17.04.2012

Dwa spojrzenia na człowieka

W historii mamy dwa różne spojrzenia na człowieka. Widać to już od początku filozofii w koncepcjach Platona i Arystotelesa. Według Platona człowiek (dusza) pochodzi ze świata boskiego, dlatego posiada w duszy to, co realne i idealne. Natomiast ziemska powłoka człowieka przesłania to, co realne i idealne. U Arystotelesa zaś człowiek jest całkiem naturalny. Człowiek jest rozumnym zwierzęciem. Jest bytem naturalnym, który powstał jako efekt naturalnych przemian substancjalnych. Człowiek żyje naturalnie, czyli działa w oparciu o swoją naturę (istotę). Poznaje w sposób naturalny (na drodze od zmysłów do rozumu). Tworzy wiedzę na podstawie doświadczenia zmysłowego abstrahując i uogólniając treści zmysłowe. Wiedza naukowa (teoria) dotyczy istoty i przypadłości rzeczy ujmowanych w dziesięciu kategoriach.

Z kolei chrześcijaństwo ukazało nam antropologię biblijną, która również opisywała pochodzenie człowieka od Boga. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Wiadomo, że człowiek na początku mógł kontaktować się nawet z Bogiem, ale w wyniku grzechu pierworodnego utracił taką możliwość. Do opisu człowieka w stanie upadku wykorzystywano filozofię Arystotelesa. Ale do opisu kontaktu z Bogiem lepiej pasował Platon.

Narodziny nowożytnej koncepcji wiedzy i nauki spowodowało poznawcze rozdzielenie koncepcji człowieka. Empiryzm na nowo sformułował naturalistyczne założenia koncepcji człowieka. Człowiek rodzi się jako tabula rasa. A to znaczy, że cała jego wiedza jest naturalna i pochodzi z doświadczenia (Locke). To prowadziło do stwierdzenia, że rozum jest czymś naturalnym i nie potrzebuje zdolności nadprzyrodzonych. Człowiekowi nie jest potrzebna łaska i zbawienie, a to już znaczyło, że człowiek może się obyć bez Boga. Dlatego także później naturalistycznie nastawiony Nietzsche stwierdzi, że Bóg umarł. Ale już św. Augustyn zdając sobie sprawę z sytuacji człowieka upadłego dostrzegał potrzebę łaski i kontaktu z Bogiem. Człowiek bez Boga traci swoje znaczenie. Człowiek pochodzi od Boga i do Boga zmierza.

Jednak naturalizm uważa, że człowiek jest efektem przemian przyrodniczych. Ludzka natura wykształciła się w przyrodzie przy oddziaływaniu sił ewolucyjnych. Człowiek jest więc bytem naturalnym. Kieruje się wyłącznie zdolnościami naturalnymi. Jednak zdolności naturalne nie są jednoznacznie ukierunkowane, lecz stanowią możliwość działania na obie strony. Człowiek poznaje prawdę i fałsz, ludzkie decyzje i wybory dotyczą dobra i zła. Dlatego errare humanum est. Wątpienie i błądzenie, podejrzliwość i niewiara są czymś typowo ludzkim. Człowiek musi się zmagać ze swoim tragicznym losem.

Myślący rozum jest dialektyczny. Gdy rozum podejmuje myślenie, może równie dobrze coś twierdzić lub zanegować. Kartezjusz postawił myślenie na pierwszym miejscu i podniósł do rangi zasady i początku człowieka. Hegel z kolei pokazał nam dialektykę myślenia. Wszystko to są próby odkrycia naturalnych zdolności rozumu. Naturalny rozum może coś potwierdzać lub zanegować. Jeśli w swoim rozstrzyganiu rozum odwoła się jedynie do danych zmysłowych, to jest skazany na tworzenie wiedzy empirycznej. Potwierdza jedynie to, o czym informują go zmysły, a zaprzecza temu, czego w zmysłach nie ma. Na tej podstawie rozwinęła się nowożytna nauka zawężona do wiedzy przyrodniczej. Ale początek takiemu podejściu dał Arystoteles, bo już u niego wiedza płynęła przez zmysły.

Tragedią myślącego rozumu jest uzależnienie się od zmysłów. Jeżeli mamy myśleć według danych zmysłowych, to nie możemy uprawiać prawdziwej metafizyki. Możemy co najwyżej uprawiać metafizykę przypadłości. W najlepszym wypadku metafizykę substancji, jak Arystoteles. Będziemy poznawać byty substancjalne i opisywać je za pomocą pojęć gatunkowych i rodzajowych (czyli za pomocą zakresów pojęciowych). Tworzenie pojęć w rozumie jest bowiem dostosowane do zakresu wiedzy empirycznej.

Dopiero rozum pobudzony zupełnie innym doświadczeniem może zmienić swoje myślenie. Nawet św. Tomasz, który odkrył w bycie poziom istnienia, nie potrafił w pełni wykorzystać tego w myśleniu o człowieku. Znacznie lepiej szło mu z myśleniem o Bogu, ale myślenie o człowieku pozostawało nadal w okowach esencjalizmu. Dopiero egzystencjalizm Kierkegaarda wywrócił dotychczasowe myślenie do góry nogami. Zanegował wszystko, co do tej pory było pojęciowe i racjonalne. Egzystencjalizm zmusił człowieka do nowego spojrzenia na swoją wiarę i do spojrzenia w głąb siebie. Dotarcie do egzystencji człowieka stało się początkiem metafizyki osoby. W ten sposób egzystencjalizm jednym ruchem odrzucił idealizm myślenia, odrzucił całą nowożytną metafizykę, odrzucił także empiryczną wiedzę i naukę. Można powiedzieć, że Kierkegaard zanegował i odrzucił człowieka myślącego. Odkrył natomiast człowieka wierzącego i to stało się podstawa nowego rozwoju filozofii. Kierkegaard od nowa postawił człowieka przed nim samym. Od tej pory człowiek myślący musiał przemyśleć nie tylko swoją istotę i naturę, ale przede wszystkim swoją egzystencję, czyli swoje istnienie. W ten sposób doszła wreszcie do głosu ludzka egzystencja. Chociaż na początku tym głosem stało się milczenie, aby dalej zmienić się w akceptację i afirmację, czyli w wiarę i miłość.

Dopiero z perspektywy wielu wieków widzimy, jak trudno jest dojść do głosu ludzkiemu istnieniu (egzystencji). Mimo filozoficznego postulatu poznania samego siebie, człowiekowi nie przychodziło to wcale łatwo. A przeszkadzało mu w tym poznanie zmysłowe, dialektyczne myślenie i wolność wyboru. Łatwo jest wybierać spośród tego, co widać, a tak trudno jest zapragnąć tego, co niewidzialne.

Człowiek nie może myśleć bez posługiwania się pojęciami. Ale człowiek nie musi wierzyć w swoje myślenie. Gdy uwierzy w swoje myślenie, wtedy straci możliwość spotkania prawdy. Wiara w myślenie jest zgubą człowieka i początkiem wszystkich błędów. Człowiekowi potrzebna jest wiara w prawdę własnej egzystencji. Człowiekowi potrzebna jest wiara w swoją osobę. Człowiekowi potrzebna jest wreszcie wiara w osobowego Boga. To wiara kontaktuje nas z osobą Boga i człowieka. Musimy zaakceptować osobę, jej realność i prawdę. Potrzebna jest nam do tego kontemplacja. Kontemplacja jest doświadczeniem przez rozum człowieka osobowej prawdy. W kontemplacji mamy bezpośrednie oddziaływanie na rozum osobowej prawdy. W ten sposób rozum doznaje tego, co osobowe. Jakby ogląda bezpośrednio lub unaocznia sobie osobową prawdę. Doznaje wówczas otwartości samej prawdy i sam się otwiera na prawdę, czyli uznaje ją za swoją. Wtedy rozum zdobywa i osiąga osobową prawdę, i zaczyna działać w sposób osobowy. Rozum zaczyna przemawiać słowem prawdy. Człowiek przemawia prawdą. Wtedy rozdaje prawdę wokół siebie. Wszyscy garną się do tej prawdy. Tak było w przypadku Jezusa Chrystusa. Jezus rozdawał wokół siebie słowa prawdy i dzięki temu nawracał ludzi, zwłaszcza grzeszników. Potem słowo prawdy (słowo Boże) głosili Apostołowie. Dzisiaj czynią to kolejni słudzy Kościoła.

Do myślenia w kategoriach osobowych potrzebne jest słowo prawdy, a nie wiedza pojęciowa. To wiara stanowi nasze osobowe myślenie (myślenie o osobie ludzkiej i boskiej). Osobowe myślenie wiarą stanowi uznanie i akceptację osobowej prawdy. Dlatego wiara zawsze dąży do stwierdzenia i potwierdzenia osobowej prawdy. W wierze nie ma więc błędu i wątpienia. Jest w niej tylko uznanie osobowej prawdy. W wierze uznajemy osobową prawdę. W wierze uznajemy także samą osobę. Dlatego mówimy, że w wierze wyznajemy osobowego Boga. Ale w tej wierze wyznajemy także osobowego człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże. Jeżeli wiara nie dotyczy osoby Boga i człowieka, to nie jest wiarą lecz ludzkim myśleniem. Wiara jest czymś radykalnie różnym od myślenia. Nie można mylić wiary (credo) z myśleniem (cogito). Wiara nie jest naszym pojęciowym myśleniem o Bogu. Wiara jest wprost samym uznaniem Boga i Bożej Prawdy (Credo in Deum). Wiara jest wyznaniem kontaktu z osobowym Bogiem. Jest pełną akceptacją Boskiej Osoby. Wiarę daje nam osobowy Bóg. Wiarę daje nam Słowo Boże. Otrzymana wiara owocuje w nas słowem prawdy i wyznaniem w nim prawdy ludzkiej i boskiej.

Skoro wiara nie jest pojęciowym myśleniem, to nauka jest wobec niej bezradna. Nauka nie jest w stanie ogarnąć aktu wiary i jej przedmiotu (właściwie osobowego podmiotu). Nauka w ogóle nie jest w stanie ogarnąć osobowego podmiotu, gdyż jest on czymś zupełnie innym niż rzeczy cielesne i poznawane zmysłowo. Nauka wypracowała metody badania materialnych przedmiotów, ale nie dysponuje metodami do badania osobowych podmiotów (czyli aktów istnienia). Psychologia, tak dzisiaj modna, zajęła się jedynie ludzkim myśleniem, czyli tym, jak wywołać odpowiednie myślenie o czymś. Sprowadza się to do manipulacji człowiekiem i jego myśleniem. Tak pojmuje się dzisiaj kulturę i politykę. Ale prowadzą one do oderwania człowieka od rzeczywistości, a nawet wprost do zanegowania tej osobowej realności. Dlatego człowiek musi się bronić przede wszystkim przed sobą samym. Człowiek musi się bronić przed swoim myśleniem, aby myślenie nie zanegowało jego osobowej prawdy.

Dwa spojrzenia cdn

Jeżeli sprowadzimy człowieka do myślącego zwierzęcia, to pozbawimy go całej jego realności traktując go jak pojęcie (treść gatunkową). Musimy pamiętać, że nawet jeśli podaliśmy zrozumiałą definicję człowieka, to wcale nie znaczy, że ujęliśmy coś realnego (realny byt). W swej realności człowiek wcale może nie być myślącym zwierzęciem. Może sformułowaliśmy jedynie jasne pojęcie odpowiadające naszemu poznaniu zmysłowemu i myśleniu. Może więc tylko myślimy o człowieku jako myślącym zwierzęciu, a realnie jest on kimś innym. Może jest kimś zupełnie różnym od zwierzęcia. Może człowiek jest osobą a nie zwierzęciem. Jakoś człowiek nie chce żyć w świecie zwierząt. Ciekawe dlaczego?

Stajemy zatem przed prostym wyborem – albo człowiek jest zwierzęciem, choćby wyjątkowym, czyli rozumnym i myślącym, albo człowiek jest osobą i ze zwierzętami nie ma wiele wspólnego. Te dwie koncepcje dominują we współczesnym świecie. Ale możemy uznać, że przeciwstawiają się sobie radykalnie. Albo chcemy zrównać człowieka ze zwierzętami, ale wtedy nie bardzo wiadomo, co zrobić z jego myśleniem. Albo odkrywając jego osobową godność pragniemy wynieść człowieka do rangi osoby i obdarzyć go osobowym życiem. Najlepiej zapytajmy każdego z nas, czego pragnie dla siebie? Jakim człowiekiem chce być? Co chce osiągnąć? Kim chce się stać?

Każdy człowiek chce być sobą. Każdy myśli o sobie. Co więc człowiek ma ze sobą zrobić? Gdzie może siebie odnaleźć? Jak ma dotrzeć do swojej realności – do siebie samego? Co może o sobie powiedzieć? Jeśli choć raz zadaliście sobie takie pytanie, to znaczy, że potrzebujecie filozoficznej odpowiedzi. Potrzebna jest wam prawdziwa metafizyka, czyli filozofia realności. Uprawianie filozofii nie jest wcale łatwe. Nasze myślenie zastawia na nas pułapki na każdym kroku. To wcale nie jest przenośnia. Tak się dzieje we wszystkich rozważaniach filozoficznych (w obecnych także).

Myślenie nie idzie w parze z realnością. Myślenie wyrasta bowiem z negacji rzeczywistości. Aby człowiek mógł pomyśleć, musiał zanegować rzeczywistość (np. Boga) i powiedzieć „Nie”. Dopiero gdy człowiek odrzucił realność i odwrócił się od niej, wtedy zaczął myśleć. Myślenie stało się wymyślaniem. Zaczęło wymyślać niestworzone rzeczy. Dlatego myślenie zaczęło panować nad człowiekiem. To myślenie stworzyło świadomość, tzn. ludzką jaźń. Jaźń („ja” – ego) powstała jako podmiotowość myślenia. Potem przekształciła się w świadomość. Podmiotowość myślenia jest złudą realności. Jaźń lub świadomość są złudzeniem prawdziwej i realnej podmiotowości. Podmiotowość myślenia jest wymyślona przez samo myślenie. Wymyślona po to, aby zasłonić i ukryć realną podmiotowość osoby. Świadomość nie jest żadną postacią osoby lub osobowości. To jest jedynie maska mająca na celu ukrycie prawdziwej realności osoby. Świadomość ma zamaskować to, co naprawdę dzieje się w człowieku.

A w człowieku dzieją się rzeczy wielkie i wspaniałe. Nie dotyczy to jednak świadomości lecz istnienia. To w istnieniu kryje się źródło realności. To w istnieniu zawarta jest realna podmiotowość osoby. Istnienie jest przyczyną realności człowieka. Istnienie daje realność całemu człowiekowi. Przede wszystkim istnienie daje realność istocie. To znaczy, że sprawia i urzeczywistnia treści i zdolności istotowe. Ponadto istnienie stanowi źródło wszelkiej aktywności. A to z kolei znaczy, że urealnia wszystkie akty i działania. Jedynie myślenie wymyka się sprawczej mocy istnienia. Myślenie bierze się bowiem z niczego. Bierze się z samej negacji rzeczywistości. Dlatego nie ma i nie musi mieć początku w przyczynie realności, choć dzieje się w realnej władzy rozumu. Myślenie przeciwstawia się istnieniu i realności istoty. Myślenie chciałoby wymyślać całą rzeczywistość od nowa, ale nie jest w stanie. Myślenie nie jest w stanie niczego sprawić. Może myśleć i wymyślać, ale nic z tego nie stanie się realne.

Człowiek lubi coś sobie pomyśleć. Lubi o tym swoim myśleniu pogadać z innymi. Ale jak zaprząc to myślenie do roboty? Jak sprawić, żeby myślenie służyło człowiekowi? Wydaje się, że taką próbą jest i była filozofia. Filozofia powstała jako myślenie o świecie i człowieku. Miała poznawać człowieka i tym służyć człowiekowi. Właśnie filozofia zamierzała zaprząc myślenie na służbę człowiekowi. Ale kiedy filozofia zwracała się do samego myślenia (cogito – jak u Kartezjusza), to przestawała służyć człowiekowi. Dlatego filozofii potrzebne jest poza myśleniem coś jeszcze. Platon i Sokrates wierzyli, że filozofia jest umiłowaniem mądrości. Filozofia nie może opierać się tylko na myśleniu. Filozofia potrzebuje przede wszystkim mądrości. Ale gdzie znaleźć mądrość?

Myślenie jest dostępne każdemu człowiekowi. Każdy człowiek myśli. Ale brakuje nam dzisiaj mądrości. Mądrość nie rodzi się bowiem z niczego jak myślenie. Mądrość wyrasta z głębi człowieka, z jego wnętrza, które jest osobowe. Można nawet powiedzieć, że mądrość rodzi się z istnienia. To tam mieszka osobowa prawda i osobowe dobro. Prawda uruchamia kontemplację, a dobro sumienie. Kontemplacja stanowi akceptację osobowej prawdy, zaś sumienie jest wezwaniem do afirmacji osobowego dobra. Mądrość jest efektem połączenia kontemplacji i sumienia. Mądrość jest połączeniem akceptacji prawdy i afirmacji dobra, dzięki czemu odnajduje osobową godność człowieka. Mądrość odkrywa osobową rangę ludzkiego istnienia (ludzkiej egzystencji). Mądrość odkrywa, że to ludzkie istnienie jest obdarzone szczególną prawdą i szczególnym dobrem (także pięknem). Mądrość rozpoznaje w człowieku to, co bezwzględne i absolutne – absolutną prawdę i absolutne dobro.

Mądrość trafia i dociera do wnętrza człowieka. Mądrość trafia do ludzkiej egzystencji i odkrywa jej absolutną wartość, czyli godność. Mądrość odkrywa to, co najważniejsze w człowieku – osobową godność, czyli obraz Boży. Nie ma w człowieku nic wspanialszego. Jeżeli nie umiłujemy mądrości, jeśli nie staniemy się filozofami, to nie dowiemy się o człowieku tego, co najważniejsze. Nie poznamy osobowej prawdy w człowieku, a tym samym nie poznamy prawdy o człowieku. Nie zapragniemy osobowego dobra człowieka. Nie poczujemy blasku osobowego piękna. Będziemy wtedy ludzkimi kalekami lub ludźmi niepełnowartościowymi. Może będziemy tylko jakimiś tworami człowieko-podobnymi. Będziemy ludźmi na niby, na aby-aby, byle jak. Kto chciałby być wyrobem człowieko-podobnym jak lalka Barbie lub Supermen.

Każdy człowiek liczy na to, że wymyśli dla siebie wspaniałe życie. Ale co z tego, że wymyślimy sobie najwspanialsze życie (znakomitą pracę, przepiękną żonę lub ogromny dom)? Co z tego, że nawet dzięki własnemu myśleniu to wszystko osiągniemy? Jeżeli będziemy stale myśleć o sobie w znakomitej pracy, o rozkoszach z piękną żoną, o zaletach mieszkania w ogromnym domu, to takie myślenie będzie z pewnością zadowalać naszą świadomość, ale nie zmieni naszej realności. A co się stanie, gdy na moment przestaniemy o tym myśleć? Wtedy zniknie znakomita praca, super żona i ogromny dom. Pozostanę jedynie ja sam odarty z tych wszystkich rzeczy. I wtedy nagle okaże się, że poza myśleniem o sobie w tych wszystkich sytuacjach nie mam nic. Poza myśleniem nie ma mnie wcale, że tracę grunt pod stopami – grunt realności. Okaże się, że muszę na nowo coś wymyślać, aby zapełnić swoją świadomość, swoje myślące „ja”, bo gdy przestanę myśleć, to zniknę. Jest to dramat człowieka myślącego.

Aby zerwać z myśleniem, trzeba się nawrócić. Trzeba się zwrócić do rzeczywistości – albo do realnego Boga, albo do realnego człowieka. Trzeba zaakceptować realne istnienie Boga oraz realne istnienie człowieka. Trzeba uwierzyć w Boga oraz w człowieka. Trzeba wyznać istnienie Boga oraz istnienie człowieka. Trzeba przyjąć słowo prawdy.

Tylko osobowa prawda może wyzwolić nas z kajdan myślenia. Wiara i przyjęcie osobowej prawdy mają moc oczyszczającą. Oczyszczają człowieka z pęt myślenia, z dialektycznego i pojęciowego myślenia, z idealizmu. Oczyszczają człowieka z potoku myśli (z nieustannej bieganiny myśli). Wiara i prawda pozwalają mu sięgnąć głębiej do poziomu istnienia i odkryć mowę serca. Pozwalają człowiekowi wsłuchać się w swoje serce i jego mowę. Sięgnięcie do mowy serca jest już wkroczeniem w etap oświecenia. Mowa serca daje oświecenie naszemu umysłowi. Kontemplacja oświeca rozum, a sumienie napełnia (oświeca) naszą wolę. Dzięki kontemplacji rozum zaczyna świecić blaskiem osobowej prawdy, a wola dzięki wezwaniu sumienia jaśnieje blaskiem osobowego dobra. Światłem rozumu jest akceptacja prawdy, czyli wiara. Światłem woli jest afirmacja dobra, czyli miłość. Wiara i miłość prowadzą już do zjednoczenia z drugą osobą. Prowadzą do zjednoczenia z Bogiem lub człowiekiem (kobietą albo mężczyzną). Zjednoczenie z Bogiem jest celem świętości, a zjednoczenie z człowiekiem – kobiety z mężczyzną – jest celem moralności.

Podsumujmy nasze rozważania. W filozofii mamy dwie odmienne koncepcje człowieka. Pierwszą można nazwać naturalistyczną. Pojmuje ona człowieka jako byt naturalny ukształtowany pod wpływem sił naturalnych i ewolucyjnych. W tej koncepcji poznanie człowieka sprowadza się do zdefiniowania jego natury. Klasycznym przykładem jest tutaj koncepcja Arystotelesa. Opisuje on człowieka w odniesieniu do świata natury (przyrody). Człowiek jest zwierzęciem rozumnym (dziś powiedzielibyśmy - myślącym).

Drugą koncepcję człowieka nazwiemy personalistyczną. Człowiek jest bytem osobowym, co wyróżnia go radykalnie od świata zwierząt. Człowiek został stworzony przez Boga na obraz i podobieństwo Boże. Przykładem może być tutaj koncepcja Wojtyły lub Gogacza. W tej koncepcji, aby poznać człowieka, trzeba sięgnąć do osobowego istnienia. Osoba (osobowe istnienie) pochodzi więc bezpośrednio od Boga, a natura jest następnie przyczynowana przez własności transcendentalne (zawarte w istnieniu). Zatem natura pochodzi od osoby i dlatego jest rozumna i wolna. Kluczem do poznania człowieka jest więc poznanie osoby. Tak więc podstawowym problemem antropologii jest możliwość poznania osoby człowieka. Według Gogacza osobę możemy poznać dzięki mowie serca. Mowa serca jest szczególnym doświadczeniem własności transcendentalnych bytu. Mowę serca tworzą kontemplacja i sumienie. Dzięki kontemplacji i sumieniu człowiek może odbierać bezpośrednie oddziaływanie własności prawdy i dobra. Kontemplacja i sumienie są podstawą mądrości. Mądrość łączy doświadczenie prawdy i dobra, i ustala ich bezwzględną rangę. W ten sposób mądrość dociera do godności osobowej człowieka, czyli bezwzględnej realności człowieka. Mądrość uznaje i potwierdza absolutność bytu osobowego. Mądrość wyznaje absolutność Boga, ale potwierdza również absolutną realność człowieka.

Współcześnie dominują różne wersje koncepcji naturalistycznej. Mieściła się tutaj zarówno filozofia marksistowska, jak też naukowy empiryzm – czy to w postaci empiryzmu angielskiego, czy to w postaci pozytywizmu. Również współczesne teorie wychowania oparte są na naturalistycznej koncepcji człowieka. W tym wypadku ewolucjonizm gatunkowy poparty jest lub uzupełniany przez rozwój osobniczy człowieka. Wszystko to razem wzięte znaczy, że człowiekowi wystarczą do życia środki naturalne. Rozwój człowieka polega na naturalnym kontakcie ze środowiskiem, ze światem przyrody. Następuje to dzięki poznaniu zmysłowemu. Ten naturalny kontakt jest uzupełniany przez wytwory kultury. Tworzenie kultury jest także naturalną zdolnością człowieka, czyli jest zgodne z jego rozumną naturą i jest jej efektem. W uproszczonej wersji przedstawia się to następująco. Kultura (tworzenie kultury) jest działalnością rozumu. Działanie rozumu jest funkcją mózgu. Z kolei mózg ludzki rozwinął się w procesie ewolucji. [Zob. J.Brockman, Nowy renesans: granice nauki, wyd.Cis – Związki wszak są oczywiste – sztuka, filozofia i literatura są produktem interakcji ludzkich umysłów, umysł zaś jest wytworem mózgu, który z kolei jest (częściowo przynajmniej) produktem ludzkiego genomu, czyli czegoś, co powstało w fizycznym procesie ewolucji. (za Rzeczpospolitą z 6/7 sierpnia 2005, s.A6)]

W tym sensie kultura jest jedynie przedłużeniem naturalnego rozwoju człowieka. Dlatego wychowanie ma za zadanie udostępnienie młodemu człowiekowi kontaktu z przyrodą i z kulturą (ze środowiskiem naturalnym oraz z wytworami kultury). Im lepszy i szerszy będzie ten kontakt, tym pełniejsze będzie wychowanie. Można powiedzieć, że wychowanie sprowadza się do uzupełnienia natury (człowieka) przez kulturę. Kultura ma być szczytem i doskonałością natury. A to już znaczy, że można sterować naturą przy pomocy kultury (przede wszystkim przy pomocy różnych poglądów). W ten sposób kultura staje się manipulacją człowiekiem i jego naturą. Próbuje się zmienić człowieka za pomocą proponowanych wartości kulturowych (wolności lub zniewolenia, prawa lub bezprawia, demokracji lub totalizmu, altruizmu lub egoizmu).

Trzeba sobie zdawać sprawę, że gdy kultura zaczyna rządzić naturą, to znaczy to, że naszą naturą rządzi myślenie. Ludzkie myślenie jest twórcą kultury. To myślenie wyznacza trendy i mody w kulturze. Ale gdy myślenie zaczyna rządzić naturą, to jest to już znak, że zagrożona jest sama natura, ponieważ myślenie liczy się jedynie z wymogami wolności a nie realności. Myślenie pragnie bowiem oderwać się od realności i dąży do całkowitej emancypacji, czyli uniezależnienia się od rzeczywistości. Na tym polega wolność myślenia.

Jeżeli kultura rządzi naturą, to traci na tym sam człowiek. Wówczas kultura odbiera naturze całą realność. Kultura próbuje podporządkować sobie naturę, pozbawić ją znaczenia i sama przejąć rolę natury (wydawać by się mogło, że lepszej natury). Takie zawłaszczenie prowadzi do zguby człowieka. Nie da się żyć samą kulturą. Kulturą można się co najwyżej bawić, a człowiek oczywiście lubi zabawę.

Wyjściem z tych problemów wychowania jest personalistyczna koncepcja człowieka. Ujmuje ona człowieka jako osobę. Człowiek jest przede wszystkim osobą. Osoba jest podmiotowością istnienia (Wojtyła). Osobę stanowi ludzkie istnienie i intelektualność istoty (Gogacz). Podstawą realności człowieka jest więc osobowe istnienie (egzystencja). To istnienie przejawia się we własnościach transcendentalnych (prawda, dobro, piękno). Ludzkie istnienie przyczynuje i urzeczywistnia istotę człowieka (jego naturę). Istnienie urealnia treściowość istoty (władze i ich zdolności) poprzez własności transcendentalne. Prawda przyczynuje rozum, dobro wolę, a piękno kształtuje uczucia. Można więc przyjąć, że to osoba ludzka jest bezpośrednią przyczyną natury człowieka. To osoba kształtuje naturę nadając jest charakter rozumny i wolny. Zatem natura jest skutkiem oddziaływania osoby i własności osobowych.

W tej sytuacji jest oczywiste, że natura powinna podlegać działaniom (aktom) osoby. Natura powinna przejawiać aktywność osoby. Wówczas działania natury nabierają szczególnego charakteru, gdyż stają się działaniami moralnymi. To osoba ludzka działa w sposób moralny. Osoba jest podmiotem moralności. Natomiast władze naturalne człowieka ujawniają i przekazują na zewnątrz czyny moralne. Dlatego natura powinna objawiać to, co osobowe. Aktami osobowymi są wiara, nadzieja i miłość. To one powinny zostać ujawnione przez rozum, uczucia i wolę.

Osoba pragnie się ujawnić. Osoba jest otwartością człowieka. Jest podmiotem otwartym i skierowanym na zewnątrz. Osoba jest egzystencją (ex-sistentia) skierowaną ku drugiej osobie. Osoba wydarza się (wy-darza) i wyraża się na zewnątrz. Osoba przemawia do drugiej osoby. Osoba przemawia w słowie prawdy. Osoba objawia się w czynie dobra (wydarza się, czyli daje się na zewnątrz). Osoba ujawnia się w przeżyciu piękna (w upodobaniu). Te działania osoby stanowią podstawę moralności. Nie będzie moralności bez słowa prawdy, czynu dobra i upodobania piękna.

Można więc powiedzieć, że natura powinna się uczyć moralności od osoby. Na tym właśnie musi polegać wychowanie człowieka. Ale do tego wychowania potrzebny jest kontakt z Bogiem. Ludzka osoba ożywa bowiem i działa pod wpływem relacji z Bogiem. Nie będzie więc wychowania moralnego bez religijności człowieka.

10.04.2012

Osobowa podmiotowość człowieka

Ludzka podmiotowość działa w sposób ograniczony. Rozum ma możliwość dialektycznego myślenia (na tak lub na nie), zaś wola jest poddana ciągłym wyborom. Dlatego ludzka decyzja (czyli wolna decyzja – liberum arbitrium) jest wolnym rozstrzygnięciem danej sprawy. Rozstrzygnięcie powinno się dokonywać według jakiegoś kryterium. Tym kryterium miałaby być prawda, czyli zgodność z rzeczywistością. To znaczy, że kryterium rozstrzygania staje się realistyczne myślenie (realistyczne poznanie). To dotyczy otaczającego nas świata. Ale co zrobić w przypadku samego człowieka? Czy wobec nas samych możemy w ogóle mówić o realistycznym poznaniu? Przecież kiedy zaglądamy wewnątrz siebie, to odwołujemy się do refleksji, która jest jedynie myśleniem o naszym myśleniu albo poznaniem naszego poznania. Dlatego tu już nie ma mowy o realistycznym poznaniu, bo chodzi o poznanie poznania albo poznanie myślenia. Stąd tak trudno jest zgłębić prawdę o nas samych, czyli prawdę o człowieku. Strasznie trudno jest dotrzeć do realności człowieka (nawet do realności siebie samego).

Również wolność wyboru nie może być dowolnością. Wybór musi polegać na znalezieniu czegoś odpowiedniego. Wybór powinien być odpowiedni. Powinien być odpowiedniością, czyli odpowiedzialnością. Tylko odpowiedzialność może stanowić wypełnienie wyboru. Podobnie jak poprzednio rozstrzygnięcie, wybór musi mieć zasadę (kryterium). Taką zasadą wyboru jest cel (czyli kres działania). Odpowiedzialność polega na kierowaniu się odpowiednim kryterium, czyli celem. Jednak cel musi być czymś realnym, a nie tylko poznanym, (cel nie może być jedynie wiedzą lub pojęciem), bo działanie zmierza do tego, co realne. Zamierzenia i intencje są tylko poznaniem, ale w wyborze chcenie musi dotyczyć już czegoś realnego, bo działania dokonują się i przebiegają w rzeczywistości, a nie tylko w myśleniu (w sferze poznawczej). Zasadą wyboru musi być realny cel, musi nią być coś realnego chcianego jako cel. Tym czymś może być wyłącznie realne dobro. W dużym skrócie mówimy, że celem działania powinien być sam człowiek. Człowiek ma być celem działania, a nie środkiem. Oczywiście chodzi o realnego człowieka (czyli bliźniego), a nie o jakieś pojęcie (np. ludzkości). Pokochać możemy tylko konkretnego realnego człowieka. Miłość do ludzkości jest intelektualnym zboczeniem.

Ostatecznie więc widać, że ludzka decyzja, a zwłaszcza decyzja moralna, która dotyczy samego człowieka (mnie lub kogoś drugiego – bliźniego), potrzebuje koniecznie wyraźnych kryteriów i zasad zarówno w zakresie poznania, jak i w zakresie chcenia. Ale nadal pozostaje otwartą kwestią, jak zdobyć i osiągnąć prawdę o człowieku (prawdę osobową) oraz dobro człowieka (dobro osobowe). O prawdzie i dobru człowieka nie poinformuje nas ani doświadczenie zmysłowe, ani doświadczenie umysłowe (refleksja), ani przeżycia naszej świadomości. Do kontaktu z ludzką (osobową) prawdą i dobrem potrzebne jest szczególne doświadczenie. W filozofii dialogu mamy szczególny rodzaj poznania – jest nim mowa. W filozofii klasycznej (np. u Gogacza) występuje określenie mowy serca. Jest to szczególny rodzaj doświadczenia wewnętrznego. Jest to doświadczenie, które dokonuje się poza świadomością, dlatego nazywane jest poznaniem nieuświadomionym lub niewyraźnym (w opozycji do Kartezjańskiego poznania jasnego i wyraźnego). W przypadku mowy serca mamy jakby dwie drogi, którymi przebiega kontakt. Realna prawda oddziałuje na nasz rozum (intelekt), zaś realne dobro oddziałuje na naszą wolę. Oddziaływanie prawdy nazywamy kontemplacją, zaś oddziaływanie dobra nazywamy sumieniem. Kontemplacja wywołuje w rozumie (intelekcie) akceptację prawdy (bezwzględne uznanie). Natomiast sumienie wywołuje w woli afirmację dobra (bezwzględne chcenie). Dopiero wówczas mamy bezpośredni kontakt, czyli spotkanie z prawdą i dobrem w człowieku.

Można powiedzieć, że wreszcie wyjaśnia się sprawa podmiotu osobowego człowieka. Człowiek żyje i działa w przyrodzie. Człowiek żyje i działa na zasadzie natury (czyli swojego człowieczeństwa). Człowiek rodzi się, żyje i działa jako podmiotowość natury. Mówimy o nim wtedy jako o bycie cielesno-duchowym. Cielesność łączy człowieka ze światem przyrody (natury). Duchowość wynosi go ponad przyrodę. Duchowość w postaci rozumności pozwala człowiekowi na tworzenie własnego świata kultury. Człowiek wymyśla nowe zastosowania bytów naturalnych, używa ich do własnych, często duchowych, celów. W ten sposób dodaje do natury (przyrody) nową wartość – wartość kulturową. Jednocześnie ta duchowa sfera zmusza człowieka do poszukiwania jakiegoś uzasadnienia. Duchowość nie może wyrastać z samej przyrody (albo z ewolucji przyrodniczej). Duchowość musi mieć swoje źródło w czymś spoza przyrody – w jakiejś Transcendencji. Takie odniesienie do Transcendencji stanowi podstawę wszystkich religii naturalnych. Religie naturalne posługują się ogólnym pojęciem Bóstwa, chociaż często upostaciowanym w konkretną rzecz lub w postać ludzką (albo w Ducha).

Wszystko się zmienia, kiedy Boska Transcendencja podejmuje interwencję w dzieje człowieka. Najpierw mamy objawienie Słowa Bożego w Piśmie Świętym (Słowo Objawione). A wreszcie również objawienie Słowa Wcielonego w Chrystusie. W ten sposób rozpoczęła się historia zbawienia, czyli duchowego odnowienia człowieka. Człowiek uzyskał zupełnie nowe możliwości. Od tej pory Bóg-Człowiek nawiązuje osobowe relacje z każdym człowiekiem, który w Niego uwierzył. Ta sytuacja radykalnie zmienia ludzkie życie, zmienia ludzką egzystencję, odnawia zdolności i strukturę ludzkiego bytu. Pojawia się osobowa podmiotowość.

Osobowa podmiotowość człowieka ujawnia się wyłącznie pod wpływem oddziaływania Boga. Boskie oddziaływanie uaktywnia nasze istnienie. Aktywność istnienia wyraża się (ujawnia się) w realnej własności prawdy i w realnej własności dobra. Osobowe istnienie pobudzone wpływem Bożej łaski wzmaga swoją aktywność, która znajduje ujście na zewnątrz do sfery istotowej. Istnienie zaczyna wy-rażać się i wy-darzać na zewnątrz. Istnienie człowieka wyraża się lub wypowiada poprzez prawdę i dobro. Osobowe istnienie wyraża się, przemawia jako prawda i dobro. Prawda i dobro, które stanowią przejawy istnienia, docierają do naszych władz i zdolności rozumnych. Prawda dociera do rozumu (intelektu) dzięki kontemplacji. Natomiast dobro dociera do woli poprzez sumienie. Dopiero pojawienie się prawdy i dobra w tych władzach aktywizuje ich własne działania, umożliwiając im zupełnie nowy zakres działania. To dzięki kontemplacji rozum przyjmuje realną prawdę i tym samym zdobywa miarę dla swojego poznania i myślenia. To chroni go przed całkowitą dowolnością myślenia. Natomiast dzięki sumieniu wola pragnie dobra (chce dobra) i w ten sposób zdobywa własną miarę dla wszystkich konkretnych wyborów i decyzji. To z kolei chroni wolę przed całkowitym uzależnieniem od propozycji poznawczych. To pragnienie i chcenie dobra wskazuje woli kierunek i cel działania. Toteż wola może podporządkować swoje akty wyboru  i decyzji samemu realnemu dobru. Aby człowiek słusznie i poprawnie działał, wola musi się kierować realnym dobrem, a rozum musi przyjąć realną prawdę. Dopiero wówczas zdobywamy odpowiednie zasady osobowego i moralnego działania. Z chcenia dobra i z przyjęcia (uznania) prawdy rodzi się mądrość, która powie nam, co jest słuszne i prawe.

To mądrość zna realną prawdę i dąży do realnego dobra. Tylko mądrość jest w stanie uzgodnić prawdę z dobrem. Dzięki zestawieniu i połączeniu realnej prawdy z realnym dobrem mądrość potrafi zidentyfikować osobową sferę człowieka. Potrafi zidentyfikować osobową podmiotowość. Osobowy podmiot ujawnia się właśnie poprzez prawdę i dobro. Ale to prawda i dobro muszą wywrzeć bezpośredni wpływ na nasze władze, żebyśmy mogli przyjąć i uznać prawdę oraz chcieć dobra. Dzieje się to poprzez szczególny rodzaj aktywności – dzięki kontemplacji i sumieniu. Są to wyjątkowe akty, albo jakaś inna forma przekazu – nazywana właśnie mową (mową serca). Jest to właściwie bezpośrednie doświadczenie, które jest wywołane samym oddziaływaniem, albo raczej mocą prawdy i dobra. To siła i moc realnej prawdy i realnego dobra wywołuje kontemplację i głos sumienia. Moc realnej prawdy wywołuje w naszym rozumie kontemplację jako przyjęcie i uznanie tej prawdy. Natomiast moc dobra woła w głosie sumienia i wywołuje w woli chcenie dobra. Dopiero wtedy odkrywamy naszą osobę, czyli osobową podmiotowość, która przemawia do nas poprzez prawdę i dobro. Odkrywamy, że podmiotowość osoby stanowi sam akt istnienia ujawniający swoją sprawczą moc poprzez własności prawdy i dobra (pewnie też piękna).

Osobowa podmiotowość 2

Osobowa podmiotowość jest źródłem moralności człowieka. Bez dotarcia do niej człowieka nie byłoby stać na trwałe działanie moralne. Aby moralność była utrwalona i ustabilizowana, musi być oparta na prawdzie i dobru, na godności osoby, na kontemplacji i sumieniu, na mądrości i pozostałych cnotach. Ale człowiekowi nie wystarczy sama wiedza o tym wszystkim. Człowiek musi najpierw poczuć własną godność. Musi doświadczyć bezpośrednio osobowego dobra i osobowej prawdy. Musi przeżyć akt kontemplacji (otwarcie się na prawdę) oraz akt sumienia (wezwanie dobra). Człowiek musi najpierw przyjąć prawdę i zapragnąć dobra. Gdy się to już dokona, to świadczy o uaktywnieniu się osobowego podmiotu. Na tym polega właśnie osobowe fieri – stawanie się osoby w człowieku. Osoba staje się na mocy (dzięki mocy) prawdy i dobra. Moja osobowa prawda i moje osobowe dobro uaktywniają się pod wpływem relacji, jakie z człowiekiem (czyli ze mną) nawiązuje Bóg (Chrystus). To Chrystus uratował i ochronił naszą prawdę i dobro. Na nowo wydobył je z człowieka. Chrystus odnowił osobę człowieka, odnowił i uaktywnił osobową podmiotowość. Przywrócił jej moc prawdy  i dobra. I to właśnie Chrystus ofiarowuje każdemu człowiekowi (wierzącemu) w pozostawionych sakramentach. To dzięki sakramentom (Chrztu i Eucharystii) Chrystus odnawia w nas moc osobowej prawdy i osobowego dobra. Chrystus napełnia łaską istnienie człowieka i rozlewa w nim moc osobowej prawdy i osobowego dobra. Pod wpływem łaski moc naszej prawdy i dobra wzmaga się, i uaktywnia się w człowieku. Dlatego możemy powiedzieć, że Chrystus jako Bóg przemawia do nas i działa na nas od wewnątrz. Wcielone Słowo przemawia do nas poprzez osobową prawdę i osobowe dobro. Przemawia do nas w kontemplacji i sumieniu. Dlatego mówimy o Bożym głosie sumienia i o kontemplacji Bożej prawdy.

Pod wpływem kontaktu z Bogiem w człowieku wydarza się coś ważnego – coś najważniejszego. To osoba wydarza się w człowieku pod wpływem kontaktu z Bogiem. Osoba jest najważniejszym wydarzeniem w naturalnym życiu człowieka. Osoba jest wydarzeniem nadprzyrodzonym. Osoba jest tym, co staje się na mocy łaski. Nasza osoba staje się i rozwija dzięki oddziaływaniu Osoby Boskiej (dzięki Chrystusowi). To Bóg ożywia w nas osobę, czyli osobową podmiotowość. Nie ma w człowieku osoby bez kontaktu z Bogiem. Tylko Bóg posiada odpowiednią moc do sprawienia i narodzin osoby, do jej powstania (up-standing). Osoba rodzi się w spotkaniu z Bogiem. Tylko sam Bóg może się połączyć z istnieniem człowieka. Bóg może na nowo uaktywnić nasze istnienie. Może odnowić sprawczą moc istnienia. Pod wpływem spotkania z Boskim Istnieniem nasze istnienie osiąga moc sprawczą i wydarza się lub wyraża się na nowo w istocie człowieka (w jego rozumności). Ta aktywność istnienia przybiera postać kontemplacji i sumienia. Istnienia działa bowiem poprzez własności prawdy i dobra. W ten sposób samo istnienie staje się podmiotem osobowego działania. Początkiem osobowego działania w człowieku jest kontemplacja i sumienie. Te akty lub doznania (doświadczenia) stanowią również początek moralności (moralnego działania). Jest to jednak etap nieuświadomiony naszego doświadczenia, czyli coś, co dzieje się poza naszym myśleniem. Jest to doświadczenie mowy serca. Jest to odbieranie samej aktywności istnienia. Jest to bezpośrednie oddziaływanie prawdy i dobra na nasze władze. Przyjęcie tego oddziaływania stanowi podstawę dla rozumu  i woli w dalszym postępowaniu moralnym. Bez przyjęcia prawdy i pragnienia dobra nie będzie w człowieku żadnej moralności, co najwyżej podporządkowanie się zewnętrznym nakazom prawa.

Człowiek dojrzewa do samodzielnego życia. Dojrzewa do poszukiwania prawdy i pragnienia dobra. Dojrzewa do prawości, uczciwości i odpowiedzialności. Człowiek dojrzewa do moralności. Można powiedzieć, że człowiek dorasta do spełnienia samego siebie. To spełnienie siebie jest jakimś wypełnieniem własnych możliwości, jest osiągnięciem pełni, czyli doskonałości. Tą doskonałością może być mądrość albo świętość. Tą doskonałością powinno być osobowe spełnienie. Czym może być osobowe spełnienie? – Wiedzą? Chyba nie. Sukcesem? Na pewno nie. Bogactwem? Też nie. Talentem? Raczej nie. Rozwojem? Tak, ale czego?

Osobowe spełnienie musi być rozwojem. Ale rozwój osobowy przybiera dziwną postać. Okazuje się, że wyraża się on w darze z siebie. Osobowe spełnienie powinno być darem. Powinien to być dar dla kogoś. Albo dar dla Boga, albo dar dla bliźniego. Osobowe spełnienie się w moralności powinno być służbą człowiekowi (bliźniemu), albo służbą Bogu. Jak pięknie jest służyć komuś swoją osobą. Być dla kogoś, żyć dla kogoś. Być potrzebnym. Takie spełnienie możemy realizować tylko poprzez życie moralne (poprzez moralne czyny). Moralność jest bowiem skupiona na osobowym dobru człowieka. Wówczas celem naszego działania staje się osobowe dobro zawarte w drugim człowieku (w bliźnim). Jak osiągnąć to dobro? Jak pobudzić to dobro do ujawnienia się? Jak dotrzeć do osobowego dobra w drugim człowieku?

Aby zrealizować ten cel, musimy podjąć i nawiązać relacje osobowe. Jak nawiązać relacje osobowe? Musimy poczuć swoje osobowe dobro i ukazać je drugiemu człowiekowi w swoim czynie moralnym. Można powiedzieć, że powinniśmy odkryć osobowe dobro (dzięki Bogu) i uznać je za cel naszego działania. Musimy doznać osobowej godności i uznać ją za realny cel działania. Tego może dokonać tylko mądrość. To mądrość zestawiając prawdę z dobrem (i pięknem) odkrywa godność człowieka jako osoby. Jedynie mądrość jest w stanie zidentyfikować i rozpoznać godność osobową i przyjąć ją jako cel, czyli uznać za kryterium i zasadę naszego moralnego działania (za kryterium wybory i decyzji). Bez tego rozpoznania mądrości człowiek pozostaje ślepy na realne dobro. Kieruje się wtedy różnymi pojęciami dobra, czyli różnymi wartościami. Wartości są jedynie myśleniem o dobru i o czymś dobrym. Kierując się wartościami pozostajemy w sferze myślenia o dobru (w sferze intencji). Wówczas samo działanie ma tendencję do stawania się poznaniem lub myśleniem. Tak powstają przeróżne ideologie stanowiące jedynie teorie pozornego działania (czyli teorie myślenia o działaniu). Myślimy wtedy o czymś i nawet tego pragniemy, ale w działaniu wychodzi zupełnie coś innego. Tak było na przykład z budową komunizmu. Przed tymi błędami i wypaczeniami broni nas mądrość.

Mądrość rodzi się z kontemplacji i sumienia, czyli z doświadczenia prawdy i dobra. Dopiero na podstawie aktów kontemplacji i sumienia w rozumie praktycznym rodzi się mądrość jako rozpoznanie godności człowieka, czyli szczególnej rangi osobowego istnienia. Godność stanowi osobowy charakter ludzkiego istnienia. Mądrość odczytuje tę rangę istnienia poprzez doświadczenie prawdy i dobra. Ta szczególna ranga istnienia znajduje wyraz w aktywności (w oddziaływaniu na nasze władze) osobowej prawdy i osobowego dobra. Skoro mądrość powstaje na gruncie kontemplacji i sumienia, to łącząc zawarte w nich doświadczenie prawdy i dobra ma możność odkrycia charakteru istnienia jako samej godności człowieka. Rozpoznając charakter i rangę osobowego istnienia człowieka mądrość pojmuje ją od razu jako godność osobową człowieka – każdego człowieka. Dopiero wtedy ta osobowa godność może stać się celem działania, czyli zostać uznana i przyjęta za cel naszego działania. Człowiek dąży do osiągnięcia godności. Dąży do spełnienia godności własnej oraz do spełnienia godności drugiego człowieka (bliźniego). Człowiek realizuje godność własną poprzez spotkanie i afirmację godności drugiego człowieka. W ten sposób nasze działania zostają podporządkowane osobowej godności w nas samych oraz w innych ludziach. Powstaje pytanie, jak działanie ma służyć godności?

Odpowiedź jest powszechnie znana. To człowiek powinien być celem naszego działania. To znaczy, że sam człowiek powinien być chciany i afirmowany dla niego samego. Jak uczył nas papież Jan Paweł II, tak właśnie traktuje człowieka sam Bóg. Człowiek jest jedynym stworzeniem na świecie, którego Bóg zapragnął dla niego samego. (zob. KDK 24) Tak samo powinniśmy się odnosić do siebie nawzajem. Powinniśmy afirmować człowieka dla niego samego, czyli dla jego godności. A to już znaczy, że zawsze powinniśmy miłować człowieka (bliźniego). Człowiek jest godny miłości – na tym polega godność człowieka. Człowiek naprawdę jest godny miłości.

Aby więc w pełni i naprawdę pokochać człowieka, musimy odbyć całą przedstawioną wędrówkę (drogę) moralną. Od nawrócenia i spotkania z Bogiem, poprzez kontemplację i sumienie (wezwanie sumienia), aż do mądrości i dalej do uznania człowieka za cel naszego działania, a wreszcie na koniec do zwrócenia się do niego w całkowitej akceptacji i afirmacji, co stanowi już pełnię miłości. Dlatego tradycja chrześcijańska już od początku uważała, że miłość jest spełnieniem moralności człowieka, że jest wypełnieniem moralnego życia człowieka.

Osobowa podmiotowość 3

Ludzka moralność spełnia się zatem w miłości – w miłości do Boga oraz w miłości do człowieka (do bliźniego). Trzeba najpierw afirmować siebie, swoją godność, aby móc naprawdę pokochać osobę bliźniego. Ale aby umieć pokochać siebie i bliźniego, trzeba najpierw zaakceptować i zaafirmować osobę Boga, który jest dawcą wszelkiej osobowej miłości. Bóg jest Miłością i to On staje się źródłem wszelkiej miłości. Obdarza nas miłością prawdziwie osobową (bezinteresowną). Inaczej pragniemy tylko różnych przyjemności, doznań i korzyści.

Miłość, jaką obdarza nas Bóg, rodzi się w podmiotowości istnienia. Jest to miłość osobowa, bo wyrasta z samej podmiotowości osoby. Miłość osobowa pochodzi od Boga i ma już charakter nadprzyrodzony (to jest caritas). Miłość przyrodzona (amor) jest tylko pożądaniem czegoś. Jest pożądaniem dobra dla mnie, czyli czegoś, co traktuję jako moje własne dobro – coś przyjemnego albo pożytecznego dla mnie. Taka miłość kieruje się moim własnym uznaniem czegoś za dobro, a nie realnym dobrem. Natomiast miłość osobowa dosięga prawdziwego i realnego dobra zawartego w osobowym bycie człowieka lub Boga. Miłość osobowa jest afirmacją realnego dobra, jest bezwzględnym chceniem dobra, jest pełną afirmacją osoby ze względu na jest bezwzględne dobro, jest pragnieniem dobra dla niego samego, jest afirmacją dobra w nim samym bez żadnych odniesień. Kocham człowieka w nim samym bez żadnych względów czy odniesień. Kocham człowieka bezwzględnie, czyli bezinteresownie. Dopiero osobowa miłość jest bezinteresowna.

Taka osobowa miłość rodzi się z kontaktu z Osobowym Dobrem Boga. Rodzi się w naszym istnieniu. Ta miłość rozpoczyna się od aktywności istnienia. Rozpoczyna się jako aktywność (oddziaływanie) mojego osobowego dobra. Ale ostatecznie zmierza do osobowego dobra drugiego człowieka. Kochamy więc osobowe dobro (drugiego człowieka – bliźniego) i jednocześnie kochamy z powodu osobowego dobra (swojego własnego). Kochamy zatem osobowe dobro ze względu na osobowe dobro. To jest właśnie czysta bezinteresowna miłość. To jest również prawdziwa miłość, bo kocha naprawdę realne dobro, a nie to, co się nam wydaje jako dobre.

Podsumowanie. Osobowa podmiotowość wyrasta z samego istnienia człowieka. Osobowa podmiotowość działa poprzez prawdę i dobro (też piękno). Istnienie przejawia się bowiem i wyraża poprzez własności transcendentalne. Własności transcendentalne prawdy i dobra (także piękna) niosą ze sobą sprawczą moc istnienia (czyli moc realności). Dlatego mogą oddziaływać bezpośrednio na władze duchowe człowieka i powodować w nich realne skutki w postaci aktów kontemplacji i sumienia. Dzięki kontemplacji rozum (intelekt) uznaje realność i moc sprawczą prawdy. Rozum otwiera się wtedy, przyjmuje i uznaje prawdę płynącą z samego istnienia. Tylko realna prawda jest kluczem, który otwiera rozum na rzeczywistość (zwłaszcza Prawda Boska ma moc otwarcia ludzkiej duszy). Natomiast dzięki sumieniu realne dobro wzywa i pociąga naszą wolę swoją mocą sprawczą. Wola pragnie wtedy, chce i afirmuje realne osobowe dobro. Moc realnego dobra pociąga za sobą wolę, która całkowicie poddaje się wezwaniu dobra. Wola afirmuje w sposób bezwzględny realne dobro, a to znaczy, że zaczyna kochać i miłować. Dzięki sprawczej sile osobowego dobra wola może podjąć bezinteresowną miłość. Wola zaczyna bezwzględnie miłować dobra, co staje się trwałą zasadą jej działania. Dopiero wówczas wszystkie dalsze wybory i decyzje wola może podporządkować tej jednej miłości dobra. Dlatego przestają one być dowolne, ale zostają już wyznaczone przez samo chcenie i pragnienie realnego dobra (czyli przez miłość).

Dopiero na tym poziomie nasze życie nabiera pełnej realności i doskonałości (spełnienia). Jeśli zaś nie osiągniemy poziomu realności, to nasze działania i dokonania (czyny) pozostaną w sferze myślenia i wartości. Wtedy w dużej mierze będziemy działać pozornie albo tylko intencjonalnie (czyli poprzez myślowe intencje i zamiary). Dotyczy to również moralności. W ten sposób powstała etyka intencji Abelarda.

Pozostając na poziomie wiedzy o działaniu, rozmijamy się z realnością człowieka; odnosimy tylko swoje myślenie do jego myślenia i działania; na przykład wciąż myślimy, co on zrobił, co pomyślał i co powiedział, a dlaczego zrobił to a nie tamto. Sami także nie jesteśmy pewni swojego działania, ciągle coś analizujemy i rozważamy, a nie jesteśmy pewni, czy słusznie postąpiliśmy. Dzieje się tak dlatego, że całe to myślenie wcale nie pozwala nam dotrzeć i trafić do tego, co realne. Nie potrafimy odkryć i poczuć w człowieku samej realności i istnienia. Nie jesteśmy w stanie ująć osobowej podmiotowości, czyli osoby. Kręcimy się wciąż w kółko w swojej świadomości, nakręcając tylko swoje myślenie. Zaczynamy coś tworzyć i wymyślać. Wymyślamy przeróżne sposoby ujmowania i widzenia człowieka. Tworzymy nowe teorie naukowe, nowe dzieła literackie, nowe mody i trendy kulturowe. W ten sposób powstaje cały gmach ludzkiej kultury. Ale co z tego, skoro tam również nie spotkamy realności. Kultura przesłania nam realność. Staje się maską realności. W kulturze jest tylko myślenie o człowieku. Realności musimy szukać w samym człowieku (w jego głębi). Ale najpierw musimy się otworzyć na realność i poddać oddziaływaniu jej mocy sprawczej. Inaczej nie doświadczymy realności i rzeczywistości. Nie spotkamy jej, choć przechodzi ona obok nas. Aby doświadczyć rzeczywistości, musimy się otworzyć na źródło i przyczynę rzeczywistości, jaką jest Bóg (Czyste Istnienie). Musimy się otworzyć (czyli nawrócić) na Istnienie Boga, ażeby poczuć moc sprawczą naszego ludzkiego istnienia, ażeby przyjąć moc i działanie naszego własnego istnienia i istnienia drugiego człowieka (bliźniego). Musimy przyjąć istnienie Boga, ażeby uznać i zapragnąć istnienia człowieka. Bo tylko istnienie daje nam i ofiarowuje swoją realność. Tylko Bóg ofiarowuje nam realność.

Poszukiwanie podmiotowości człowieka

Początkowo wiedza o człowieku sprowadzała się do filozofii. Przez długi czas była to jedyna nauka o człowieku. Dlatego filozofia miała silne aspiracje naukowe  dbając, aby wiedza była ogólna i powszechna. Jednocześnie filozofia niosła ze sobą ożywczy powiew mądrości, gdyż powstała jako umiłowanie mądrości.

Dzisiaj mamy rozliczne nauki o człowieku. Ale nauki te obejmują przede wszystkim wiedzę zjawiskową. Zjawiska wydają się nam dostępne i zrozumiałe, jak chciał Kant. Dlatego naukową wiedzę humanistyczną interesują wyłącznie zjawiska, a nie realność. Współczesna nauka uważa, że możemy obserwować zjawiska społeczne i zjawisko indywidualnych zachowań człowieka. Sądzi ponadto, że zachowanie człowieka jest wypadkową oddziaływań środowiska społecznego i naszego własnego myślenia o tym środowisku. Możemy obserwować tylko to i tylko to powinniśmy wytłumaczyć. Można podsumować, że panuje przekonanie, że to wystarczy do zrozumienia człowieka. Być może wystarczy to nauce, ale z pewnością nie wystarczy samemu człowiekowi.

Nauki nie interesuje fakt, że jeśli przyjmiemy, iż działanie człowieka jest wzajemną interakcją pomiędzy świadomością a przyrodą (naturą) i kulturą, to odrzucamy i negujemy rolę osobowej podmiotowości człowieka. Widać, że nauce nie jest potrzebna osoba człowieka. Może naukowcy nie zdają sobie sprawy, że pozbawiają w ten sposób człowieka sprawczej podmiotowości. Mówiąc wprost, znaczy to, że działanie nie zależy od człowieka, ale jest uwarunkowane społecznie i kulturowo. Człowiekowi jest oczywiście potrzebne zrozumienie zjawisk naturalnych, społecznych  i kulturowych. Ale musimy pamiętać, że w ten sposób nie znajdziemy osobowej tożsamości człowieka. Zrozumienie człowieka musi dotyczyć jego realności, a nie jego zewnętrznych przejawów. Dlatego nie zrozumiemy działania człowieka bez odkrycia wewnętrznego źródła tej aktywności, czyli realnej podmiotowości. Działanie człowieka wyrasta z jego wnętrza. To w samym człowieku siedzi sprawca jego własnych czynów. Dlatego ludzkie działanie nie jest prostą interakcją, czyli wzajemnym oddziaływaniem różnych elementów zewnętrznych i wewnętrznych.

Pojawia się teraz kwestia, czy ta sprawcza podmiotowość występuje na poziomie ludzkiej natury (istoty), czy może skrywa się jeszcze głębiej? Musimy zapytać, czy ostatecznym sprawcą działań są władze i zdolności istotowe, czy może źródła sprawczości trzeba szukać aż w akcie istnienia?

Już Arystoteles opisywał władze, czyli zdolności do działania, jako możności. To prowadziło do stwierdzenia, że te zdolności i możności mogą działać lub nie. A to znaczyło, że pobudka do działania musi tkwić gdzieś głębiej poza samymi władzami. Wszelkie działanie powinno mieć realną przyczynę, czyli musi pochodzić ostatecznie od aktu, a nie z możności. Dlatego później św. Tomasz z Akwinu uznał, że ostateczną przyczyną działania musi być aktywność istnienie. Także Karol Wojtyła odwoływał się w tej kwestii do scholastycznej zasady – operari sequitur esse. Zatem sprawczej mocy do działania należy szukać w akcie istnienia.

W istnieniu działają własności transcendentalne. To one dysponują mocą sprawczą. Własności transcendentalne są sposobami (modus essendi) urzeczywistniania się aktu istnienia. Są przejawami aktywności istnienia. Można powiedzieć, że to dzięki tym własnościom działa akt istnienia i za ich pomocą urzeczywistnia istotę bytu. Dlatego własności transcendentalne działają poprzez istotę bytu, czyli poprzez naturę człowieka.

Ludzkie istnienie posiada własności osobowe i nieosobowe. Do własności osobowych należą prawda, dobro i piękno, a do nieosobowych – jedność, odrębność i przedmiotowość (rzecz). Własności osobowe przyczynują władze duchowe człowieka, zaś własności nieosobowe przyczynują władze cielesne (cielesność człowieka). Własności transcendentalne sprawiają najpierw odpowiednie władze, a następnie pobudzają te władze do działania. Dlatego władze duchowe – rozum, wola i uczucia – nie mogłyby działać i doskonalić się bez udziału własności osobowych. A to znaczy, że człowiek nie mógłby działać bez osobowej podmiotowości.

Jeżeli więc poszukujemy tożsamości człowieka, to nie znajdziemy jej na poziomie zjawiskowym, ale musimy sięgnąć głębiej do osobowej podmiotowości. Tożsamość człowieka nie sprowadza się jedynie do tego, jak przejawiają się jego działania. Ta tożsamość odnosi się do samych podstaw ludzkiego działania. Fundamentem tego działania jest osobowa podmiotowość, która występuje na poziomie istnienia (ludzkiej egzystencji). Dlatego powiemy, że tożsamość człowieka może stanowić tylko osoba ludzka.

Tożsamością człowieka jest więc osoba, a nie sama natura. Działania naturalne człowieka są zmienne i przeciwstawne (na tak i na nie). Dlatego nie można mówić o tożsamości odwołując się do różnorodnych przejawów natury człowieka, gdyż ukazują one jedynie dialektyczny charakter rozumności. Rozumna natura działa w sposób przeciwstawny od tak do nie. Przeciwieństwo naturalnych działań na pewno nie może określać tożsamości człowieka. Tożsamość musi być niezmienna i trwała. Tożsamość nie może pojawiać się i znikać. Otóż w człowieku trwała i niezmienna jest tylko podmiotowość osoby. To osoba działa moralnie, czyli w jeden prawidłowy sposób, gdyż osoba działa mocą prawdy, dobra i piękna. Działanie osoby nie jest więc dialektyczne i przeciwstawne, ale jest prawe i prostolinijne. Osoba zawsze działa na tak. Osoba zawsze działa dobrze. Dlatego tożsamość człowieka może być wyłącznie osobowa.

Z osobową podmiotowością człowieka związana jest również ludzka godność. Godność oznacza bowiem sam osobowy charakter podmiotowości człowieka. Godność nie odnosi się zatem do ludzkiej natury, ale dotyczy samej osoby człowieka. Godność oznacza szczególną rangę osoby ludzkiej. Nasza godność stanowi współdziałanie osobowych własności transcendentalnych. Godność oznacza sprawczą moc osobowego istnienia, która ujawnia się pod postacią działania trzech osobowych własności. Godność jest więc bezpośrednio związana z tożsamością, bo zarówno tożsamość, jak i godność dotyczą osobowej podmiotowości człowieka.

Czym jest godność?

Sens naszego człowieczeństwa zależy od tego, jak pojmujemy godność. Jeżeli pojęcie godności odniesiemy i zawęzimy do ludzkiej natury, to będziemy podkreślali te wyznaczniki, które decydują o rozumnej naturze człowieka. Wówczas godnością staje się zdolność myślenia (myślenia o wartościach – w zasadzie kulturowych) oraz wolność wyboru (wybierania tych wartości). Czy jednak takie możliwości działania możemy faktycznie nazwać godnością człowieka? Z pewnością nazwiemy je niezależnością i autonomią człowieka, ale nie godnością. A już na pewno nie godnością osobową!

Czym jest więc godność? Jest ona związana bezpośrednio z osobą człowieka. Godność oznacza szczególny status ludzkiego bytu. Jest to jakaś wyjątkowa pozycja ontologiczna człowieka. Na czym polega ów wyjątkowy status i szczególna ranga? Otóż rangę godności bytowi człowieka nadaje status osoby. Człowiek jest osobą. Osoba stanowi podmiotowość istnienia, która jest źródłem realności człowieka. Osoba oznacza więc samą osobową zawartość aktu istnienia. Tę zawartość stanowią własności transcendentalne. Osobową podmiotowość wyznaczają trzy własności osobowe – prawda, dobro i piękno. Realność osoby posiada charakter egzystencjalny. To nie jest realność istotowa. Realnością osoby nie jest zatem rozumność człowieka, bo to jest realność istotowa. Realnością osoby nie jest również wolność woli, bo to także jest realność istotowa. Realnością osoby może być tylko realność istnieniowa, czyli sprawcza aktywność osobowego istnienia.

W polskim personalizmie osobę uznaje się za podmiotowość istnienia. Wojtyła mówi wprost o osobowym istnieniu. Również Gogacz definiuje osobę w odniesieniu do aktu istnienia. W jaki sposób działa podmiotowość istnienia? Wiadomo, że u św. Tomasza istnienie urealnia istotę bytu. Istnienie sprawia więc i przyczynuje istotową realność. Otóż istnienie sprawia i urzeczywistnia istotę  bytu dzięki sprawczej mocy własności transcendentalnych. Jak twierdzi Gogacz, istnienie bytu ludzkiego posiada w sobie własności osobowe i nieosobowe. Własności osobowe sprawiają zdolności duchowe istoty, natomiast własności nieosobowe przyczynują zdolności cielesne.

Godność człowieka jest związana z realnością przysługującą osobowemu istnieniu. Godność jest związana z osobowymi własnościami transcendentalnymi. Są nimi prawda, dobro i piękno. Działając razem własności te sprawiają duchowość ludzkiego bytu. Prawda sprawia rozum, dobro przyczynuje wolę, a piękno kształtuje uczucia. Z kolei własności osobowe pozwalają działać duchowej naturze człowieka w sposób słuszny, prawy i piękny. Właśnie od tej aktywności własności osobowych zależy moralne postępowanie człowieka. Cała ta sprawcza aktywność prawdy, dobra i piękna stanowi o szczególnej godności człowieka. Dlatego możemy powiedzieć, że godnością jest osobowa aktywność istnienia (podmiotowości istnienia). A zarazem godnością człowieka jest jego moralne działanie. Godnością jest zatem osobowy sposób działania, które wyznacza moralność człowieka. Godnością nie jest więc sama rozumność, ani sama wolność. Godnością są moralne czyny, które mogą podejmować władze rozumu i woli, także uczuć, pod wpływem aktywności własności osobowych prawdy, dobra i piękna.

Musimy wreszcie zapytać o same własności osobowe. Otóż nie biorą się one z niczego. To Bóg stwarza ludzkie istnienie i to On wyposaża to istnienie we własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna. Ponadto wydaje się, że aby te własności mogły osiągnąć moc sprawczą, muszą być w stałej łączności z Bogiem. Jak uczy nas Gogacz, dokonuje się to dzięki relacjom osobowym, które może nawiązać sam Bóg. Jeżeli osobowa prawda człowieka połączy się z Boską Prawdą, wówczas otrzymuje zdolność działania (moc sprawczą) i objawia się dzięki kontemplacji na gruncie istotowym w rozumie. Wtedy rozum może przyjąć tę prawdę i posługiwać się nią jako zasadą poznania. Podobnie rzecz się ma z wolą. Jeżeli osobowe dobro człowieka połączy się z Boskim Dobrem, to zaczyna działać i dzięki wezwaniu sumienia pociąga do siebie naszą wolę. Wola pragnie wtedy osobowego dobra i to pragnienie staje się zasadą chcenia i wyboru. Również nasze uczucia podlegają działaniu osobowego piękna. Jeżeli osobowe piękno człowieka łączy się z Boskim Pięknem (Majestatu Boga), to nabiera zdolności i mocy sprawczej i dzięki upodobaniu zaczyna oddziaływać poprzez naszą uczuciowość. Uczucia człowieka znajdują wtedy upodobanie w osobowym pięknie (pięknie życia) i zaczynają korzystać z niego jako zasady podniecenia i pożądliwości. Wtedy uczucia kierują się pięknem i mogą je przeżywać, a nie muszą być podległe i zależne od przyjemności lub przykrości. Zależność od przyjemności wypacza nasze uczucia.

Osobowa godność człowieka polega na aktywności własności transcendentalnych. Jednak ta aktywność nie może się ujawnić bez łączności z Bogiem. Dlatego trzeba stwierdzić, że nie będzie godności bez łączności z Bogiem, czyli bez życia religijnego. Nie będzie godności bez osobowych relacji z Bogiem. Nie będzie godności bez wiary, miłości i nadziei.

Współczesna kultura podsuwa nam różne (nawet przeciwstawne) pojęcia godności. Takie pojęcia są często wymysłem człowieka. Możemy sobie oczywiście pomyśleć, że godnością jest wolność i absolutna niezależność. Ale musimy sobie zdawać sprawę, że taka wolność dotyczy jedynie samego myślenia. A to znaczy, że nasze myślenie pragnie nadać sobie najwyższą rangę i wartość – czyli godność. Zapominamy jednak, że godność jest czymś, co człowiek otrzymuje w akcie stworzenia. Człowiek został stworzony przez Boga jako osoba. Otrzymał od Boga osobowe istnienie, które zawiera w sobie własności prawdy, dobra i piękna. Te własności Bóg dał człowiekowi wraz z osobowym istnieniem. Dlatego własności transcendentalne posiadają moc sprawczą służącą do urzeczywistniania rozumnej natury człowieka. Toteż godność człowieka stanowi wspólna aktywność własności osobowych zawartych w istnieniu. Osobowa godność stanowi więc fundament realności człowieka i jego działania. Oznacza ona szczególny status i rangę ludzkiej egzystencji. Dlatego to właśnie osobowa godność jest podstawą rozumnej natury człowieka, a nie odwrotnie. To osobowa godność określa rozumną naturę, a nie natura decyduje o godności człowieka. Bez godności jako podstawy nie byłoby natury człowieka.

Dlatego godnością człowieka nie jest myślący rozum i wolna wola. Myślenie rozumu i wolność woli są efektem odwrócenia się od Boga. Są skutkiem odwrócenia się od osobowej realności. Dlatego myślenie i wolność decyzji nie służą osobie człowieka, a raczej jej przeszkadzają. Właśnie one – myślenie i wolność decyzji – są w stanie pozbawić człowieka osobowej godności. Mogą odebrać człowiekowi jego godność. Myślenie i wolność decyzji chcą bowiem przejąć całkowitą kontrolę nad działaniem człowieka. Negują i odrzucają osobową aktywność, czyli pomijają prawdę, dobro i piękno. A wówczas działanie człowieka staje się kłamstwem, przemocą i gwałtem, czymś szpetnym i obrzydliwym. Trzeba więc zapytać, czy propagując kłamstwo, przemoc, brzydotę opowiadamy się za godnością człowieka? Czy w wymyślaniu kłamstw o człowieku, czy w zachęcaniu do gwałtu i przemocy, nawet zbrodni przeciwko człowiekowi, czy w pokazywaniu brzydkich i obrzydliwych postępków człowieka możemy dostrzec i odkryć osobową godność? Na pewno nie!

Godność kryje się w samej osobie człowieka. Ale osoba nie jest świadomością ani wolnością. Osoba nie jest wymyśloną podmiotowością ludzkiego „ja”. To nie jest ani ego, ani super-ego. Osoba ludzka jest podmiotowością istnienia. Ta podmiotowość wyraża się w sprawczej mocy i aktywności prawdy, dobra i piękna. I właśnie ów sprawczy związek własności transcendentalnych stanowi o godności człowieka. Godnością jest wspólnota prawdy, dobra i piękna. Ten związek i wspólnota jest jednocześnie obrazem Bożym w człowieku i pochodzi bezpośrednio od Boga. Dlatego mówimy, że godność człowieka pochodzi od Boga.

Godność według ks. Stycznia

Ks. Styczeń wiąże godność człowieka z osobowym charakterem ludzkiego bytu. Człowiek jest dla niego osobą stworzoną na obraz Boży (homo – imago Dei). Godność jest związana z istnieniem człowieka jako osoby. Dlatego stwierdza on, że osobowa godność wyrasta z samej struktury bytowej oraz przenika tę strukturę. W strukturze osoby ludzkiej autor wyróżnia dobro naczelne, którym jest sama osoba i które nazywa godnością osobową. Wyróżnia także pozostałe dobra: - konieczne (życie) i niekonieczne (cielesność, czyli cielesny organizm) dla osoby.

Ta godność człowieka jest związana ze stworzeniem na obraz Boży. To Bóg stwarza osobę człowieka. Bóg stwarza człowieka od razu jako byt osobowy. Dzięki temu osoba ludzka może uczestniczyć w osobowej godności Stwórcy. Jednak ks. Styczeń dopowiada, że to miłość jako afirmacja osoby gwarantuje nam uczestnictwo w Najwyższym Dobru. Możemy zatem powiedzieć, że osobowa godność pochodzi bezpośrednio od Boga i pozwala nam uczestniczyć w Dobroci Boga. Ponadto ks. Styczeń uważa, że mimo moralnego upadku (grzechu) człowiek zachowuje swą osobową godność w sposób nienaruszalny. Gdyż jest ona przynależna do jego struktury bytowej i przenika ją.

Dla ks. Stycznia ta osobowa godność jest normą moralności. Wyjaśniając to powie, że godność osoby (dignitas personae humanae) stanowi normę moralności, czyli kryterium, w świetle którego działanie staje się istotowo moralnie powinne lub moralnie wartościowe. To znaczy, że kryterium oceny moralnej działania jest poszanowanie i spełnienie osobowej godności człowieka. To właśnie godność ukazuje nam człowieka jako cel moralnego działania. Osobowa godność (jako bezwzględne dobro moralne) wyklucza bezwzględnie dopuszczalność instrumentalnego traktowania osób „dla dobra” innych osób, np. w formie „poświęcenia” jednostki dla wielu osób lub „poświęcenia się” wielu osób dla jednostki. Człowiek nie może być traktowany jako środek prowadzący do celu. Może być wyłącznie celem moralnego działania. Dlatego, zdaniem ks. Stycznia, „dobro wspólne” jest właściwie określone, jeśli gwarantuje afirmowanie godności wszystkich członków wspólnoty.

Ks. Styczeń uważa, że z godności wypływa moralna powinność działania. Moralną powinność działania wiąże on z moralną świadomością. To znaczy, że musimy poznać godność osoby i stwierdzić powinność działania względem niej. Twierdzi on, że podmiotową świadomość moralnej powinności działania nazywa  się sumieniem w szerszym znaczeniu. Ta świadomość znajduje wyraz w postaci sądu: „Powinienem spełnić to działanie”. Według Stycznia taki sąd jest już sumieniem w ścisłym znaczeniu. Tak więc sumienie z jednej strony jest własnym aktem poznania podmiotu, w którym zobowiązuje się on do działania, a z drugiej strony jest aktem poznania, w którym stwierdza on prawdę o rzeczywistej wartości osoby. Potocznie powiemy tak: „Człowiek jest osobą, która posiada szczególną wartość, czyli godność” (jako wartość bezwzględną) oraz „Osobę należy kochać” (czyli afirmować w sposób bezwzględny). Dlatego zdaniem ks. Stycznia, sumienie staje się podmiotowym wyrazem normy moralnej. Norma jako kryterium jest zawarta w samej osobie człowieka (jako jej godność). Natomiast w sądzie sumienia zostaje przez nas uświadomiona, czyli poznana i uznana. W ten sposób obiektywna godność osoby przekształca się w subiektywną powinność działania. Sumienie jako akt poznania rozpoznaje godność osoby i domaga się potwierdzenia tego w działaniu. Dlatego według Stycznia sumienie staje się dla podmiotu sposobem kierowania sobą w świetle „prawdy o dobru”. Sumienie informuje nas niezawodnie o powinności afirmowania osoby z uwagi na jej godność. Wniosek sumienia o moralnej powinności działania wypływa ze zgodności z obiektywna normą moralności, czyli godnością osoby. Natomiast informacja o słuszności działania nie jest niezawodna (nie wiem, czy postąpiłem słusznie). Dlatego mamy obowiązek stałego formowania swojego sumienia wyrażający się w konieczności coraz głębszego poznania osoby ludzkiej.

Na koniec ks. Styczeń stwierdza, że przedmiotem etyki jest doświadczalnie stwierdzalna w sumieniu powinność afirmowania osoby z uwagi na przysługującą jej godność. Powiemy więc, że głos sumienia jako Boży nakaz funkcjonuje w moralności bezpośrednio jako apel godności osoby o afirmację (czyli miłość).