nie zapewnią człowiekowi osobowego rozwoju, czyli wychowania.

Personalizm społeczny /2



Człowiek jest osobą. Osoba ludzka posiada godność. Godność przypisywana człowiekowi oznacza transcendentny charakter osoby. Godność jest szczególnym statusem ontycznym wykraczającym poza kategorie naturalne. Godność osoby opiera się bowiem na własnościach transcendentalnych istnienia, czyli na prawdzie, dobru i pięknie. Jak pokazał Gogacz, są to własności osobowe, które cechują osobową podmiotowość istnienia oraz stanowią źródło aktywności osoby ludzkiej.

Osobowa godność człowieka wskazuje nam, że człowieka należy traktować jako kogoś transcendentnego wobec całego porządku naturalnego. Nie można zatem sprowadzać człowieka do świata przyrody. Osoba ludzka może pochodzić jedynie od transcendentnej przyczyny. Za taką przyczynę uznaje się powszechnie Boga. Dlatego wielkie religie utrzymują, że człowiek stanowi realność stwarzaną bezpośrednio przez Boga.

Otóż prawa lub uprawnienia przysługujące człowiekowi należy wyprowadzać z osobowej godności. Skoro godność człowieka tworzą własności prawdy, dobra i piękna, to człowiekowi należą się przede wszystkim te działania, które dotyczą tych własności osobowych. Mamy więc tutaj słowo prawdy, które stanowi podstawę wiary. Dalej mamy czyn dobra, który jest aktem miłości i stanowi podstawę miłości osobowej względem człowieka. A wreszcie mamy także przeżycie piękna, które staje się podstawą nadziei. Odwołując się w tym miejscu do ustaleń ks. Stycznia możemy powiedzieć, że godność osoby wyznacza moralną powinność człowieka względem drugiego człowieka. To pokazuje nam, że człowiek działa moralnie wobec innych ludzi ze względu na ich osobistą godność. Wojtyła przedstawił ten problem w postaci swojej normy personalistycznej. Osoba jest dla niego takim dobrem, któremu należy się miłość. Właściwym odniesieniem się do człowieka jest więc miłość. Widzimy wiec, że ludzka miłość dotyczy właśnie osoby, a nie tylko duchowości bądź cielesności człowieka.

Trzeba stwierdzić, że personalistyczna moralność, która w kulturze funkcjonowała jako moralność chrześcijańska, wyrasta na gruncie rozumienia człowieka jako osoby. Natomiast etyka naturalna ukształtowana w Grecji przez racjonalną filozofię lub późniejsza etyka naturalistyczna ukształtowana przez filozofię empiryczną szły za poznaniem człowieka jako natury duchowej i cielesnej. Grecy sformułowali dzięki temu teorię czterech cnót kardynalnych, które miały tworzyć doskonałość moralną naszych władz duchowych. Dopiero chrześcijaństwo wprowadziło nową wizję cnót teologicznych, które dzisiaj możemy nazwać cnotami personalistycznymi. W tej nowej propozycji wiara zastąpiła roztropność, miłość zastąpiła sprawiedliwość, zaś nadzieja zastąpiła męstwo. Umiarkowanie pozostało nadal w formie ascezy, czyli przygotowania do życia duchowego.

Już z tego zestawienia widać, że moralność personalistyczna przenosi nas na wyższy poziom. Ale życie społeczne rozgrywa się na poziomie ludzkiej natury, czyli na poziomie duszy (kultura) i ciała (warunki materialne). To pokazuje, że człowiek nie angażuje w codziennym życiu swojej osoby. Na co dzień człowiek działa dzięki naturze i poprzez nią. Inaczej mówiąc, spełniamy wtedy działania naturalne. Dlatego Grecy uznali, że do takiej działalności wystarczają nam zdolności naturalne. Nasz umysł potrzebuje więc wiedzy. Potrzebuje wiedzy teoretycznej (nauki) oraz wiedzy praktycznej (właśnie roztropności). Nasze pragnienia i nasza wola wymagają sprawiedliwości. Sprawiedliwość była traktowana jako wyznacznik prawa ustanowionego dla zapewnienia porządku społecznego. To oznaczało, że w swoich działaniach członkowie społeczeństwa (wówczas państwa) winni się kierować prawem i sprawiedliwością. A w działaniach już typowo cielesnych  (czyli należących do cielesnej sfery naszej natury) powinniśmy wykazywać umiarkowanie i męstwo. Umiarkowanie w życiu codziennym, zaś w sytuacjach szczególnych (np. na wojnie lub w zagrożeniu) męstwo.

Chrześcijaństwo ze swoją personalistyczną etyką wskazywało natomiast na transcendentny charakter norm moralnych, skoro człowiek jest osobą. Podpowiadało nam, że człowiek w swej osobowej realności przekracza porządek naturalny i stać go na osiągnięcie pełnej doskonałości w postaci świętości, mówiąc językiem teologicznym. Wypada więc zapytać, jak ten ideał osobowej doskonałości (świętości) ma się do życia społecznego w całej jego rozciągłości? Wydaje się, że ideał świętości przemieniał życie poszczególnych ludzi, lecz nie zdołał zmienić ogólnego charakteru życia społecznego (właśc. politycznego). A nawet wprost przeciwnie. Okazało się bowiem, że wpływ życia politycznego na działalność Kościoła był dominujący. Świadczą o tym chociażby wojny religijne oraz zwalczanie heretyków.

Dlaczego personalistyczna moralność chrześcijaństwa nie zdołała uświęcić albo przynajmniej jakoś naprawić życia społecznego i politycznego? Czy tutaj czegoś zabrakło? Przecież Kościół od początku prowadził misję edukacyjną i wychowawczą. Co więcej, ta misja trwa już od dwóch tysięcy lat. Dlaczego nie było pozytywnych rezultatów? Czyżby ludzka natura była tak oporna, a może zabrakło siły sprawczej? Ale Kościół dysponuje nadzwyczajnymi środkami w postaci łaski sakramentalnej. Na tym świecie nie ma już większej mocy i siły sprawczej. Dlaczego więc nie udaje się przekonać ludzi i nawrócić ich na życie osobowe? Może nasz egoizm jest jeszcze silniejszy? Jeśli wszystko zależy od naszego wyboru, to dlaczego wybieramy raczej zło (mniejsze zło) niż dobro? Nie możemy się tłumaczyć, że nie znamy dobra (pełnego dobra), ponieważ Kościół jasno ukazuje nam zbawienie jako spełnienie dobra. Dlaczego więc człowiek pragnie stworzyć szczęście sam dla siebie? Człowiek uwierzył, że dzięki własnemu myśleniu potrafi zbawić świat i samego siebie. Lecz czy wymyślił to sam, czy też ktoś mu to podpowiedział? I dlaczego tak uparcie dąży do tego? Czyżby była to zwykła ludzka pycha, to nieprzeparte pragnienie wolności, nawet gdy jest ona pozorna? Takie dziecięce podejście do sprawy: – Ja sam, ja sam… Otóż działając samemu, jak mówimy: na własną rękę, człowiek potrafi wszystko zepsuć, chociaż wydaje mu się, że buduje nowy wspaniały świat. Wszystko polega na tym, że myśląc człowiek zapomina o swojej realności i zaczyna wymyślać dla siebie wciąż nowe możliwości, wierząc, że osiągnie upragnione szczęście. Ale możliwości nie mogą nam dać szczęścia i doskonałości, bo są tylko możliwościami a nie realnością. A człowiek nadal goni uparcie za możliwościami.

Personalizm społeczny /3



Z tego, co powiedzieliśmy do tej pory, wynika, że człowiekowi żyjącemu w sposób naturalny obce jest życie osobowe. Dlatego człowiek działający w społeczeństwie według swej natury nie jest w stanie odkryć swojej osobowej tożsamości. Trzeba stwierdzić, że to dokonało się w sposób nadprzyrodzony dzięki wcieleniu Syna Bożego. Bez tego historycznego wydarzenia człowiek nie zdołałby zrozumieć siebie samego.

Jak to możliwe, żeby pozostając cały czas osobą wyposażoną w szczególną godność nie zdawać sobie z tego sprawę? Skąd wzięło się u ludzi takie zaciemnienie umysłu? Wydaje się, że pierworodny upadek człowieka był naprawdę głęboki. Dlatego potrzeba było Boskiego oświecenia, żeby człowiek zdołał zrozumieć własne człowieczeństwo, czyli swoją realną podmiotowość.

Przez cały czas do momentu pojawienia się chrześcijaństwa ludzki umysł pozostawał w mrokach niewiedzy lub braku rozumienia, gdyż nie stać go było na prawdziwy akt wiary. Człowiek nie wierzył w Osobowego Boga. Nie wierzył ani w Osobę Boga, ani w realność własnej osoby. Wierzył jedynie w mitologiczne opowieści, które przekazywały jakieś dziwne informacje o początkach ludzkości. Czyżby człowiek bał się zapytać o własny początek. Przecież pierwsze filozoficzne pytanie dotyczyło początku świata przyrodniczego. Właściwie Grecy nie postawili wyraźnie problemu pochodzenia człowieka. Koncepcje pochodzenia ludzkiej duszy nie były sformułowane w sposób czysto filozoficzny (czyli jako pytanie metafizyczne). Wszystko to razem pokazuje, że tak naprawdę człowiek nie znał samego siebie, chociaż pragnienie takiego poznania było celem filozofii (poszukiwanie mądrości) od czasów Sokratesa.

Dopiero chrześcijaństwa przyniosło ludziom zrozumienie własnego człowieczeństwa. Stało się też oczywiste, że konieczna do tego jest wiara. Wiara jako nowa osobowa aktywność umysłu. To była oczywiście wiara religijna dotycząca Boga i Jego objawienia (Dobrej Nowiny). I na początku nie zdawano sobie z pewnością sprawy, że właśnie wiara odkrywa przed człowiekiem rozumienie jego samego jako osoby. Można postawić tezę, że bez objawienia się Osobowego Boga w Chrystusie nie mielibyśmy rozumienia człowieka jako osoby. Ludzkie życia przebiegałoby cały czas na poziomie natury. Dzięki swoim rozważaniom człowiek dysponowałby środkami zaradczymi w postaci teorii etycznych i politycznych, żeby nie doprowadzić do dramatu ludzkości. Inaczej życie społeczne ludzi byłoby pełne tragedii i niepewności. To byłoby życie beznadziejne (bez nadziei na lepszą przyszłość).

Nadzieję ludziom przyniosło chrześcijaństwo ze swoim przesłaniem o zbawieniu. Zrozumiano, że Bóg kocha ludzi i pragnie ich zbawić, że już ich zbawił w Osobie Chrystusa. Można sądzić, że był to potężny zastrzyk społecznego optymizmu, który mógł być wykorzystany do stworzenia nowego społeczeństwa. Czy tak się jednak stało? Augustyn przedstawił w swoim dziele wizję państwa Bożego (civitas Dei). Był to impuls dla przyszłych władców do budowania doskonałego państwa. Dlaczego jednak to się nie udało i nadal się nie udaje? Czy ludziom brakuje prawdziwej wiary? Czy może brakuje im osobowej miłości albo po prostu nadziei na lepsze jutro? Niestety również działalność samego Kościoła (np. rozłamy religijne) pokazuje, że człowiekowi nie jest łatwo działać całkowicie osobowo i bezinteresownie. Mamy oczywiście indywidualne przykłady Świętych, ale jakoś nie udało się uświęcić życia społecznego. Coś tu jednak przeszkadza.

Działania osobowe cechuje bezinteresowność. Wydaje się jednak, że życia społecznego (i politycznego) nie da się oprzeć na bezinteresownym działaniu. Życie codzienne człowieka wymagało zawsze i nadal wymaga zapewnienia materialnych środków do przetrwania. Człowiek potrzebuje koniecznie pożywienia, ubrania oraz mieszkania. A to wszystko są rzeczy, których nie można zdobyć lub pozyskać w sposób bezinteresowny. Konieczna jest w tym wypadku praca i zagospodarowanie zasobów naturalnych przyrody. Ludzka praca nie jest działaniem bezinteresownym. Ona kieruje się jasno określonym interesem, czyli pozyskiwaniem środków potrzebnych do życia.

Można więc uznać, że ta trudna i pracowita praktyka dnia powszedniego stoi w opozycji do bezinteresowności działań osobowych. Człowiek jest bowiem nie tylko uduchowioną osobą. Człowiek jest także osobą wcieloną, dlatego musi zadbać o swoją cielesność. Jeżeli troszczymy się o naszą cielesność, to nie możemy podejmować jednocześnie działań duchowych. Okazuje się, że w wymiarze społecznym (czyli tak przeciętnie) górę bierze działalność życiowo praktyczna. Natomiast działalność duchową i religijną podejmuje jedynie niewielka część ludzi. Dlatego społeczna działalność człowieka jest nastawiona na przetrwanie i rozwój cywilizacyjny społeczeństwa (państwa). Być może prawdą jest przypuszczenie, że gdyby wszyscy ludzie zaczęli działać w sposób bezinteresowny, to ludzkość byłaby skazana na wyginięcie lub całkowity zastój. Dlatego nierealne jest stworzenie przez człowieka raju na ziemi. Możliwość życia rajskiego została utracona raz na zawsze i żadne utopijne pomysły nam tego nie przywrócą. Zbawienie mamy obiecane w niebie a nie na ziemi.

Personalizm społeczny /4



Czy zatem człowiek nie może działać osobowo? Albo czy po prostu nie ma gdzie działać osobowo? Człowiek może i powinien działać osobowo, ale trzeba mieć świadomość, że takie działania są podejmowane na gruncie wspólnoty osobowej. Trzeba też wiedzieć, że żadne instytucje i organizacje społeczne nie tworzą czegoś takiego w rodzaju wspólnoty osobowej. Są to wszystko jedynie uporządkowane zespoły organizacyjne powołane do wykonywania określonych zadań. Życie społeczne i polityczne kieruje się bowiem ustaleniami prawnymi (przepisami, ustawami i uchwałami, statutami, kodeksami, itp.). Tam nie ma miejsca na bezinteresowne działania osobowe.

A przecież człowiek jest osobą i powinien działać jak osoba. Gdzie zatem jest miejsce na działania osobowe? Otóż w życiu człowieka występują dwa kręgi wspólnotowe. Pierwszym i zarazem najbliższym kręgiem jest rodzina, drugim zaś nieco dalszym jest wspólnota religijna (czyli Kościół). Ze swoją pierwszą wspólnotą, czyli rodziną, człowiek spotyka się już w momencie narodzin. Można powiedzieć, że każdy człowiek rodzi się w rodzinie, lecz dzisiaj nie jest to już takie oczywiste. Człowiek przychodzi na świat w rodzinie. W rodzinie wzrasta i dojrzewa (osiąga dojrzałość). W rodzinie człowiek żyje (czyli przeżywa życie) i starzeje się.

W naukach społecznych traktuje się rodzinę zazwyczaj jako instytucję życia społecznego. Ale to nie jest do końca prawdą. Swego czasu ukuto nawet slogan, że rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa (pojmowanego jako organizm). Otóż na podstawie pionierskiej pracy Instytutu Studiów nad Rodziną wiadomo już, że rodzina jest przede wszystkim wspólnotą osób. Można zapytać, czym różni się wspólnota osobowa od zwykłej instytucji publicznej czy społecznej? Wspólnotę osobową tworzą realne osoby powiązane ze sobą na mocy relacji osobowych. Te relacje łączą bezpośrednio osoby stanowiące podmiotowość istnienia. Już Wojtyła pisał, że osoba jest podmiotem istnienia i działania. Wspólnotę osobową stanowią więc osoby połączone relacjami przebiegającymi na poziomie istnienia, które to relacje zostają potwierdzone poprzez działania osobowe dokonywane z kolei na poziomie natury będącej w człowieku podmiotowością działania.

Relacje osobowe znakomicie opisał Gogacz. Są to relacje zakotwiczone we własnościach transcendentalnych charakteryzujących osobowe istnienie człowieka. Ludzki byt według Gogacza, który jest wierny Tomaszowi z Akwinu, składa się z aktu istnienia oraz istotowej możności. Ten akt istnienia jest wyposażony we własności prawdy, dobra i piękna (które kiedyś przypisywano ogólnie całemu bytowi). Gogacz twierdzi, że te własności przysługują właśnie osobowemu istnieniu człowieka. Poprzez te własności osoby łączą się ze sobą uobecniając się dla siebie wzajemnie. Dotyczy to zarówno naszej łączności z osobami w rodzinie, jak też łączności z Osobowym Bogiem. Na tej zasadzie powstaje wspólnota rodzinna, którą Wojtyła nazwał communio personarum. Powstaje ona dzięki zawarciu sakramentalnego małżeństwa i dlatego jest powołana do nadprzyrodzonej służby człowiekowi. Powszechnie uważa się, że rodzina jest powołana do zrodzenia oraz wychowania dzieci. Ale musimy pamiętać, że w rodzinie rodzi się nowa osoba, a nie tylko rozumne zwierzę. Dlatego mówimy o rodzinie, że jest pierwszym i najważniejszym środowiskiem człowieka – człowieka jako osoby. Stanowi bowiem krąg osobowy, w którym osoba ludzka przychodzi na świat, a dalej wzrasta i rozwija się dzięki wychowaniu, i na koniec osiąga pełną dojrzałość i spełnienie.

Wspólnota osobowa nie jest jakąś instytucją lub organizacją społeczną. Ona powstaje dzięki wierze, miłości i nadziei, które najpierw stanowią relacje osobowe, żeby następnie przekształcić się w sprawności i cnoty naszych władz duchowych. Ta relacyjna łączność sprawiana przez Boga decyduje o nierozerwalnym charakterze wspólnoty rodzinnej. Jest to łączność i związek na poziomie egzystencjalnym, a to już znaczy, że wykracza poza ludzkie poznanie i ludzkie wybory. Gogacz podkreśla, że nawiązane relacje osobowe wyprzedzają naszą działalność w sferze natury. Relacje osobowe przebiegają bowiem na poziomie istnienia, zaś nasze działania są podejmowane przez władze duchowe, które funkcjonują na poziomie istotowym (na poziomie ludzkiej natury).

Życie człowieka dokonuje się i wypełnia w osobowej wspólnocie. Przede wszystkim we wspólnocie rodzinnej, ale również we wspólnocie religijnej, jaką jest Kościół powołany do istnienia i działania przez samego Boga (Syna Bożego). Wspólnota kościelna zapewnia łączność poszczególnych osób (i całych rodzin) z Osobami Boskimi. To dzięki temu możemy czerpać realną siłę sprawczą, którą teologia nazywa łaską Bożą. Kościół naucza, że łaska Boża jest do zbawienia konieczna.

Otóż w przypadku wspólnoty osobowej (rodziny i Kościoła) mamy do czynienia ze szczególną formą łączności, która przebiega na poziomie egzystencjalnym. Nawiązywanie takich więzi przysługuje tylko podmiotom osobowym i nie mogą one występować na poziomie naturalnym (esencjalnym), czyli np. nie występują w ożywionej przyrodzie. Jeżeli człowiek w swoim życiu będzie działał jedynie na poziomie naturalnym, to nigdy nie doświadczy tego, co osobowe. A skoro człowieka nie stać na nawiązanie relacji osobowych, to nie będzie on zdolny stworzyć prawdziwej wspólnoty. W takim przypadku pozostaje mu jedynie realizacja działań i organizacji instytucjonalnych wyznaczonych przez ustawowe prawo. W takiej społecznej działalności ludzie podejmują próby odwołania się do prawa naturalnego. Lecz gdy zastanowimy się nad prawami człowieka zawartymi w Deklaracji ONZ, to okaże się tak naprawdę mają one charakter prawa stanowionego, ponieważ odwołują się do takich wartości jak równość i wolność, które nie są zasadami realnego człowieczeństwa osobowego. Czymś naprawdę realnym w człowieku jest jego osoba. Otóż osobie przysługują i charakteryzują ją własności prawdy, dobra i piękna. I to na nich opierają się relacje osobowe wiary, miłości i nadziei. Wiara jest relacją łączącą własności prawdy zawarte w dwóch osobach. Miłość łączy i wiąże własności dobra przysługujące dwóm osobom, zaś nadzieja to relacja nawiązywana pomiędzy własnościami piękna, jakie cechują osoby ludzkie. Dlatego właśnie Wojtyła traktował miłość jako normę personalistyczną, gdyż porządek moralny oraz prawny musi być ufundowany na czymś naprawdę realnym. Do tej osobowej miłości należy dodać więc wiarę i nadzieję, a wówczas będziemy mieli pełną podstawę i przyczynę osobowego działania człowieka.

Musimy jednocześnie pamiętać, że działania osobowe są przeprowadzane we wspólnocie osobowej, gdyż dotyczą one najbliższych nam osób. Zatem z działaniami osobowymi mamy do czynienia właśnie w rodzinie. To tam panuje wiara, nadzieja i miłość, a z nich największa jest miłość, jak czytamy u św. Pawła. Osobowa miłość dotyczy bezpośrednio osoby człowieka albo Boga. To znaczy, że kochać możemy człowieka jako osobę. Natomiast wszystkie inne przejawy miłości są tylko pozorne i stanowią jakąś pomyłkę. Nie można kochać szybkich samochodów lub modnych strojów. Tego dotyczy ludzkie pożądanie. Pożądanie i namiętność nie są wyrazami prawdziwej miłości. Bzdurą jest również chęć przenoszenia osobowej miłości na całą ludzkość. Kochamy zawsze konkretną osobę a nie abstrakcyjną ludzkość, jak chciał Comte. Dlatego nie da się na miłości zbudować jakiegoś zorganizowanego życia społecznego (np. komunizmu). Miłość jest fundamentem dla powstania wspólnoty osobowej, jaką jest rodzina. Toteż z miłości powstaje rodzina, ale nie organizacje społeczne.

Życie społeczne (i polityczne) ma źródło i początek w naturalnych działaniach człowieka. Filozofia grecka starała się poddać te działania racjonalnej kontroli. Postawiono na roztropność i sprawiedliwość dodając do tego umiar i męstwo. Wszystko to razem oznaczało jakąś ludzką mądrość, która, jak zdawano sobie sprawę, jest potrzebna w życiu społecznym. Grecy wiedzieli, że o życiu politycznym decyduje prawo będące dziełem ludzkiego rozumu. Roztropność i sprawiedliwość miały czuwać nad słusznością prawa. Wielcy prawodawcy działali jeszcze przed wielkimi filozofami. Można więc przyjąć, że dokonano refleksji nad prawem funkcjonującym w życiu politycznym. Była to zatem refleksja nad naturalnym działaniem człowieka. Człowiek prawy moralnie, ale także politycznie, powinien działać roztropnie i sprawiedliwie, a dzięki temu zdobywał uznanie w państwie greckim. Dlatego możemy stwierdzić, że w starożytności instytucje społeczne i polityczne budowano na roztropnym i sprawiedliwym prawie. Toteż już wtedy mogły powstawać instytucje demokratyczne.

Dlaczego jednak te demokratyczne ustroje nie przetrwały zbyt długo? Co spowodowało, że zawieszono swobody demokratyczne? Co zatem okazało się silniejsze niż pragnienie słuszności prawa? Czy było to pragnienie władzy i panowania? Platon zaproponował, żeby rządzili filozofowie, albo starał się z władcy uczynić filozofa. Ta idea oświeconego władcy powracała jeszcze wielokrotnie. A mimo to nie udawało się stworzyć doskonałego państwa. Wydaje się, że filozoficzne postulaty na niewiele się tutaj zdają. Czyżby życie społeczne kierowało się jeszcze czymś innym?

Otóż wydaje się, że w tworzeniu polityki najważniejszą rzeczą jest myślenie polityków. Tego myślenia nie da się ująć w karby filozofii, jak chciał Platon. Ludzkie myślenie posiada nieograniczone możliwości, ale właśnie z tego powodu jest narażone na wszelkie błędy. Ponadto myślenie nie chce się podporządkować żadnym zasadom, gdyż uważa, że samo jest dostateczną zasadą postępowania. Myśleniu brakuje jednak poczucia realności, gdyż nie stanowi ono poznania rzeczywistości. Dlatego myślenie bardzo łatwo wykracza poza zasady moralne oparte na realności. Tylko myślenie potrafi uzasadnić polityczną przemoc i terror. Ono dąży do panowania nad człowiekiem, dlatego skłania się do zdobycia władzy oraz utrzymania jej za wszelką cenę. Takie myślenie przedstawił nam Machiavelli. Widzimy więc, że myślenie jest w stanie zniszczyć słuszność prawa oraz zaprowadzić bezprawie.

Myślenie jest całkiem egoistyczne, dlatego potrafi rozbić wszelkie próby współpracy i współdziałania. Tylko myślenie jest zdolne oderwać człowieka od spraw praktycznych, żeby wywyższyć go w chwale samouwielbienia. Ono popycha człowieka do megalomanii. Myślenie ukazuje nam przeróżne sposoby działania, lecz samo nie rozróżnia, które z nich są dobre a które złe. Dla myślącego człowieka wszystko, co jest w stanie pomyśleć albo już pomyślał, jest dobre czy raczej cenne lub wartościowe. A najbardziej wartościowe wydaje mu się to, że sam coś wymyślił.

Dlatego myślenie zamiast doskonalić życie społeczne, pcha je często w ślepą uliczkę dyktatury lub terroru. Nic tak nie pobudza chęci panowania jak megalomańskie myślenie. Ono umie znakomicie posługiwać się intrygami i pomówieniami. Zna wszystkie kłamstwa i oszustwa. Przeto myślenie jest zabójcze dla społecznego działania i współpracy. Myślenie potrafi zabić, czego doświadczył Sokrates. Jego proces opisany przez Platona jest znakomitym przykładem, do czego może doprowadzić zawistne myślenie. W polityce mamy zbyt wiele takiego zawistnego myślenia. Wystarczy posłuchać naszych polityków.

Myślenie nie jest w człowieku czymś osobowym. Myślenie jest wypaczeniem tego, co osobowe. Jest wypaczeniem słowa, czyli logosu.