4.12.2013

Dawni filozofowie


Grecy zaczęli filozofować



Wiadomo, że to Grecy zaczęli filozofować. To oznaczało, że podjęli wysiłek dostosowania naszego myślenia do rzeczywistości. Oni chcieli zrozumieć rzeczywistość, może nawet nie do końca zdając sobie sprawę, jakie to jest trudne. Najtrudniejsze okazało się wyrażenie zdobywanego poznania w mowie czy języku.



Tales otworzył wrota wiedzy filozoficznej, gdy poszukując rozumienia rzeczywistości zapytał, co było na początku lub co było początkiem. Ale jak nam przekazano, dopiero jego następca posłużył się odpowiednim pojęciem (mianowicie pojęciem arche). Jońscy przyrodnicy badali przyrodę (fizis), a jednocześnie jako filozofowie doszli do wniosku, że pojęcie fizis może dotyczyć natury rzeczywistości albo nawet natury poszczególnych rzeczy. Widzimy więc, że wraz z rozwojem filozofowania rodzi się filozoficzny język, którym będą się posługiwały następne pokolenia aż po dzień dzisiejszy.



Kolejnym ważnym etapem na tej drodze było sformułowanie pojęcia bytu, które już bezpośrednio określało rzeczywistość (coś realnego). Parmenides stwierdził, że byt jest a niebytu nie ma. Byt oznaczał to, co realne, zaś niebyt został mu przeciwstawiony na zasadzie logicznej negacji. Okazało się jednak, że czysto logiczne podejście do sprawy spowodowało absolutyzację obu pojęć. Oba pojęcia nabrały charakteru czegoś bezwzględnego. Stąd rzeczywistość stała się wszechogarniającym bytem monistycznym. Taki byt należało uznać za wieczny i niezmienny, niepodzielny i trwały, bez początku i końca, czyli ostatecznie bez przyczyny. Konsekwentnie należało uznać go za Byt Boski lub po prostu za Boga. Właśnie takie wnioski z zastosowania logiki wyciągnął później Spinoza, co doprowadziło go do panteizmu. W obu tych przykładach nasze logiczne myślenie zwyciężyło nad realnością, co spowodowało zagubienie rozumienia rzeczywistości. Podsumowując powiemy, że to myślenie stworzyło monistyczną koncepcję rzeczywistości.



Następnym etapem filozofowania była próba połączenia pojęcia bytu i niebytu, co oczywiście dało koncepcję dualizmu. Trzeba jednak zaznaczyć, że w prezentowanych pomysłach dualizmu nie stosowano bezpośrednio pojęć bytu i niebytu, lecz na ogół taki właśnie sens nadawano obu dualistycznym pojęciom. Tak było z duszą i ciałem. Gdy Platon stwierdza, że człowiek składa się z duszy i ciała, to można rozpoznać, że owym składnikom nadaje cechy bytu i niebytu. Dusza pochodzi bowiem ze świata idei, który oznaczał prawdziwą realność, natomiast ciało stawało się więzieniem dla duszy przybierając w ten sposób rolę niebytu. Platon oczywiście dostrzegał tę trudność, dlatego w dialogu Sofista podejmuje próbę wyjścia poza ten dylemat. Byt zostaje tam przeciwstawiony wielości względnych niebytów (wielości jakichś niepełnych bytów). Okazuje się, że Platon posłużył się tutaj gramatyką jako normą języka i mowy, a nie logiką jak Parmenides. Przecież w języku swobodnie mówimy o czymś, czego nie ma, w sposób przedmiotowy. Dzięki sofistom dostrzeżono, że język jest na tyle giętki i rozciągły, że potrafi wypowiadać się na temat bytu i niebytu. Łatwo zauważyć, że gramatyczne wypowiedzi tracą już niekiedy sens logiczny, ale niosą ze sobą jakiś sens poznawczy. Na przykład pojęcia dobra i zła były i są nadal bardzo chętnie stosowane w sposób dualistyczny. Jak poucza nas Augustyn, szkoła manichejska przedstawiała dobro i zło jako faktyczne elementy, czy nawet zasady, rzeczywistości. Można powiedzieć, że dla nich były to elementy współistotne. Na koniec tego wywodu należy stwierdzić, że nasze myślenie dość łatwo popada w dualizm.



Platon wskazywał na trudności monizmu (w swoim Parmenidesie), ale nie ustrzegł się przed dualizmem duszy i ciała. Dopiero jego uczeń Arytoteles przeszedł na pozycje pluralizmu bytowego. Przyjmował, że rzeczywistość tworzy wielość bytów substancjalnych. Sformułował koncepcję substancji powiązanej z licznymi cechami przypadłościowymi. Możemy oceniać, że było to połączenie bytu z wielością względnych niebytów. Dla Arystotelesa bytowy akt jest połączony z możnością, która jest podłożem zmiennych właściwości. Możność, czyli potencja, umożliwiała zróżnicowanie bytu. W ten sposób udało się przedstawić wielość już zróżnicowanych bytów. Powstał realny pluralizm. U Stagiryty akt określa i wyznacza możność, a to oznacza, że realność formy określa możliwości materii. Otóż możliwość pojawienia się lub powstawania różnych bytów substancjalnych wyznacza czysta forma Pierwszego Poruszyciela. Tak więc wielość możliwości została podporządkowana nadrzędnej Realności.



Średniowieczni mistrzowie dyskutowali i rozważali filozofię Arystotelesa na różne sposoby. Albo utożsamiano Pierwszego Poruszyciela z Bogiem nazywając go Dator formarum i w tym widziano sprawczą moc Boga. Natomiast na drugim końcu pojawił się pomysł, że Bóg stanowi Materię Pierwszą, czyli został utożsamiony z czystą możnością, która wydawała się być początkiem wszystkiego. Tak Dawid z Dinant rozumiał dosłownie stworzenie z niczego. Oczywiście odrzucono od razu takie ekstrawagancje.



Właściwą interpretację stwarzania przedstawił dopiero św. Tomasz. Wynikało to z radykalnego przezwyciężenia dotychczasowego esencjalizmu w pojmowaniu bytu. Tomasz zaproponował egzystencjalne rozumienie bytu oraz Boga. Bóg był dla niego Czystym Istnieniem (Ipsum Esse), natomiast byt stworzony przez Boga jest złożony z istnienia i istoty. W realnym bycie istnienie stanowi akt w sensie arystotelesowskim, zaś istota jest została zinterpretowana jako możność wypełniona przez formę i materię (duszę i ciało).



Trzeba przyznać, że metafizyka Tomasza wykraczała poza dotychczasowe myślenie filozoficzne, zarówno starożytnych Greków jak i scholastyków. Przecież św. Anzelm, ojciec scholastyki wyprowadzał istnienie Boga z pojęcia, jakie posiada nasz umysł, tak jakby myślenie o Bogu mogło Mu zapewnić istnienie. Dlatego scholastyczni mistrzowie nie rozumieli doniosłości Tomaszowego odkrycia. Zarzucono jego filozoficzne dokonania, zaś korzystano z jego dzieła jako podręcznika teologii na uczelniach dominikańskich. Niestety takie podejście do sprawy srodze zemściło się zarówno na filozofii, jak i na teologii. Dalsza historia doprowadziła do upadku realistycznej filozofii i do rozwinięcia się sceptycyzmu. Podważano możliwość osiągania prawdy przez ludzki umysł, ponieważ zaniechano kontemplacji.



Z panującego powszechnie sceptycyzmu zrodziło się Kartezjańskie cogito. Oczywistą rzeczą jest, że jeśli podważymy poznanie rzeczywistości (czyli realnych bytów), to pozostanie nam tylko myślenie. Kartezjusz wyprowadził myślenie z wątpienia w prawdziwość poznania. Trzeba powiedzieć, ze nie odkrył nic nowego, ponieważ porzucając realną rzeczywistość, jesteśmy zmuszeni przejść na pozycje samego umysłu, czyli właśnie swobodnego i niezależnego myślenia. Co jednak skłoniło Mistrza do stwierdzenia cogito ergo sum, to chyba pozostanie tajemnicą. Niemniej tym samym obdarzył myślenie jakąś substancjalną podmiotowością, czyli realnością. Dusza stała się dla niego jaźnią jako res cogitans. Trzeba jasno powiedzieć, że do tej pory nie było takiej możliwości, żeby uważać myślenie za coś realnego. Starożytność i średniowiecze mówiły wyłącznie o umysłowym poznaniu (intelligere), a nie o myśleniu (cogitare). Gdy jednak sceptycyzm odrzucił to umysłowe poznanie, to ponurą koniecznością stało się zwrócenie się ku myśleniu. Przecież myślenie jest zupełnie niezależne od rzeczywistości.



Oczywiście myślenie okazało się bardzo twórcze, ale trzeba mieć świadomość, że myślenie stwarza swój własny świat możliwości. Dlatego filozofowie zaczęli uprawiać ontologię, czyli teorię możliwości jako filozofię bytów możliwych. Możliwych do pomyślenia. Ontologia powołała do życia pluralizm możliwości, który będzie się charakteryzował nieskończonością. Pamiętamy tezę Leibniza, że Bóg stworzył najlepszy z możliwych światów. W ten sposób nawet Bóg został poddany możliwości. Dzięki tym pomysłom sam Bóg stał się kimś pomyślanym, bo dla myślenia prawdziwe wydają się być rzeczy pomyślane, a nie rzeczywistość. Dla Kartezjusza prawdziwe jest to, co jasne i wyraźne, czyli prawdziwość będzie zgodnością myślenia z samym sobą. Dlatego dla niego Bóg będzie jasnym i wyraźnym pojęciem (pojęciem wrodzonym). Natomiast dalej dla Kant Bóg stał się ideą, czyli również czystym pojęciem pomyślanym przez filozofujący umysł.



Już w filozofii racjonalistycznej umysł człowieka zanurzył się w sferę możliwości, chyba nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Angielscy empiryści próbowali jakoś chronić przed tym umysł uzależniając go od doświadczenia zmysłowego. Kant na powrót przywrócił dominację myśleniu, bez którego nie byłoby według niego poznania. Okazało się jednak, że poznajemy jedynie jakieś twory w postaci zjawisk. Rzeczywistości już nie jesteśmy w stanie poznać. Dlatego cała nowożytna filozofia myślącego podmiotu (podmiotu już tylko myślącego o rzeczywistości, lecz wcale jej nie poznającego) ugrzęzła w bagnie możliwości. Na koniec zdecydowano, że należy po prostu zawiesić realność, czyli odciąć się od rzeczywistości. Była to zatem prosta droga od sceptycznego wątpienia (właściwie wątpienie metodycznego), poprzez krytykę realistycznego poznania, aż do tezy Hegla, że byt podlega zasadom dialektycznego myślenia. Dlatego po odrzuceniu realistycznej metafizyki zaczęto uprawiać ontologię możliwości, raz przyjmując pluralizm możliwości (właściwie nieskończoność) a innym razem sprowadzając możliwość do monistycznej świadomości. Stąd dzisiaj w polu analiz filozoficznych mamy jedynie świat możliwości. A co gorsza, w ten świat możliwości zaangażowała się technika, rozwijając wokół nas wspaniałe możliwości techniczne. Ale co z tym wszystkim ma począć człowiek. Człowiek, który stanowi realną osobę.

3.12.2013

Przegląd historyczny - filozoficzne rozumienie realności



Rozumienie rzeczywistości jest niewątpliwie związane z pytaniem o arche. Dlatego powstanie filozofii wiązano zawsze z Talesem, który postawił to pytanie jako pierwszy. Filozofia chciała być zawsze rozumieniem rzeczywistości. Nie można jednak zrozumieć rzeczywistości bez pytania o jej początek i przyczynę. Możemy przyjąć, że rozumiejące poznanie polegało na wskazaniu przyczyn i zasad tego, co realne. Jońscy przyrodnicy wskazywali na cztery żywioły, które miały być zasadami ożywionej przyrody. To podsumował później Empedokles.



Natomiast od czasów Arystotelesa filozofowanie sprowadzało się do poszukiwania przyczyn bytu. Mówił on o czterech takich przyczynach. Dwie z nich stanowiły wewnętrzne zasady bytu (forma i materia), zaś kolejne dwie były przyczynami zewnętrznymi (przyczyna sprawcza i celowa). Wydaje się, że Arystoteles utożsamił przyczynę wzorczą Platona, czyli ideę, z przyczyną celową, ponieważ według niego wzór nie może być sprawcą bytu, lecz może być jego ostatecznym celem i dążeniem. Zasady wewnętrzne tworzą realność każdego pojedynczego bytu. Ale skoro byt jest złożony z formy i materii, to musi posiadać przyczynę tego złożenia, czyli sprawcę lub poruszyciela (primus motor). Jednak arystotelesowski Poruszyciel odpowiada jedynie za byty naturalne złożone z formy i materii. Jest więc przyczyną świata materialnego. Należy zatem przyjąć, że mamy tutaj nadal do czynienia z rzeczywistością przyrodniczą.



Można przypuszczać, że poza ten świat przyrody chciał się wznieść Platon. Przyjmował on istnienie odwiecznych idei, które miały tworzyć swój własny świat – idealny albo boski. Jeżelibyśmy założyli, że chodziło tutaj o trzy idee stanowiące zasady lub przyczyny realności (dobro, prawda i piękno), to należałoby uznać, że Platon sięgnął znacznie głębiej przy objaśnianiu realności niż jego uczeń. Jego Idee stanowią bowiem same podstawy, czyli fundamenty, rzeczywistości i realności. Dziś przyjmujemy przecież, że każdy realny byt został ukształtowany przez własności prawdy, dobra i piękna, gdyż to one przyczynują arystotelesowską formę bytu. Powiemy nawet więcej, że prawda, dobro i piękno stanowią własności transcendentalne istnienia i to one odpowiadają za istotowe wyposażenie bytu. Stwarzane jest bowiem istnienie bytu, a nie jego istota lub forma.



W naukowej teorii, jaką chciała być filozofia, pojawiał się problem, jak opisać rzeczywistość i jak przedstawić uzyskane rozumienie bytu? Wskazywanie na odpowiednie składniki bytu, czyli jego zasady, nie załatwiało do końca sprawy. Należało pokazać ich wzajemne zależności, co było oczywiste. Platon mówił tutaj o wzorze (idei) oraz o odbitkach (odwzorowaniach idei). Arystoteles poszedł znacznie dalej. Uznał, że w bycie mamy do czynienia z elementem stałym i niezmiennym (czyli formą) oraz z elementem dynamicznym, który jest zmienny i umożliwia zmienność bytu (czyli materią). Jego pojęcia możności i aktu pozwoliły zrozumieć i objaśnić złożoność realności. Przecież każdy realny byt naturalny jest zmienny, a zarazem stały w swej naturze. Takie byty Arystoteles nazywał substancjami. Substancja oznaczała również trwały fundament istoty w przeciwieństwie do zmiennych cech i właściwości nazywanych przypadłościami. Tym trwałym fundamentem struktury istotowej było złożenie z formy i materii. Natomiast przypadłości były zaczepione w materii, która jako możność stanowiła zasadę ograniczonej zmienności bytu.



Okazało się niestety, że pojęcia substancji i przypadłości zostały pomyślane i spożytkowane jako ogólny opis naukowy (model teoretyczny) możliwy do zastosowania w różnych dziedzinach. A więc nie był to do końca filozoficzny opis rozumienia bytu. Niemniej zaczęto stosować pojęcie substancji jako stricte filozoficzne. To spowodowało różne trudności w pojmowaniu rzeczywistości. Pojęcie substancji zdawało się być bardzo użytecznym narzędziem naukowym, ale samo wykraczało już poza rozumienie realności. Można stwierdzić, że jeżeli forma i materia były efektem rozumiejącego poznania bytu (czyli rozumienia istoty bytu), to substancja okazała się tworem raczej czysto pojęciowym, takim wytrychem pojęciowym, który stosowano często dowolnie. Podsumowując powiemy, że notoryczne posługiwanie się tym pojęciem uniemożliwiło właściwe rozumienie realności. Pojęcie substancji było bowiem stosowane na określenie realnej istoty bytu, co przez dłuższy czas nie pozwalało albo nie wymagało postawienia pytania o przyczynę realności. Dopiero św. Tomasz, który na nowo zaczął posługiwać się pojęciem bytu (ens) zrozumiał, że należy przyjąć wewnętrzną zasadę i przyczynę realności bytu, czyli akt istnienia (esse). Dlatego Tomasz określał byt przy pomocy podwójnego złożenia – raz złożenia z istnienia i istoty, a drugi raz złożenia z formy i materii. To spowodowało odkrycie głównej zasady realności bytu, jaką stało się istnienie. Realny byt nie może istnieć bez aktu istnienia.



Greccy filozofowie posiadali esencjalne rozumienie realności, gdyż uważali, że ludzkie poznanie dotyczy istoty lub natury bytu. Dla nich rzeczą oczywistą było, że świat, który chcieli poznać, jest realny i istniejący. Dlatego nie stawiali pytania o istnienie rzeczywistości albo o istnienie człowieka. Chcieli po prostu zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość. Grecy posługiwali się poznaniem umysłowym (noesis), czyli rozumieniem, które według nich docierało do realności i dawało wiedzę na ten temat. Wizja twórczości umysłowej (poesis) była zarezerwowana dla literatury, a dokładniej dla poezji. Ale nikt nie mylił twórczości poetyckiej z filozofią. Platon radykalnie przeciwstawiał sobie te dwie dziedziny ludzkiego życia. Dlatego starożytni uprawiali filozofię realistyczną, która dotyczyła tego, co naprawdę realne. Nawet kiedy Platon mówił o swoim świecie idei, było to dla niego coś rzeczywistego w najwyższym stopniu.



Dopiero średniowieczne spory o uniwersalia namieszały ludziom w głowach. Przecież to św. Anzelm jako pierwszy chciał dowodzić istnienia Boga na podstawie pojęcia, jakie posiada nasz umysł. Jeszcze inni myśliciele uważali, że byt składa się z materii i pojęcia (zamiast formy), co było następstwem tezy, że powszechniki bytują poza ludzkim umysłem. Niestety te zawirowania filozoficzne, które w dużej mierze były wywołane nieznajomością dotychczasowego dorobku filozofów, stały się pierwszym krokiem spychającym filozofowanie w stronę pojęciowego myślenia, które odcinało filozofię od poznawania realności. W ten sposób filozoficzni myśliciele zaczęli już myśleć o rzeczywistości, a nie poznawać ją.



Dalszą konsekwencją takiego stanu rzeczy stał się sceptycyzm, a następnie powstanie filozofii nowożytnej jako filozofii myślenia. Kartezjusz zaakceptował bowiem samo myślenie (cogito) porzucając poznanie rzeczywistości, co odbiło się wyraźnie na pojmowaniu człowieka podzielonego na duszę i ciało. Co więcej, Kartezjusz wywołał złudne nieporozumienie, gdy określił myślącą duszę jako res cogitans. To stwarzało pozory realności. Być może zapomniał albo nie chciał się przyznać, że nic myślącego nie może być realne. Ale w ten sposób podniósł jednym dowolnym stwierdzeniem myślenie do rangi realności.



Racjonaliści wierzyli wówczas w myślenie i jego możliwości. Natomiast empiryści uznali, że myślenie (idee umysłu) zależy wyłącznie od danych zmysłowych. Skoro pojęciowe myślenie zostało radykalnie oderwane od rzeczywistości, to przecież powinno być z czymś związane, bo inaczej byłoby po prostu twórczością poetycką. Ponadto taka zależność pozwalała przypisywać myśleniu swoistą naoczność, czyli ukazywanie czegoś. Toteż Kant rozważając te ustalenia stwierdził, że myślenie scala zmysłowe wyobrażenia tworząc faktyczny przedmiot poznania. W ten sposób zostało sformułowane pojęcie fenomenu, które będzie odtąd stanowiło przedmiot poznania warunkowany (czyli umożliwiany) przez myślący podmiot. Kant wykazał więc, że dzięki myśleniu poznajemy fenomenalnie, a nie realnie. Poznanie realnej rzeczy (Ding an sich) stało się niemożliwe. To, o co tak uparcie walczyli starożytni filozofowie, zostało porzucone. Metafizyka będzie już niepotrzebna, gdyż uznano ją za wiarę w czyste idee (duszy, Boga i wszechświata). W ten sposób odrealniono rzeczywistość na rzecz złudnego wyeksponowania myślenia.



Filozofia nowożytna przestała rozumieć rzeczywistość i nawet przestała do tego dążyć. Przestała przede wszystkim rozumieć człowieka. Człowiek stał się jedynie myślącym podmiotem (właśnie taką res cogitans), czyli świadomością. Teraz już wszystko będzie zależało od ludzkiego myślenia. Hegel, który odkrył, że myślenie dzieje się na zasadzie negacji, uznał wprost, że rzeczywistość podlega tej samej zasadzie dialektycznej. Przyjął, że byt jest logiczny i podlega prawom myślenia. Dlatego w gruncie rzeczy rzeczywistość została u niego sprowadzona do kultury. To, czym żyje człowiek, nie jest rzeczywistością lecz kulturą. Wszystko nagle stało się kulturowe. Jak wyraził to później Znaniecki – nie ma wyjścia poza kulturę (there is no way out of the culture).



Dlatego dzisiaj dla człowieka wszystko jest kulturowe, jest wartością kulturową, którą tworzy nasze myślenie. Szybko okazało się, że człowiek jest w stanie pomyśleć niestworzone rzeczy. Potrafi wszystko poddać w wątpliwość i skrytykować, wszystko potrafi zanegować. Tak więc wyszło na jaw, że nasze myślenie zawiodło nas do totalnego nihilizmu. Przede wszystkim doprowadziło naszą wiedzę do negacji realnego człowieczeństwa, czyli do negacji ludzkiej osoby i jej godności.

Przegląd historyczny - Platon



Platon zobaczył i zrozumiał, że logiczne pojęcie bytu zastosowane przez Parmenidesa prowadzi do kompletnego monizmu i zaprzeczenia wszelkiej wiedzy. Nie sposób operować w filozofii samym przeciwstawieniem byt – niebyt.


Wydaje się, że związane z tym paradoksy Platon przedstawił w dialogu Parmenides. Pokazał tam konsekwencje przyjęcia logicznego pojęcia bytu sprowadzające się do pojęcia jedności. Takie pojęcie bytu prowadzi do absolutyzacji czegoś jednego. Z takim absolutyzmem nie można już nic zrobić. Absolutyzujemy bowiem kategorie bytu i niebytu i trudno mówić o czymś innym. Właściwie nie ma już żadnych rozważań, badań i analiz. Znika zupełnie ludzka wiedza. Istnieje tylko pełnia bytu i na tym koniec.


A przecież mamy ten nasz świat, w którym żyjemy i działamy. Możemy o nim mówić i rozmawiać. Wszystko jakoś dzieje się normalnie, czyli wszystko dookoła staje się i ginie. Mamy do czynienia z różnorodną rzeczywistością a nie tylko z absolutną jednością. Trzeba zatem było opisać rzeczywistość inaczej, gdyż ona nie jest logiczna (jak później chciał Hegel).



Dlatego według Platona wbrew logice (byt jest ↔ niebytu nie ma), ale zgodnie z gramatyką należy posłużyć się pojęciem zróżnicowanego niebytu. Nie zamierzał jednak atakować pojęcia bytu. Dla niego byt pozostaje czymś jednym i niezmiennym. Pojawia się natomiast sofistyczne zróżnicowanie niebytu. To niebyt staje się wielością, a właściwie staje się wieloraki. Byt jest jeden, zaś niebyt staje się zróżnicowany. Chyba nie przypadkowo autor omawia te sprawy w dialogu Sofista. Sofiści najlepiej pokazywali możliwości opowiadania o tym, czego nie ma.


Problematykę bytu i niebytu Platon przedstawił w postaci rozważań o przyczynie wzorczej. Dla niego bytem jest jakiś idealny wzór (wzorzec), czyli idea. Idea jest wzorcową realnością, czyli doskonałym i niezmiennym bytem. Jest bytem, który Platon określał pojęciem ousia.


Natomiast w naszym świecie mamy do czynienia z odbitkami i odwzorowaniami idei (jako bytu idealnego). Te odbitki przybierają postać pozornego bytu, czyli stanowią już jakiś zakres niebytu. Dlatego w naszym świecie (cielesnym i materialnym) występują jedynie byty pozorne, czyli względne niebyty, które Platon określał mianem cieni lub złudzeń. Dopiero w takim świecie możliwy jest ruch i zmienność. To znaczyło jednocześnie, że zmieniać się i stawać mogą jedynie jakieś względne niebyty. Ruch i stawanie się dotyczą jedynie naszego świata, w którym występują tylko względne niebyty, czyli byty pozorne. Są to jakby cienie i złudy, które postrzegamy w naszym ziemskim życiu.


W tamtych czasach problemem filozoficznym był oczywiście ruch. Jak wyjaśnić stawanie się, czyli powstawanie i ginięcie? Można przyjąć, że Platon zdawał sobie sprawę, że bez zróżnicowanego pojęcia niebytu nie da się ugryźć problemu ruchu. Skoro byt jest czymś stałym i nieruchomym, to ruch może być związany tylko z niebytem (jakimś względnym niebytem). Stąd u Platona prawdziwe byty pozostają niezmienne i nieruchome. Stanowią zaś tylko wzory dla zmiennych niebytów. W ten sposób pojawiła się hierarchia bytów (stopni bytowych), która będzie później rozwijana w neoplatonizmie.


Ale sam człowiek jest jakimś szczególnym bytem. Jest bytem duchowym (rozumną duszą), który stanowi dziwne połączenie obu tych sfer bytowych. Albowiem rozumna dusza może poznawać i pojmować świat idei, przebywając zarazem w świecie cielesnych odwzorowań i poznając pozorne byty. Jak to się dzieje, że dusza może stawać się jednym i drugim? Przecież sama nie jest ideą, skoro przebywa w ciele i łączy się z nim. A jednocześnie przekracza świat cielesny wznosząc się w poznaniu i w swej umysłowej wiedzy do świata idealnego. Wydaje się, że dzięki temu dusza jest nieśmiertelna, a więc jakoś niezmienna. Można stwierdzić, że dusza uczestniczy w jakiś szczególny sposób w prawdziwym bycie, skoro pochodzi ze świata idei. Dusza jest jakby jakąś zagubioną ideą. Lecz jak to możliwe?


Dla Platona dusza staje się jakimś pośrednikiem pomiędzy bytem a niebytem. Można z pewnością przyjąć, że takim pośrednikiem jest poznanie, jakim dysponuje dusza rozumna. To poznanie może się wznieść do poziomu prawdziwości idei albo popaść w zamęt badań i dociekań dotyczących pozornych bytów ziemskich. Według niego o naszym świecie nie mamy pewnej i prawdziwej wiedzy, a jedynie mniemanie i opinie. Platońskie poznanie pozostaje zagadką.




Arystoteles pragnął zmienić tę sytuacje naszego poznania. Uważał, że człowiek potrzebuje wiedzy o swoim świecie, który go otacza i w którym przyszło mu żyć. Idealistyczna wiedza nie jest człowiekowi do niczego potrzebna. Człowiek potrzebuje czegoś bardziej praktycznego. Dla niego filozofia jako wiedza naukowa dotyczy naszego ziemskiego świata. Dlatego należało przyjąć, że to właśnie tutaj mamy do czynienia z realnymi i prawdziwymi bytami. Arystoteles prawdziwe ziemskie byty nazwał Platońskim pojęciem ousia.


Jednak Arystoteles przeformułował pojęcie ousia. U niego ousia staje się substancją, czyli samodzielnym bytem przedmiotowym. Takiej substancji możemy przypisać cechy i właściwości, które funkcjonują jako zapodmiotowane w przedmiocie substancjalnym. Substancja jest prawdziwym bytem, który posiada w sobie sferę możnościową, w której z kolei przejawiają się zmienne właściwości jako bytowości pozorne.


W ten sposób Arystoteles zbudował pewien schemat opisowy przynależny do ludzkiej wiedzy, a nie od razu gotową koncepcję ontologiczną. Jednak samo ujęcie systemowe wymuszało pewne myślenie ontologiczne. Dlatego substancje stały się realnymi bytami, skoro odpowiadała im jakaś ontyczna samodzielność (byt sam w sobie, właściwie chyba realność sama w sobie). W opisie naukowym można było wyróżnić ich istotną treściowość (istotę) i zdefiniować ją, czyli ująć przy pomocy pojęć gatunku i rodzaju (pojęcia zakresowe). To oczywiście wymagało przebudowy teorii wiedzy, zwłaszcza jej powstawania. Z jednej strony substancja (ousia) straciła u Arystotelesa trwałość i niezmienność, gdyż przyjmował on powstawanie i ginięcie substancji.


Z drugiej strony zmusiło to autora do przyjęcia teorii bytu złożonego, czyli byt zawierającego w sobie dwie różne zasady – zasadę stałości oraz zasadę zmienności. Tak powstała koncepcja bytu złożonego z formy i materii, czego wcześniej nie było. U Platona mieliśmy dwa zupełnie odrębne światy, ale w każdym byty były jednorodne. Arystoteles zrozumiał, że byt musi być złożony sam w sobie. Wprowadził tutaj pojęcia aktu i możności (energeia kai dynamis), co stało się postawą metafizycznej interpretacji rzeczywistości zmiennej.


Można uznać, że dzięki Arystotelesowi złożenie bytu stało się faktem dokonanym i było odtąd uznawane przez kolejnych filozofów. Dla niego rzeczywistość (jako coś realnego) składa się z bytu i niebytu (czyli z aktu i możności) – formy i materii. U Platona byt i niebyt (idea i odbitki) tylko współtworzyły rzeczywistość, ale same się nie przenikały. To były odrębne realności. Dopiero Arystoteles połączył byt i niebyt na zasadzie aktu i możności. To było epokowe odkrycie i dokonanie. I właśnie to zagadnienie stanowi u niego istotę metafizyki (na co zwrócił uwagę później św. Tomasz), a nie odróżnienie substancji od cech przypadłościowych, jak uparcie głoszono w średniowieczu.


Schemat wyróżniający substancję i przypadłości można stosować w różnych naukach, dziś powiemy przyrodniczych. Jest o opis przedmiotowy, a nie strukturalny, tym bardziej że zupełnie pomija zagadnienie przyczynowości. Dokonujemy jedynie odróżnienia dwóch elementów jakoś odnoszących się do siebie. Wyróżnia się przypadłości i przyjmuje, że tkwią one w substancji jako zmienne cechy. Ale zupełnie nie wiadomo, dlaczego one się zmieniają.


Arystotels zastosował pojęcie substancji (ousia) do opisu realności istotowej, czyli do opisu esencjalistycznego. Dla niego realnością jest już sama istota (ousia). Dlatego zdarza mu się stosować pojęcie substancji do składników bytu, czyli do formy i materii. Stąd też scholastycy odróżniali substancje pierwsze od substancji drugich albo wtórych (drugorzędnych). Jeśli zastanowimy się nad dokonaniami metafizycznymi Arytotelesa, to rodzi się podejrzenie, że on nie lubił posługiwać się pojęciem bytu (to on). Może zdając sobie sprawę, jakie zagrożenie to ze sobą niesie, nie chciał mówić o bycie i niebycie. Wydaje się, że chciał być jak najbardziej logiczny, a wiedział już od Platona, że logika jest zbyt radykalna przy opisie rzeczywistości (chociażby człowieka).

Przegląd historyczny - Arystoteles /1



Można powiedzieć, że Arytoteles był pierwszym naukowcem sensu stricte. Chciał on uprawiać wiedzę naukową, czyli systematyczną teorię. Dlatego stworzył ogólny schemat do opisu rzeczywistości przyrodniczej, czyli do opisu świata materialnego.



Arystoteles zdawał sobie sprawę, że po to, aby osiągnąć wiedzę naukową, potrzebny jest spójny system teoretyczny. Powinien to być system, który można zastosować w różnych dziedzinach naukowych. Ten system składa się z następujących elementów:

  1. definiowanie rzeczy przy użyciu pojęć rodzaju i gatunku;
  2. wyróżnienie dziesięciu kategorii opisujących daną rzecz w niej samej.


Ad 1. Arystoteles definiuje dowolne rzeczy posługując się pojęciami rodzaju i gatunku (różnicy gatunkowej). To znaczy, że rzeczy lub byty są identyfikowane poprzez wyznaczenie zakresów pojęciowych. Znamy poszczególne rzeczy, jeżeli potrafimy je właściwie zdefiniować. Stąd wiedza określa nasze poznanie.



Jednak rozważając całość Arystotelesowskiej filozofii może się wydawać, że same zakresy pojęciowe wyrażane w definicji odpowiadają poniekąd strukturze bytowej. Ale po głębszym zastanowieniu okazuje się to złudne. Trudno bowiem odnosić zakresy pojęciowe do realnych elementów bytu. Wymaga to bowiem założenia, iż definicja poprzez pojęcia rodzaju i gatunku ujmuje realne złożenie z formy i materii. Dlatego na przykład w średniowieczu  (zob. dyskusje dialektyków w XII w.) uważano, że jednostkowy byt składa się z pojęcia i materii.



Ad 2. Ważną propozycją Arystotelesa okazało się wprowadzenie dziesięciu kategorii służących do całościowego opisu danej jednostkowej rzeczy. Mamy więc kategorie substancji oraz 9 cech przypadłościowych. Substancja ma wskazywać raczej na samodzielny przedmiot niż podmiot, który może posiadać 9 cech lub stanów fizycznych. W ten sposób substancja stała się podłożem dla różnych przypadłości jako cech cielesnych lub fizycznych.



Jednak potraktowanie realnych bytów jako samodzielnych przedmiotów substancjalnych raczej zaszkodziło niż pomogło metafizyce. Terminy substancji i przypadłości mają charakter opisowy a nie ontyczny. To są elementy schematu naukowego (wiedzy naukowej), a nie wiedzy metafizycznej. Dlatego przeniesienie tego opisu do metafizyki spowodowało więcej zamieszania niż pożytku. Właśnie z tego powodu nie mogła ona stać się naprawdę metafizyką egzystencjalną.



Cała późniejsza filozofia utożsamiała pojęcie bytu z pojęciem substancji. Do tej pory mówimy o bytach substancjalnych (i przypadłościowych – to zupełne curiozum). Niestety takie podejście nie pozwalało następcom zrozumieć, czym jest realność oraz realny byt. Dopiero św. Tomasz popchnął metafizykę do przodu.


Opisowe kategorie substancji i przypadłości narzucały wprost ujęcia esencjalistyczne, gdyż narzucały rozumienie bytu w zakresie istotowym (jako przedmiotowego podłoża oraz określających go cech i stanów).


Metafizyka Arystotelesowska była pluralistyczna. To znaczy, że mamy do czynienia z wielością bytów. Ale można przyjąć, że nasz filozof świadomie zrezygnował z używania pojęcia bytu. Wydaje się, że pojmował on pojęcie bytu jako kategorię nadrzędną i najogólniejszą, która nie nadaje się do opisu jednostkowych substancji. Dlatego w jego interpretacji dominuje kategoria substancji. Substancja jest czymś (gr. tode ti), a nie bytem. Substancja jest więc istotą. W ten sposób Arystoteles zamyka drogę do egzystencjalnej interpretacji rzeczywistości jako czegoś istniejącego. Filozofia bada u niego, czym coś jest, a nie czy coś istnieje i dlaczego istnieje.


Ale Arystoteles posiadał także umysł metafizyczny. Potrafił myśleć kategoriami ontycznymi, które objaśniały funkcjonowanie realnej substancji albo istoty. Doskonale przedstawił funkcjonowanie struktury istotowej substancji (bytu substancjalnego). Posłużył się w tym przypadku parą pojęć: – akt i możność (gr. energeia kai dynamis). Te pojęcia miały wyjaśniać wzajemne relacje i funkcjonowanie złożenia z formy i materii.


W przypadku substancji cielesnych forma jest aktem, zaś materia jest tylko możnością. Akt i możność tworzą nierozerwalny związek, czyli funkcjonalną jedność istotowych zasad bytu materialnego. Forma jest związana z materią tak jak akt z możnością. Oba elementy tworzą więc jedność i całość. Dzięki temu udało się Arystotelesowi uniknąć dotychczasowego dualizmu duszy i ciała, jaki występował u Platona.


Już wtedy zdawano sobie sprawę, że byt musi zawierać w sobie zasadę jedności i tożsamości oraz zasadę zmienności i różnorodności (wielości). Powstawał problem, jak to się dzieje, że te przeciwstawne zasady mogą w bycie współistnieć i współdziałać? Arystoteles wyjaśnia ten problem posługując się pojęciami aktu i możności. Akt jest zasadą tożsamości i realności. Natomiast możność stanowi zasadę zmienności i wielości (jako różnorodności). Akt stanowiący istotową realność (bycie czymś określonym) nadaje bytowi substancjalnemu formę jako kształt i postać. Akt informuje, czyli nadaje formę i kształt. Możność z kolei poddaje się tej realności aktu. Przyjmuje jego informację w postaci formy substancjalnej i ogranicza (transponuje?) ją do wymiaru jednostkowego. Materialna możność współtworzy pojawienie się jednostkowej substancji. Scholastycy zrobili z niej nawet zasadę jednostkowienia (principium individuationis). Ale to jest już nadinterpretacja.


Można przyjąć, że Arystoteles wyraził ontyczną doskonałość Platońskich idei pod postacią aktu (energeia), czyli pod postacią mocy sprawczej i urzeczywistniającej coś. To właśnie akt sprawia, że substancja staje się czymś, staje się urzeczywistnioną istotą albo właśnie zaktualizowaną istotą. Ja bym powiedział, że akt powoduje realność czegoś, czyli to, że naprawdę jest czymś już konkretnym. W tym stwierdzeniu „jest czymś” akt stoi bardziej po stronie „jest”, natomiast połączenie z możnością (materialną) powoduje, że to, co powstaje, jest „czymś” już konkretnym i jednostkowym.


Akt jest energią, jakby jakimś rozpędem albo motorem jako napędem, zaś w połączeniu z materią zostaje już uchwycony jako coś realnego i konkretnego. Akt się rozpędza, zaś możność go przechwytuje. Akt jest jakby energią, którą możność przechwytuje już jako cielesną masę, czyli materię. To tak jak w fizyce foton jako cząstka światła (czystej energii) może się przemienić w elektron, który stanowi cząstkę obdarzoną już masą, lub odwrotnie. Powiemy więc, że akt jako moc energetyczna staje się ciałem i masą dzięki połączeniu z dynamiczną możnością.